piątek, 29 marca 2013

Panie jaka przyszłość? cz.1

Krótki komentarz dotyczący reprezentacji Argentyny, która stawia coraz śmielsze kroki ku awansowi na mundial. Ten jest już na wyciągniecie ręki (choć raczej na dostawienie nogi), więc pora wyciągnąć parę wniosków. Te, będą płynąć z poszczególnych formacji, gdzie wezmę na warsztat dotychczasowe powołania i sugestie graczy, na których warto rzucić oko (wszak Sabella podróżuje rzadko i niechętnie, a jeśli ktoś go widział w Anglii czy Hiszpanii to raczej w celach wycieczkowych).

BRAMKARZE:

Na tą chwilę panuje tutaj względny spokój. Mamy taką trójkę zawodników:

Sergio Romero
Mariano Andujar
Agustin Orion

I jak widać, rzemiosło święci triumfy. Mamy do czynienia z graczami, na których nie ma co się specjalnie obrażać czy gniewać. Nie są gigantami bramki na miarę Goycochei czy Fillola, ale nie osłabiają jakoś szczególnie tej pozycji. Wymieniona trójka to na tą chwilę pewnik i potencjalne zmiany mogą wyniknąć już tylko z powodu kontuzji któregoś z nich, gdzie od razu na ich miejsce wskakuje:

Cristian Alvarez
Oscar Ustari

I na tym lista się lista powołań kończy. Na pewno to jedna z tych pozycji, która nie sprawia większych problemów. Ból głowy? Zapomnijcie o tym, bo należy się przyzwyczaić do tego, że graczy zdolniejszych od chociażby Cavallero prędko nie znajdziemy. Wypada się cieszyć, że Romero (który powinien zmienić klub na lepszy) zachowuje się nadzwyczaj spokojnie, a pewność jego interwencji to gwarant, że póki on jest między słupkami, to baboli się ustrzeże. Tak po prawdzie to Andujar i Orion również prezentują podobny poziom. Może na przedpolu radzą sobie gorzej od Sergio, ale nadrabiają to dobrą grą na linii bramkowej. Czyli nic dodać nic ująć.

OBRONA

Ogromny wymiar moich wszelkich koszmarów, odosobniona tragedia, przemarsz zombiaków. Aktualnie to jedna z najgorzej prezentujących się formacji w drużynie narodowej. Nie żebym się czepiał, bo padliną Ci gracze nie zalatują, ale nie sprawia też, że mogę poczuć się bezpiecznie w takim towarzystwie. Jakim?

Pablo Zabaleta
Federico Fernandez
Ezequiel Garay
Marcos Rojo
Hugo Campagnaro
Clemente Rodriguez

Na tą chwilę ta szóstka jest powoływana regularnie i co ważne ma u trenera specjalne względy. Aż trzech z nich (Fernandez, Rojo i Clemente) miało okazję spotkać trenera w Estudiantesie, co z miejsca nadało im przywilej "czy Ty stoisz czy też leżysz, powołanie na mecz Ci się należy". Żaden z nich tak na dobrą sprawę nie daje mi gwarancji spokoju w okolicach pola karnego. Fernandez? Jedna wielka długa drewniana pal, dobrze grająca głową, czerpiąca wiele z gry typowego libero. Kiepskie wznowienia gry czy podania, słaba motoryczność, zwrotność na poziomie zdezelowanego traktora z pijanym kierowcą w środku. Czy ktoś taki ma być podstawowym stoperem takiej drużyny jak Argentyna? Nigdy w życiu, choć nie da się ukryć, że sporo problemów pojawia się wraz z osobą Marcosa Rojo.

Jego transfer do Rosji był pomyłką. Nawet mając do pomocy Nico Pareję chłopak nie odnalazł się w mroźnej Moskwie, a jego gra... eh, szkoda o niej pisać. Kiedy Sporting Lizbona zakupił go za 4 mln euro pukałem się w czoło i obgryzałem taboret (dziś ma tylko jedną nogę, ale dalej da się na nim wygodnie usiąść). Jest to typowy przykład wingbacka, który generalnie poza wrzucaniem piłki w pole karne nie wyróżnia się niczym więcej. Owszem ma dobry balans ciałem, nie najgorszą technikę użytkową... Ale niewiele potrzeba, by okiwać go jak dziecko. Wątły chłopak przegrywa większość pojedynków z użyciem siły i byle chuchnięcie wystarczy, by cała czerwień emanująca z jego nazwiska wyraźnie zblakła.

Argentyna musi się przyzwyczaić do deficytu na tej pozycji i powinna w takim układzie szukać nowych rozwiązań. Stąd w kadrze 32-letni stoper Napoli - Campagnaro. No właśnie i tu pojawia się problem... on jest środkowym a nie skrzydłowym, co nie przeszkadza Sabelli właśnie na tą skrajną pozycję ustawić. W odróżnieniu od Rojo potrafi przynajmniej się bronić przed rywalem (nawet wręcz), co sprawnie zabezpiecza lewą flankę. Jednakże kreatywnie jest tylko wyrobnikiem, który ogranicza się do użycia prostych środków. Może i są najlepsze, ale pod warunkiem, że przeciwnik w kwestii techniki jest mało wyedukowany. Trzy perły La Platy uzupełnia Clemente ładnie spinający w klamrę zwiastun nieurodzaju. Za jego kandydaturą nie przemawia w tej chwili nic poza sympatią trenera, bo co innego? Owszem, jest szybki jak błyskawica, potrafi znosić trudy spotkania (mecz w La Paz dobitnie to pokazał) ale samym kick and rush nie pomoże. I właśnie taki jest Clemente - biegnie, kopnie i ucieknie... Mogę wiele zrozumieć, ba usprawiedliwić, że typowy skrzydłowy w obronie tak sobie hasa z jednej połówki na drugą, ale niech w tym wszystkim będzie logiczny sens. A on w tej chwili jest brakującym ogniwem w teorii Darwina.

Na deser zostawiłem dwóch graczy, do których moje wątpliwości zostały po części wyjaśnione. Tak, prawdą jest, że za Zabaletą nie przepadam. Odciągałem od siebie myśli o tym, że może coś do kadry narodowej wnieść. Ale im dłużej grał, tym powoli przyzwyczajałem się do jego gry, która choć razi to jednak coraz mniej. Dlaczego? Otóż od czasów Jonasa Gutierreza nie ma bardziej wytrzymalszego gracza od niego. Wydolność na poziomie mistrza świata w ultramaratonie (który spokojnie przebiegłby go dwa razy zadając sobie po tym wszystkim pytanie "Dlaczego tak krótko?") a do tego coraz celniejsze centry w pole karne. Uzupełnieniem jego umiejętności stanowi przyzwoita technika i spore możliwości z uderzenia łokciem. Owszem, dziura po jego rajdach jest wielkości leja po meteorycie w Czarnobylu, ale powoli się o tym zapomina, bo ktoś już wcześniej to miejsce zabezpieczy (Mascherano). Ostatnim jest Eze Garay, który jako podstawowy gracz Benfici stanowi dość mocną ścianę dla nadbiegającego rywala. Co prawda jego atuty jak stałe fragmenty czy rzuty karne nie są u Sabelli wykorzystywane... ale gra głową, DUŻO lepsza zwrotność od Fernandeza czy technika sprawiają, że mniej się o jego grę martwię. Tak Ci dwaj panowie działają uspokajająco, ale też nie są jakimiś tytanami klasy pokroju Ayali czy Sorina (za którym jakoś specjalnie nie przepadałem).

Tylko skrótem dodam nazwiska tych, których Sabella będzie obserwował dalej i powoływał:

Fabricio Coloccini
Gino Perruzi

W przypadku Perruziego to jedna z odległych melodii przeszłości jeśli chodzi o alternatywy dla Zabalety. Mniej wytrzymałego, ale dużo lepszego technicznie i znacznie zwinniejszego od swojego kolegi z Man City. Choć nie zaimponował mi w meczu z Boliwią, ale na wzgląd jego dobrych występów w lidze życzę sobie dalszych szans dla młodego chłopaka. Coloccini zaś notuje comeback do kadry w której bywał sporadycznie, kiedy jego odkrywca Pekerman odszedł po mundialu z 2006 roku. Choć on sam znacząco potem spuścił z tonu i raczej traktowałem jego kandydaturę jedynie śmiechem... to w Anglii wyrobił się na tyle, że jego gra w powietrzu będzie przydatna w kwestii zluzowania Fernandeza (którego chyba szczerze nienawidzę). Ale jak będzie znowu zapominał o terminologii słowa spalony, to out...

Zatem oczywiście pojawia się pytanie, czy mam jakieś alternatywy, które można skrzętnie wykorzystać lub sprawdzić? Hm, niech pomyślę....

Cristian Ansaldi
Nicolas Otamendi
Lisandro Lopez

Ansaldi już od stosunkowo długiego czasu puka do drzwi kadry. Już w 2008 roku, kiedy chłopak wyjechał za chlebem do Rubina Kazań zawrócił w głowie Sergio Batisty, który sprawdził go pod kątem olimpiady w Pekinie. Nie pojechał do stolicy Chin, ale za to dostawał w miarę regularnie faksy z przyjazdem na zgrupowania. Debiut przypadł już mu za okres trenerki Maradony z Hiszpanią i potem już znikł z orbity zainteresowań pod kątem reprezentacji. Co prawda Sabella dał chłopakowi zagrać w tym roku ze Szwecją, ale nie do końca wiadomo czy dalej chce go testować... Generalnie Cristian to zawodnik trochę niższy od Rojo, ale za to mocno zbudowany, co ułatwia mu walkę bark w bark z rywalem. W kwestii ofensywnych wejść, o wiele lepiej radzi sobie z wymianą piłki po ziemi niż próbując ją wrzucać w pole karne. Do gry z klepki więc jak ulał, a dodatkowo jest ciut szybszy od Rojo. Choć w meczu ze Szwecją trochę kulała jego technika, to jednak nie dajcie się zwieść, bo poziom ten jest na tyle przyzwoity, że i w tym pojedynku wychodzi co najmniej na remis. Wady? Hm, pewnie agresja jednakże Rojo też lubi się pojedynkować (nawet jak częściej zdarzy mu się przegrać). Ansaldi to przykład piłkarza zrównoważonego w każdym aspekcie gry.

Otamendi to z kolei kompletne nieporozumienie w kwestii braku powołania. Trochę ciężko mi to pojąć, ale facet twardy jak skała, zwrotniejszy i dużo lepszy technicznie od Fernandeza przegrywa z nim walkę o przywdziewanie trykotu Albicelestes. Nico to generalnie twardziel, pełniący rolę przedstawiciela operacji na zewnętrznych częściach ciała pacjenta. Gra ostro i do przesady, bardzo dobre gra w powietrzu a przede wszystkim wszędzie go pełno. To żywiołowy chłopak, który nie przysypia jak to ma w zwyczaju F.F. za co ma już dużego plusa. Wady? Jak wielu, czyli technika choć nie jest to aż tak widoczna wada, gdy nadrobi to nieustępliwością. Kandydatura wręcz prosząca się o test, lecz Sabella całkowicie pomija jego nazwisko (o ile wie, że ktoś taki istnieje). Wojowników w obronie brakuje i przyznając się szczerze wiem, że to chłopak dość rozrywkowy, ale chyba jednak warto dać mu szansę. A zwłaszcza zapomnieć o tym, jak skrzywdził go Maradona na mundialu w RPA rzucając go na skrzydło (za co dostał tęgie baty w mediach).

Ostatni rodzynek to Lopez, przedstawiciel krajowej piłki. Zawodnik Arsenalu de Sarandi to tak naprawdę jedyny jej sensowny gracz, który w sumie powinien już grać w Europie... a zwleka z tym niemiłosiernie. Miłością się z tego nie wytłumaczy, ale co tak naprawdę za nim przemawia? Wszystko po trochu. Pod kątem umiejętności to piłkarz wręcz wszechstronny, którego główny atutem to gra głową. Silny a do tego nawet ani trochę nie trąca myszką jego technika użytkowa. Żadnej surowizny, zbędnych ceregieli pt "co zrobić z piłką". On to robi, szybko myśli i działa równie zręcznie. Tak, to też dość ostro grający zawodnik, ale chyba czas mu więcej tego miejsca poświęcać niż na trochę zbędne mecze krajowymi składami z Canarinhos.

Takie trzy moje propozycje, bardzo agresywne ale bezlitosne... bo taka powinna być w obronie reprezentacja Argentyny. Skoro genialni obrońcy to towar deficytowy (a zwłaszcza na bokach) to warto znacznie poszerzyć listę powoływanych zawodników. Skończyły się czasy dobrobytu, więc pora postawić na ludzi, których nie chciałbyś zobaczyć u boku swojej córki (choć ich pieniądze to coś innego)...

Część druga po świętach, aha i jeszcze jedno... FELIZ PASCUA.






PS Przypomnieli mi się też Mateo Musacchio (kiedyś podobał mi się w meczu z Polską w 2011 roku) oraz Gonzalo Rodriguez, ale obu nie widziałem od dawna, więc jak coś ujrzę to wtedy się wypowiem. Pierwszy z nich nawet fajnie wygląda pod względem uniwersalności (de facto zagra na każdej pozycji w obronie). Ten drugi zasłynął niestety z kontuzjogenności, która odebrała mu niemal pewny udział na mundialu w Niemczech w 2006 roku... wtedy bolało, bo był przez pewien okres top 10 stoperów świata.


czwartek, 28 marca 2013

Herosów starcie z powietrzem górskim

Cóż... Dawno żaden mecz nie wywołał we mnie tyle emocji. Naprawdę... Dacie wiarę, że musiałem przejść przez to DWA RAZY, żeby w miarę sprawiedliwie ocenić występ podopiecznych Sabelli?

Prawdą jest, że ocena końcowa tego spotkania jest dwojaka. Z jeden strony punkt wywalczony w górach to zawsze punkt. Ale z drugiej to tylko reprezentacja BOLIWII, a nie Hiszpania. Widocznie cel, jaki sobie postawił trener (czyli jeden punkt) był wariantem maksymalnym jaki można było osiągnąć na wysokości 3601 metrów n.p.m. Istna katorga dla organizmu, który nieprzyzwyczajony do wysokości musi w pełnym tempie wytrzymać 90 minut z kawałkiem. Zadanie było proste - murujemy bramkę i wyprowadzamy kontry (czyli wszystkie piłki do Leo). Efekt mizerny, żeby nie powiedzieć żałosny, bo obrazek w którym ogląda się Argentynę ledwo człapiącą na tle Boliwijczyków... katorga dla oczu.

Sztab, piłkarze oraz sami dziennikarze są zadowoleni, wręcz szaleją z radości. Ja zaś nieskromnie przyznam, że mi ten optymizm się nie udziela w 100% procentach. Ale czas na noty:

Sergio Romero (4): Żadnych szans przy straconej bramce, ale za to cała reszta jest godna podziwu. Strzały z dystansu nie stanowiły dla niego żadnego problemu, na przedpolu w większości przypadków pewnie wychodził z opresji. Jak na klasę rywala, dzięki trenerowi i kolegom z defensywy miał pełne ręce roboty. Dobry występ i raczej na dłużej zdobył sobie miejsce między słupkami.

Gino Peruzzi (2): Bez jakiegoś błysku. Biegał, kopał i czasami uciekał od wszelkiej odpowiedzialności. Jeśli jest melodią przyszłości, to chyba dopiero gdy wyjedzie do Europy. Kilka razy gubił krycie, ale kiedy trzeba to się skoncentrował należycie i stanowczo wpadek unikał.

Hugo Campagnaro (2+): Plus tak naprawdę za to, że nie musiał biegać po skrzydle. Cała reszta to niemal kopiuj wklej z oceny Peruzziego, choć udział przy straconym golu był... nieoceniony.

Sebastian Dominguez (2): Nie wniósł nic więcej poza odpychaniem swoich rywali w pojedynkach jeden na jeden. Nie zapisał się jakoś szczególnie w pamięci, więc nie powiem żeby to był zły występ. Ot, zrobił swoje.

Jose Basanta (2+): Spektakularny debiut i największa kadrowa niespodzianka. Jak na debiutanta początkowo spięty, ale kilka razy z prawej flanki ruszał śmiało i ochoczo. Niestety rajdy te sprawiały, że zostawiał po sobie dziurę wielkości Rowu Mariańskiego, którą nie zawsze potrafił samodzielnie załatać. Krawiec z niego raczej marny, ale jak to Sabella mawia "z braku laku..."

Clemente Rodriguez (1+): Poza asystą przy bramce był jednym z najgorszych piłkarzy argentyńskich na boisku. Bezproduktywny, błąkał się po boisku jak piąte koło u wozu. Zresztą nawet to idealnie wpasowało się w ustawienie całej drużyny złożonej z piątki defensorów. Słaby w Boca, słaby także w Argentynie.

Ever Banega (3): W życiu strzelił siedem goli. Sześć w klubach, a we wtorek po raz pierwszy dla reprezentacji. Chyba to było najbardziej wstrząsające odkrycie niż jego laga wyciągnięta z gaci tuż po transferze do Valencii. I w sumie niczego więcej na boisku specjalnego, poza tym wydarzeniem nie zrobił. Ot, wykonał swoje zadanie co najmniej przyzwoicie.

Javier Mascherano (3+): Miał jedno z najbardziej niewdzięcznych zadań na boisku... biegać. Ledwo wytrzymał trudy spotkania na wysokościach, właściwie ten plus to po części nagroda dla niego (jak w sumie dla całej reszty). Ale oprócz tego zapewniał w miarę swoich możliwości spokój na środku pola.

Angel Di Maria (4+): Szaleństwo. Facet niemal wypluł swoje serce za ojczyznę, biegał jak opętany, a do tego popełnił jedno z najgorszych przestępstw... zmarnował dwie butle z tlenem. Egoista, co się z kolegami nie podzieli. Ale jedno trzeba mu oddać, to był bohater meczu... Nawet jeśli było to jedyna cecha wyróżniająca!

Leo Messi (2): Nie wytrzymał. Matka natura pokonała Atomową Pchłę jednym pryśnięciem Raldesa.

Rodrigo Palacio (1): Byłoby 0,5 ale po 20 minutach zostało spożyte. Najgorszy na boisku - z tego określenia powinien się cieszyć, bo to jeden z komplementów.

Leo Ponzio (2): Wpadł sprawdzić, czy biegając w koszulce repry po boisku, jest tak samo dobry jak biega w tej samej camisecie na plaży. Wynik identyczny, czyli słaby.

Pablo Guinazu (bez oceny): jw.

Franco Di Santo (bez oceny): Dwóch świętych już po boisku biegało, więc trzeci wchodził w ramach zastępstwa za jednego z nich.

Alejandro Sabella: W swoim mniemaniu odbębni sukces. Ale na jego miejscu bym się nie cieszył, gdyż można było ten jeden dzień wcześniej pojechać do La Paz, by piłkarzy przygotować na "powietrzną masakrę". Samymi butlami z tlenem meczu się nie wygra. Zabawne jest to, że ta boliwijska twierdza to chyba jest z kartonu, ponieważ co prawda wygrali wysoko z Urugwajem i Paragwajem (obie bez formy do dnia dzisiejszego), to jednak przegrywali z Kolumbią oraz Chile, notując przy tym remis z Peru. Na dokładkę wpadła Argentyna, z którą w tych eliminacji zremisowali także na El Monumental. Dla Sabelli powinien to być powód do wstydu niż radości, no ale żyjąc we własnym świecie, spogląda na to wszystko z jednego punktu widzenia. Tego, który oczywiście znajduje się na ławce.

Na szersze wspomnienia poczekajcie do piątku (SŁOWO, że tak będzie. A jak nie wierzycie to sprawdźcie sami!!!)

niedziela, 24 marca 2013

Walcem na mundial

Mijają tygodnie a tu mecze narodowe. Co by dużo nie pisać, okazja dla mnie przednia, wszak tak wielbię oceniać postawę Albicelestes na tle swoich rywali. Noc z piątku na sobotę zakończyła się dla dzielnych podopiecznych Sabelli sukcesem. Gładkie 3-0 z dość nieobliczalną Wenezuelą. Nieobliczalną, bo zawsze odnosiłem wrażenie, że jak na ogórki to w ostatnich dniach spisują się przyzwoicie. Przynajmniej kadrowo...


Sergio Romero (3+): Jeden z najrówniej spisujących się graczy w kadrze narodowej. Ze swoich zadań wywiązuje się dobrze, momentami czasem zasypia. Na szczęście rywale nie korzystają z tego, więc jego występ można udać za jak najbardziej udany.

Pablo Zabaleta (3+): Wydolnościowy tytan i pracuś. Może i za nim nie przepadam, ale nie odmówię mu jego wejść ze skrzydła. W defensywnie pożytek z niego marny, ale na tle takiego rywala nikt go palcem wytykać nie będzie.

Federico Fernandez (2): Wytargać go za uszy, skopać a może po prostu posadzić na ławce. Brakuje mi pomysłów na ten badziew w środku obrony. Nie sprawił co prawda goli dla przeciwników, ale jeśli ktoś ma im pomagać w przyszłości to tylko on. W powietrzu radził sobie dobrze, ale jak przychodziło do pojedynków z Rondonem na ziemi... objeżdżany to mało powiedziane, on był dymany. Wasilewski argentyńskiej kadry będąc pod formą, o ile w ogóle coś takiego ma.

Ezequiel Garay (2+): Taki sobie występ gościa, od którego oczekuję na środku obrony najwięcej. Dlaczego? Otóż Sabella powołując takie pokraki jak Fernandez do kadry, nie pozostawia nam innego wyboru. Ograniczył się tylko do przeszkadzania w atakach rywalach i nic ponadto.

Marcos Rojo (2+): Nic specjalnego. Jak Fernandez w kadrze tylko dlatego, że pochodzi z Estudiantesu. Użyteczność z jego osoby była mało zauważalna i całe szczęście, że rywalom nie pomagał. A lubi to robić nie gorzej od Federica. Acz lepszy on niż Campagnaro.

Fernando Gago (4): Jeśli ktoś miał wątpliwości czy duet Masche-Gago nie zdaje egzaminu, to myli się wyjątkowo często. Dla Messiego to idealny partner na boisku, a i zapewne poza nim także. Nominacja na chrzestnego małego Thiago mu się należy bez dwóch zdań czy pięciu. Kreatywny, wszystko widzący i przewidujący. A te podania... miód.

Javier Mascherano (3+): Na środku obrony fatalny. Na nominalnej pozycji jeden z najlepszych na świecie, a pewnie i ostrzejszy w grze od delfina Busquetsa, którego tak chętnie z lubością przywołuję. Na środku pomocy trochę mało widoczny, ale zrobił to do czego został stworzony - przeszkadzać, wszystkim zawadzać. Tylko nie wskakuje do łóżek ich żon. Good job.

Walter Montillo (2): Zaskakujący wybór trenera, który już teraz można ocenić na minus. Wygląda trochę jak niechciane dziecko, które szuka sobie miejsca na boisku, a te jakie jest mu dane to ławka rezerwowych. Choć odegrał swoją rolę przy bramce, to jednak snuł się po boisku bez ładu i składu. Tak trochę niezauważalny przez partnerów z rzadka wykorzystywany.

Leo Messi (5): Czas najwyższy odpieprzyć się od Barcy, olać ją. Teraz na swoją uwagę zasługuje ojczyzna, a ta już się onanizuje faktem, że La Pulga gra tak uroczo. Owszem, gdzieś się chłop pogubi, coś nie wyjdzie. Ale rola jaką w kadrze odgrywa nie podlega już żadnej dyskusji. Bardzo dobry mecz okraszony dwiema asystami i oczywiście bramką. Co z tego, że z karnego... Sam też bym chciał strzelić gola dla Argentyny.

Gonzalo Higuain (4+): Dwie bramki, chłop się cieszy. A ma z czego, bo będąc w cieniu wyłania się i robi to do czego został spłodzony przez ojca Jorge. Naprawdę udany mecz i w sumie więcej nie ma co dodawać, poza udaną współpracą z Leo.

Ezequiel Lavezzi (2+): Odnotować należy jego bieganie za piłką, za rywalami, za dziennikarzami oraz za panienkami. Poza tym przyciągał swoją osobą uwagę obronie Wenezueli, która osamotniła Leo i Gonzalo. That's all folks.

Ever Banega (2+): Nie mógł wiele zrobić w tak krótkim czasie, ale jeśli duet Masche-Gago ma mieć alternatywy to tylko on i nieobecny Biglia mają ku temu predyspozycje.

Rodrigo Palacio (bez oceny): Znienacka jego forma i postawa w Interze sprawiła, że na stare lata stał się użytecznym członkiem kadry. Aż szkoda, że tak późno zwlekał z wyjazdem do Europy.

Maxi Rodriguez (bez oceny): Uchronił od straty gola. A tak w ogóle nie powinien zostać zabierany na mecze reprezentacji.

Alejandro Sabella: Z tym gościem mam tak mieszane uczucia, że nie wiem co z tym fantem zrobić. Z jednej strony Argentyna jest należycie od strony taktycznej ułożona. Ale z drugiej... Pozwólcie to rozpisać metodą plus-minus:

+ Większość zawodników wie co ma robić na boisku, poza oglądaniem toczącej się piłki.
+ Taktycznie zespół prezentuje się dobrze. Nie ma zbyt dużych przerw między liniami obrony czy pomocy.
+ Oddanie władzy na boisku w ręce i nogi Leosia. Od wrzasków w szatni niech pozostanie Mascherano.
+ Organizacja bez chaosu. Konkrety i technika użytkowa.
+ Kadra budowana z myślą o dobrej atmosferze...
- Co sprawia, że sporo kalek siedzi na ławce rezerwowych co równa się brak alternatyw.
- Znacznie przesadne i idiotyczne (w odróżnieniu od mojej miłości do Boca) powoływanie graczy związanych z jego pracą w Estudiantesie, którzy niespecjalnie dobrego wnoszą do kadry (Andujar, Orion, Fernandez, Rodriguez, Basanta, Sosa).
- Tchórzostwo (?), defensywne usposobienie na każdy wyjazdowy mecz.

Na razie widzę więcej plusów niż minusów. Ale to wnioski suchsze od Sahary, a do dłuższego wywodu szykuję się po meczu z Boliwią, który jw. ma zwiastować nowe ustawienie na mecz z Boliwią. 5-3-2 lub 5-4-1. I have bad feelings about this...