Ale, kiedy przyszło już do punktu kulminacyjnego z Passarellą na tapecie... Wtedy Almeyda, poczuł wiatr w żagle i zaczął wyzywać Kaisera od najgorszych. Począwszy od "mierdy" (gówno) a kończąc na tym, czego mikron nie uchwycił "cabron" (skurwiel, chuj, alfons - jak kto woli). Nie owijał w bawełnę twierdząc, że "Daniel tylko potrafił mi kłody pod nogi rzucać. Nie było między nami nici współpracy" albo "nawet za moimi plecami, buntował piłkarzy przeciwko mnie". Ale prawdziwym mistrzostwem świata, popisał się, gdy rzekł po konferencji: "W przeddzień mojej dymisji, zadzwonił do mnie po północy, żeby mi powiedzieć, że nie będę trenerem Millonarios...". W tym momencie Passarella jawi nam się jako pospolity grabarz, bezduszny ewolucjonista, który nie życzy sobie stać wyżej od niego. O tym, że El Kaiser nienawidzi bycia drugim, przekonaliśmy się wraz z pojawieniem się Diego Maradony. Historie ich waśni i konfliktów nadają się na książkę, to nie ulega wątpliwości. Dzięki temu, każdy już wiedział, że gość ogarnięty manią prześladowczą, nie będzie tolerował ludzi, którzy są od niego bardziej popularni. Kojarzycie może książkę Rybakowa - "Dzieci Arbatu"? Jeśli tak, to porównanie Passarelli do Stalina, jest jak najbardziej na miejscu...
Ale jest też i druga strona medalu. Tą, pod którą El Pelado podpisuje się obiema rękami i nogami. Przypomnijcie sobie wydarzenia sprzed sezonu, kiedy okazało się, że Cavenaghi i Chori Dominguez zostali przez Passarellę skreśleni. Powód oczywisty, to im a nie prezydentowi klubu przypisano powrót do pierwszej ligi. Kibice się oburzyli na wieść o ich odejściu, tysiące z nich wyszło na ulicę protestować, przyćmiewając nawet przechodzący obok marsz feministek (i to był najpiękniejszy obrazek). A co wtedy zrobił Almeyda? Otóż stwierdził, że klub "świetnie poradzi sobie bez nich, życząc im powodzenia w dalszej karierze". Tym samym chroniąc własną dupę, pokazał się jako wierny i lojalny sługa Kaisera. No, ale potem jak już mu prezydent, tylko wadził i się ciągle gdzieś wcinał, to co się stało? Uczynił River przeciętnym, wybrakowanym i niewyedukowanym klubem, do którego bez mrugnięcia okiem sprowadzał swoich "żołnierzy". Wyrobników o miernych umiejętnościach, ale za to grzecznych i potulnych. Ciągłe mieszanie z ustawieniem, a kończąc na selekcji składu, dokonał destrukcji. Był odważny, ryzykował, ale więcej było w tym szaleństwa i "a nuż się uda" niż chłodnej kalkulacji. Almeyda był nerwowy, potwierdził to przerżnięty na własne życzenie klasyk z Boca, gdzie z 2-0, zrobił 2-2. Tak oto kończy się los gościa, który może jeszcze dostanie szansę, na wyciągnięcie wniosków z tej ponad rocznej pracy z River Plate.
Tymczasowo stanowisko DT obejmie Gustavo Zapata, od 8 lat człowiek sztabu szkoleniowego River. A kto zostanie nowym trenerem? O tym opowiem jutro, ale Ramon Diaz też jest na tej liście "czterech, pięciu kandydatów".
- Ale niech się kibice Boca z rywala nie śmieją, bo jak popatrzą na własne podwórko, to tam wcale nie lepszy burdel. Prezydent klubu Daniel Angelici ma zgryza, bo właśnie po cichu, szepnął do ucha komuś swoje plany, a ten poszedł z tym do mediów. Scenariusze wyglądają następująco:
1. W przypadku awansu do Copa Libertadores, Julio Falcioni dostanie propozycję półrocznej umowy - scenariusz realny, jeśli faktycznie gra w pucharach stanie się faktem. Lecz nie zapominając przy tym, że potrzebne będzie do tego przewietrzenie szatni, która w dużym stopniu jest zbuntowana z JCF.
2. Nowymi trenerami zostaje duet Jorge Ribolzi i Hugo Ibarra (trener młodzieży do lat 15-stu w Boca) - najbardziej ekonomiczny dla finansów klubu scenariusz. Tani, szybki i łatwy w negocjacji. Ale to forma tymczasowa, jak niegdyś Abel Alves czy Roberto Pompei. W dodatku Ibarra, ma dość nijakie relacje z grupą Romana, co też służy utrzymaniu podziału w szatni.
4. Mauricio Pochettino trenerem Boca - całkiem niedawno został zwolniony z Espanyolu Barcelona, po blisko 3 latach pracy w tym klubie. Dość długo funkcjonował w Hiszpanii, ale wyniki były przeciwko niemu. Aktualnie opcja do rozważenia, lecz były uczestnik mundialu z 2002 roku, zaznaczył, że pierwszeństwo mają oferty z Europy. Wszak, nie po to swoją przygodę z trenerką ze Starym Kontynentem, by wracać z podkulonym ogonem do ojczyzny. Z pewnością dla aktualnej sytuacji kadrowej, z nikim nie jest skłócony na dzień dobry. Ale nie jest to i też najtańsza opcja. Minimum 500 tys. dolarów za rok pracy powinno wystarczyć.
5. Carlos Bianchi trenerem Boca - każda zmiana trenera i zawsze jego nazwisko pojawia się jako numer jeden. Wielokrotnie odrzucał możliwość wejścia, do swojej ulubionej rzeki po raz trzeci. Zmusić go do tego ani nie jest łatwo, ani też nie widać, by niósł ze sobą jakieś zbawienie. Dla Riquelme owszem, wszak kocha go jak ojca. Ale dla klubu niekoniecznie, wszak szkoła trenerska jest u niego dość archaiczna. Jeśli za samą pracę menadżerską w klubie dostawał niegdyś ponad milion dolarów, to myślicie, że za byle grosze wróci na ławkę trenerską? Mocno wątpliwe. Utopia i tyle.
6. Guillermo Barros Schelotto trenerem Boca - opcja marzenie dla Angeliciego, jednocześnie trudna w realizacji. O ile były piłkarz Xeneizes, chętnie wróci na stare śmieci, o tyle trzeba jeszcze dogadać sprawy odszkodowania z Lanus. A, ci ani trochę nie są chętni na żadne ustępstwa. Jego powrót na La Bombonerę uzależniony będzie też od rewolucji w szatni, czyli pozbycia się grupy przyjaciół Romka.
7. Mastrangelo trenerem Boca - ach... jak pięknie to brzmi...
- FIFA wytypowała trzy ostateczne nazwiska do zdobycia Złotej Piłki: Leo Messi, Cristiano Ronaldo i Andres Iniesta. Oczywiście na pytanie, co blog o piłce latino, ma wspólnego z wydarzeniami dotykającymi w większości Europę i świat, odpowiada... Messi. Wybór jego jak i Ronaldo pod względem nominacji do finałowej trójki, nie podlega żadnej dyskusji, bardziej emocje wywołuje sposób wyłonienia tego najlepszego na świecie. Więc, każdy mówi, że "Messi bardziej zasłużył, bo ładował gole, asysty i objeżdżał rywali jak dzieci" a z drugiej "Ronaldo ma tytuły z drużyną, harował jak wół i też kręcił cyferki, którym się ludziom nie śniło". Tak, to pojedynek dwóch osobistości znamienitych, przy których Iniesta nawet nie jest godny stać obok nich. Bo w sumie dlaczego nie Falcao? A dlaczego nie Casillas? Żarty na bok.
ak, ten cały plebiscyt wywołuje mieszane uczucia. Bo na dobrą sprawę, jakikolwiek wybór i tak będzie szeroko krytykowany. Kryteria oceny też są znakiem zapytania, więc jak to wszystko ocenić czy zmierzyć? Absolutnie niełatwe zadanie, które i tak zakończy się wygraną tylko jednego zawodnika. Ale czy w takim układzie, te plebiscyty powinny zostać zlikwidowane? Pytań jak widać jest całe mnóstwo, a odpowiedzi nie usatysfakcjonują żadnej ze stron, optujących za poszczególnym piłkarzem. Myślę tak sobie, że pojedynek Messi-Ronaldo (Iniesta robi tu jedynie za gościa, który mógłby tylko nosić za nimi sprzęt) wygra ten pierwszy. Nie pytajcie mnie, dlaczego... Microdancing.
- Mecz Independiente z Belgrano, który został dwa tygodnie temu z powodu burd kibiców przerwany, został dokończony. Ostateczny wynik to 2-1 dla drużyny z Cordoby, którzy mimo straty bramki, potrafili rywala dobić. O samym meczu można powiedzieć tylko tyle, że się odbył. Co prawda emocji nie brakowało, kiedy skrzydłowy Quiroga z Belgrano dostał czerwień. Ale nawet i to nie przeszkodziło gościom w tym, żeby wywieźć z Avellanedy trzy punkty. I na tym poprzestańmy, chyba nie jesteśmy masochistami?
Tym samym drużyna Belgrano wskoczyła na... trzecie miejsce w tabeli Torneo Inicial, zachowując matematyczne szanse na mistrzostwo. Akcentem polskim jest za to fakt, że trenerem klubu jest Ricardo Zielinski... Czy zatem jego babcia, zanim przyjechała do Kraju Srebra wpierw oblizywała palce jedząc kremówki? Sylwetkę DT Belgrano, na pewno przybliżę już po sezonie.
Poniżej, macie skrót z tego spotkania, wraz ze zbytnią "ekspresją" fanów Los Diablos Rojos:
- Scolari ponownie obejmie stery selekcjonera reprezentacji Brazylii. Ponownie i nie do końca wiadomo, ile w tym sensu, a ile przemyśleń sterników CBF. Jeśli spojrzeć na problem szerzej, to pewne powody do niepokojów są. Raz, że ostatnio wiodło mu się, źle z Palmeirasem, który spuścił z Serie A. Dwa, ostatnio ogólnie sprawia wrażenie człowieka, który oderwany jest od rzeczywistości. No i trzy... punkt dodany po to, żeby powiedzieć, że Argentyna się z tego umiarkowanie cieszy.
Słowo klucz. Umiarkowanie. A co, jeśli zadziała na kadrę, tak samo jak w 2002 roku? Wiecie czym to pachnie? No właśnie. Formalnie Mano Menezes zawodził, to fakt. Oceniać jego popisy przez pryzmat spuszczania łomotu Chinom czy Irakowi, zupełnie nie przystaje. Tak, zawalił Copa America, Igrzyska w Londynie spieprzył koncertowo... Ale skoro dymisja, to dlaczego akurat teraz? W jakimś stopniu, to co stworzył Mano, wypracowało jakiś całkiem niezły schemat. Coś, co wymagało doszlifowania. Autorski pomysł, może nie godny Nobla, ale w jakimś stopniu odzwierciedlał aktualny stan. Piłkarzy wszak Brazylia ma sporo, jedni gorsi drudzy lepsi. I jeśli nie będą pomagać sędziowie, to i weryfikacja, przebiegnie bezproblemowo.
Ale Menezesa ostatecznie się pozbyto i nie sądzę, by Felipao był orędownikiem kontynuacji dzieła poprzednika. Będzie lepił coś swojego, ale nie jestem przekonany, czy z pożytkiem dla Canarinhos. Tu, przecież może dojść do małej rewolucji, kilku pewniaków zostanie wyautowanych, a w ich miejsce wskoczą ci, których już dawno pogrzebano. A może i przyjdzie nowe? Who nose, jak mawiał Ibrahimović.