czwartek, 22 listopada 2012

Pampa the pampa, wielka wina lampa #8

Jak w każdy czwartek, spójrzmy co dzieje się na kontynencie Latynoamerykański. Burza hormonów?

- Argentyna 2, Brazylia 1. Tyle bramek strzelili dziś ubrani w krajowe mundurki, drużyny narodowe mocarstw piłkarskich. Ci, którzy mają wytyczać horyzonty, jednocześnie produkujący towar najwyższej jakości, zaprezentował się na La Bombonerze. Konkretnie to były krajowe modele, z których część powinna zameldować się w Europie. Rewanżowy mecz przebiegał w całkiem znośnym tempie, ale bez jakiś odważniejszych wypadów, na bramki przeciwnika. Obie drużyny, bardziej skupiły się wymienianiu "uprzejmości" w środku pola, niż podbijaniu licznika ze strzałami. W drugiej połowie scenariusz niemal identyczny, ale dopiero od 80 minuty zaczęły się właściwe emocje. Najpierw rzut karny po faulu na Martinezie (swoją drogą, trochę kontrowersji było) wykorzystał Scocco. Lecz dwie minuty później Fred wyrównał, po zamieszaniu w polu karnym, ładnie podciął piłkę (trochę fartownie) która spadła za kołnierz Orionowi. Ale jak wiemy, każdy walczy do końca i dzięki drugiej bramce Scocco (po długim holowaniu piłki przez Montillo), wynik końcowy to 2-1.

Ale, jako, że w pierwszym meczu Brazylia wygrała 2-1, to sędzia zarządził konkurs rzutów karnych. W tej loterii, wygrali Canarinhos, dzięki czemu obronili oni zaszczytny tytuł "Mistrza klasyku Ameryki Południowej". Oczywiście słowa uznania dla Neymara, który już nie próbował wystrzelić kolejnej piłki w kosmos. Wtedy, byśmy byli znowu zmuszeni, wysłać słynnego Felixa B. w przestworza. Gdyby kogoś w Brazylii indywidualnie pochwalić, to miałbym dylemat, bo mało który gracz grał padlinę widoczną gołym okiem. Jednocześnie też nie grając jakiegoś artyzmu, godnego malunku Van Gogha. Z kolei u Argentyńczyków było z tym  wiele łatwiej. Świetna zmiana Scocco, za bezproduktywnego Barcosa, dobrze rozgrywający Montillo i chyba mój prywatny bohater - Gino Peruzzi. Cała reszta przeciętnie dotrwała do końca meczu.

A jaki wniosek płynie z rozgrywania tych meczów? Cóż, to prawdopodobnie jedna z nielicznych okazji do porównywania poziomu obu lig krajowych, plus to jakimi graczami może się Europa w przyszłości zainteresować. Oczywiście nie jest to tak dokładny i wiarygodny sprawdzian umiejętności. Zwłaszcza, kiedy trenerzy nie mogą powołać kogo chcą lub po prostu... im się nie chce. Nie do końca sprzyjający termin, lamenty klubów, że podpiernicza się im pracowników w środku tygodnia. Jest sporo do poprawy, ale chyba nie wszystko stracone. Póki pieniądz w grze, umowa między obiema federacjami obowiązuje aż do najbliższego mundialu w 2014 roku.

A dla zainteresowanych oczywiście skrót (w języku portugalskim, komenatrz made in Brazil, żeby co się inne kraje nie burzyły, że tylko habla espanol):



- Szykują się powoli roszady trenerskie w Godoy Cruz. Omar Asad już wkrótce powinien dostać wymówienie, a jego miejsce już chce zająć kilku bezrobotnych. Jednym z nich może się okazać... Martin Palermo!!! Tak, już ktoś wam kiedyś mówił, że osoba używająca trzech wykrzykników ma problemy z psychiką. Więc, dlatego olejmy ten stan rzeczy i zajmijmy się... Martinem Palermo!!!

Jakim cudem, człowiek nie posiadający (lub nie chwalący się) papierów lub ukończonych kursów, mógłby zostać trenerem? No cóż, jeśli nazywasz się Martin Palermo i jesteś krajową legendą, to nie ma dla Ciebie żadnych ograniczeń. Właściwie to nikt nie za bardzo rozumie, czemu z El Titana, ktoś robi za zbawiciela, kiedy o trenerce nie mówił zbyt głośno (czyt. nie ma jeszcze zielonego pojęcia). Jeśli nawet, to jedynie wspominał o szkoleniu młodzieży, niż o prowadzeniu drużyny i to z samej Primera Division. To nie trzyma się kupy. Ale, nie tylko Godoy Cruz przyglądał się jego osobie, lecz także Argentinos, San Martin de San Juan (już w nazwie klubu, jest coś takiego pociągającego dla Palermo) czy Quilmes (w roli asystenta). To wygląda raczej na tymczasowym szał jego nazwiska niż konkretne działania.

Z drugiej strony, piłkarz prowadzi na tyle bujne życie towarzyskie, że nikt o nim tak szybko nie zapomni. A jeśli nie jesteście, do końca o tym przekonani, to macie to (serial nosi nazwę "Los Graduados"):


Nieistotne, że bez hiszpańskiego, pewnie nie zrozumiemy o co biega (jak to w każdym argentyńskim serialu komediowym, ciężko połapać się w tym, co śmieszne a co nie). Wiemy natomiast, że cierpiący na syndrom "Małego głoda" El Loco aktorsko wypada... no cóż, na Oscara nie ma co liczyć. Ale nie zapominajmy o jednym, to w końcu... Martin Palermo!!!

- W Boedo, pewien znany argentyński klub rozpoczyna powoli przeprowadzkę do sąsiedniej dzielnicy o nazwie Almagro. Miejscu, gdzie sięgają korzenie San Lorenzo. Duża w tym zasługa obecnych władz klubu, w szczególności Marcelo Tinelliego, który jak nie siedzi w biurze to prowadzi swój popularny program "Showmatch" w El Trece. I to właśnie jego wsparcie (czyt. finansowe), ma zagwarantować klubowi powrót na sam szczyt. A to chyba jedyny zbawiciel, w krytycznym momencie walki o utrzymanie w pierwszej lidze. A zakusy na kilku piłkarzy? Te już zdążyły obiec świat. Konkretnie trzy nazwiska: Fabricio Colocciniego, Teofilo Gutierreza i Gonzalo Bergessio. Nie ma co ukrywać, nazwiska jak na ligowe warunki dobre, jeśli nie wspaniałe. To prawda, że Gutierrez słynie raczej ze straszenia kolegów z szatni pistoletem, nożem czy kluczem francuskim. To prawda, że Coloccini zarabia cholernie dużo kasy (ok. 2,5 mln euro za rok). To prawda, że Bergessio to raczej typowy paralityk, mający sporo fuksa niż umiejętności (ani 9-tka z niego dobra, ani 11-stka - takie nie wiadomo co).

Ale dla takiego klubu jak San Lo, może okazać się zbawienne. W końcu inwestujący swoją kasę Tinelli, oddaje za ten klub cała swoje życie (bardzo szczegółowo to opisywał) i byle okruszkiem się nie zadowoli. Jeśli chodzi o ocenę szans, na ich sprowadzenie, to są one dość iluzoryczne, choć niepozbawione całkowicie szans. O ile taki Teo czy Gonzalo, chętnie spojrzą raz jeszcze w kierunku Argentyny, o tyle Fabi Colo, nie od razu przystanie na gorsze warunki finansowe. Zresztą i tu Tinelli wykazuje się sprytem, gdyż od kilku miesięcy, pracę z młodzieżą zaczął Osvaldo Coloccini, czyli tatuś Fabricio. Czy na taki haczyk uda się złapać tak dużą i "włochatą" rybę? (sami wiecie, jakim fryzem się Coloccini może pochwalić, taki a la David Luiz).

- Ramon Diaz (w przeszłości fajny piłkarz i niezły trener z sukcesami), stwierdził, że pozbycie się Cavenaghiego, Choriego Domingueza i Ocamposa z River było wielkim błędem. Cóż to za genialne odkrycie! W życiu bym się nie spodziewał, aż tak celnej diagnozy, po blisko kilku miesiącach od nieobecności wymienionych graczy! 

Ale na poważnie. Co prawda zaznaczył, że jest ponownie gotowy powrócić na El Monumental, ale po tych słowach nie wierzę, by Passarella chciałby go zatrudnić. Już nie raz, nie dwa wspominał, jak bardzo za jego osobą nie przepada. A wierzyć w to, że mieliby się "tolerować" nie wierzy nikt z otoczenia jednej jak i drugiej osoby. Dwóch sprzeczających się kapitanów na jednym pokładzie? To nie może się udać.

- Na brazylijskim rynku transferowym tymczasowy spokój. Przynajmniej na zewnątrz, bo wewnątrz klubowych siedzib telefony są rozgrzane do czerwoności. Największe moje skupienie zbiega się z tym, co może się tam wydarzyć.

Diego Lugano, który cierpi na syndrom polskiego piłkarza (mam na myśli, nie gra w klubie a gra w reprezentacji), już teraz chce wyjechać z Paryża. Uznał, że 3,5 mln euro w gotówce już mu wystarcza i chce też pograć. Ale w PSG, trener Ancelotti ani myśli stawiać na Urusa, więc ten polecił swojemu agentowi, poszukać zainteresowanych jego usługami. Opcja numer jeden - FC Sao Paulo. Opcja numer dwa - Gremio. Opcja numer trzy - River Plate. Opcja numer cztery: klub w Hiszpanii. Czego Lugano nie wybierze, może być pewny, że chętnie na jego zatrudnienie się znajdą.

Diego Forlan to już trochę stara śpiewka. W Internacionalu Porto Alegre idzie mu tak jak w Internazionale Milano. Po prostu źle i tragicznie. Co, więc powinien zrobić Diego? Oczywiście trafić do... Independiente, klubu z którego wyruszył w świat. Kolejny klub na literę "I", to już znak jakiejś choroby. W każdym razie to tak nierealne, że aż... możliwe do realizacji. Ponieważ jego aktualny pracodawca, trochę reali na jego osobę wydaje. A pożytku z tego niewiele...

Renato Augusto... tak, wiem stara śpiewka z piłkarzem Bayeru i przenosinami do Flamengo. Bo niby skąd wezmą kasę? Od banku pożyczą czy od Ronaldinho, z którym się procesują? Z jednej strony piłkarz chce jechać na mundial i smutnieje, kiedy Mano Menezesa w Niemczech nie widać. Oczywiście nie w celu robienia wspólnych fotek z Angelą Merkel, a na obserwacji piłkarza słynnych Aptekarzy z Leverkusen. A czasu ma niewiele, gdyż powoli na stałe przyspawał się do ławki, a trenerski duet Lewandowski & Hyypia, ani myśli go przywracać do składu. Nie, to nie jest Robert Lewandowski, tylko Sascha...

Neymar... On to jak zwykle. Interesuje się nim cały świat i dalej nie wie nic, o swojej przyszłości. Lepiej, żeby z kuli nie wróżył, bo źle to się dla niego skończy. Ale na pewno znajdzie się na tapecie... KAŻDEJ z napisem Mercado.

- Ten news obiegł tylko nieliczne portale, ale jest on już 99% pewnikiem. Nowym trenerem reprezentacji Chile zostanie Jorge Sampaoli, aktualnie DT Universidadu de Chile. Coach rodem z Argentyny podpisze kontrakt do końca eliminacji MŚ. W przypadku awansu, zostanie on automatycznie przedłużony do czasu trwania mistrzostw. Za swoją pracę ma już zagwarantowane 1,1 mln dolarów, plus przyszłe premie uzależnione od potencjalnych sukcesów z kadrą. Na razie pozwolono mu dokończyć mistrzostwa krajowe a od stycznia 2013 bierze się za nową fuchę. O ile nie nastąpi koniec świata...

Czy to słuszna opcja? W pewnym sensie, jest to jeden z tych trenerów, którzy wielbią ofensywną grę a la Pekerman czy Bielsa. Jak widać, argentyńska myśl szkoleniowa jest im bliska i po raz trzeci człowiek z Krainy Srebra, przejmuje stołek selekcjonera w tym kraju. A skoro o Jorge mowa. Jeśli szybko zapanuje nad umysłami niewyżytych bestii z kadry, to może jeszcze uratować ten nieszczęsny mundial. Aktualnie Chile jest poza grą w turnieju, więc komplet zwycięstw jest potrzebny od zaraz. Na pewno, nie jest taką ciapcią jak Borghi, ale nie posiadających takich cojones jak Bielsa. To ktoś, z charakterem pomiędzy nimi, który czerpie filozofię gry od szkoleniowca Athletic Bilbao, niż z bezrobotnego gumisia. Tak, trochę się naśmiewam z Claudio Borghiego, ale wszyscy się z niego nabijali i to nawet... przy nim samym.

Jedną z legend, jest Copa America sprzed roku, gdzie przebywająca w hotelu kadra, miała dwie godziny wolnego. Pierwotny plan mówił, że piłkarze chcieli sobie "pochędożyć" gdzieś w pobliżu, ale tak, by się Borghi o tym nie dowiedział. Kiedy ich ostatnim razem na tym nakrył, zrobił z tego taką aferę, że chciał wypieprzyć pół składu. Z planu ostatecznie zrezygnowali, ale za to postanowili się na selekcjonerze zemścić. Więc, Gary Medel do spółki z Valdivią i Vidalem, wyciągnęli kartki i... narysowali karykatury szkoleniowca i rozwiesili na wszystkich drzwiach pokojów, zajętych przez piłkarzy. Podobno były one tak awangardowe, że Borghi chciał ponownie delikwentów ukarać, ale reszta sztabu szkoleniowego wstawiła się za piłkarzami. Tym samym uniknięto rozgłosu, a grube fałdy brzuchu, wielkie uszy czy chmurki z podpisem "Oye Mi amor Vidal" nie ujrzały nigdy światła dziennego. 

Zresztą, czy ktoś wierzy w tę historię? Bo od kiedy to Medel ma coś wspólnego z Delacroix? Przecież jedyne co potrafił namalować, to siniaki na twarzach swoich rówieśników... A nie przepraszam, jeszcze łamał kończyny, jak Picasso to przedstawiał na swych obrazach, czerwoną farbą...

- Kocham te newsy... Riquelme był widziany podczas meczu Argentyny z Brazylią na La Bombonerze. Zdjęć nie będę pokazywał, możecie mi wierzyć na słowo, ale podobno jego pobyt na obiekcie był nieco dłuższy niż normalnie.

Przechadzał się rzekomo po słynnej trybunie, zajmowanej normalnie przez grupę La Doce, podczas meczów Boca. A kibice na jego widok, rzucali mu pod nogi liście z drzew, gałęzie czy konfetti. Nawet dawali Romanowi swoje dzieciaki do potrzymania, by je pobłogosławił... Norma. Pytanie tylko, kiedy to się skończy...

1 komentarz:

  1. Master super, że regularnie piszesz, bo uwielbiam czytać twoje teksty nasycone poczuciem humoru podobnego do mojego :)

    OdpowiedzUsuń