czwartek, 28 marca 2013

Herosów starcie z powietrzem górskim

Cóż... Dawno żaden mecz nie wywołał we mnie tyle emocji. Naprawdę... Dacie wiarę, że musiałem przejść przez to DWA RAZY, żeby w miarę sprawiedliwie ocenić występ podopiecznych Sabelli?

Prawdą jest, że ocena końcowa tego spotkania jest dwojaka. Z jeden strony punkt wywalczony w górach to zawsze punkt. Ale z drugiej to tylko reprezentacja BOLIWII, a nie Hiszpania. Widocznie cel, jaki sobie postawił trener (czyli jeden punkt) był wariantem maksymalnym jaki można było osiągnąć na wysokości 3601 metrów n.p.m. Istna katorga dla organizmu, który nieprzyzwyczajony do wysokości musi w pełnym tempie wytrzymać 90 minut z kawałkiem. Zadanie było proste - murujemy bramkę i wyprowadzamy kontry (czyli wszystkie piłki do Leo). Efekt mizerny, żeby nie powiedzieć żałosny, bo obrazek w którym ogląda się Argentynę ledwo człapiącą na tle Boliwijczyków... katorga dla oczu.

Sztab, piłkarze oraz sami dziennikarze są zadowoleni, wręcz szaleją z radości. Ja zaś nieskromnie przyznam, że mi ten optymizm się nie udziela w 100% procentach. Ale czas na noty:

Sergio Romero (4): Żadnych szans przy straconej bramce, ale za to cała reszta jest godna podziwu. Strzały z dystansu nie stanowiły dla niego żadnego problemu, na przedpolu w większości przypadków pewnie wychodził z opresji. Jak na klasę rywala, dzięki trenerowi i kolegom z defensywy miał pełne ręce roboty. Dobry występ i raczej na dłużej zdobył sobie miejsce między słupkami.

Gino Peruzzi (2): Bez jakiegoś błysku. Biegał, kopał i czasami uciekał od wszelkiej odpowiedzialności. Jeśli jest melodią przyszłości, to chyba dopiero gdy wyjedzie do Europy. Kilka razy gubił krycie, ale kiedy trzeba to się skoncentrował należycie i stanowczo wpadek unikał.

Hugo Campagnaro (2+): Plus tak naprawdę za to, że nie musiał biegać po skrzydle. Cała reszta to niemal kopiuj wklej z oceny Peruzziego, choć udział przy straconym golu był... nieoceniony.

Sebastian Dominguez (2): Nie wniósł nic więcej poza odpychaniem swoich rywali w pojedynkach jeden na jeden. Nie zapisał się jakoś szczególnie w pamięci, więc nie powiem żeby to był zły występ. Ot, zrobił swoje.

Jose Basanta (2+): Spektakularny debiut i największa kadrowa niespodzianka. Jak na debiutanta początkowo spięty, ale kilka razy z prawej flanki ruszał śmiało i ochoczo. Niestety rajdy te sprawiały, że zostawiał po sobie dziurę wielkości Rowu Mariańskiego, którą nie zawsze potrafił samodzielnie załatać. Krawiec z niego raczej marny, ale jak to Sabella mawia "z braku laku..."

Clemente Rodriguez (1+): Poza asystą przy bramce był jednym z najgorszych piłkarzy argentyńskich na boisku. Bezproduktywny, błąkał się po boisku jak piąte koło u wozu. Zresztą nawet to idealnie wpasowało się w ustawienie całej drużyny złożonej z piątki defensorów. Słaby w Boca, słaby także w Argentynie.

Ever Banega (3): W życiu strzelił siedem goli. Sześć w klubach, a we wtorek po raz pierwszy dla reprezentacji. Chyba to było najbardziej wstrząsające odkrycie niż jego laga wyciągnięta z gaci tuż po transferze do Valencii. I w sumie niczego więcej na boisku specjalnego, poza tym wydarzeniem nie zrobił. Ot, wykonał swoje zadanie co najmniej przyzwoicie.

Javier Mascherano (3+): Miał jedno z najbardziej niewdzięcznych zadań na boisku... biegać. Ledwo wytrzymał trudy spotkania na wysokościach, właściwie ten plus to po części nagroda dla niego (jak w sumie dla całej reszty). Ale oprócz tego zapewniał w miarę swoich możliwości spokój na środku pola.

Angel Di Maria (4+): Szaleństwo. Facet niemal wypluł swoje serce za ojczyznę, biegał jak opętany, a do tego popełnił jedno z najgorszych przestępstw... zmarnował dwie butle z tlenem. Egoista, co się z kolegami nie podzieli. Ale jedno trzeba mu oddać, to był bohater meczu... Nawet jeśli było to jedyna cecha wyróżniająca!

Leo Messi (2): Nie wytrzymał. Matka natura pokonała Atomową Pchłę jednym pryśnięciem Raldesa.

Rodrigo Palacio (1): Byłoby 0,5 ale po 20 minutach zostało spożyte. Najgorszy na boisku - z tego określenia powinien się cieszyć, bo to jeden z komplementów.

Leo Ponzio (2): Wpadł sprawdzić, czy biegając w koszulce repry po boisku, jest tak samo dobry jak biega w tej samej camisecie na plaży. Wynik identyczny, czyli słaby.

Pablo Guinazu (bez oceny): jw.

Franco Di Santo (bez oceny): Dwóch świętych już po boisku biegało, więc trzeci wchodził w ramach zastępstwa za jednego z nich.

Alejandro Sabella: W swoim mniemaniu odbębni sukces. Ale na jego miejscu bym się nie cieszył, gdyż można było ten jeden dzień wcześniej pojechać do La Paz, by piłkarzy przygotować na "powietrzną masakrę". Samymi butlami z tlenem meczu się nie wygra. Zabawne jest to, że ta boliwijska twierdza to chyba jest z kartonu, ponieważ co prawda wygrali wysoko z Urugwajem i Paragwajem (obie bez formy do dnia dzisiejszego), to jednak przegrywali z Kolumbią oraz Chile, notując przy tym remis z Peru. Na dokładkę wpadła Argentyna, z którą w tych eliminacji zremisowali także na El Monumental. Dla Sabelli powinien to być powód do wstydu niż radości, no ale żyjąc we własnym świecie, spogląda na to wszystko z jednego punktu widzenia. Tego, który oczywiście znajduje się na ławce.

Na szersze wspomnienia poczekajcie do piątku (SŁOWO, że tak będzie. A jak nie wierzycie to sprawdźcie sami!!!)

2 komentarze:

  1. Remis jest dobrym wynikiem. Trzeci raz z rzędu 1:1 z Boliwią, ale tym razem nie musimy się wstydzić. Pierwsza połowa to murowanie bramki, ale w drugiej Argentyna była znacznie bliżej zwycięstwa. Do tego utrzymujemy pierwsze miejsce w tabeli z czterema punktami nad drugim Ekwadorem Ruedy, który tchnął w Tricolor nowego ducha. Cóż to oni pokazali w meczu z bezjajem Paragwajem było to prostu magnifique.

    Sabella wystawił na Hernando Siles dość eksperymentalny skład. Najbardziej zaskoczyła mnie obecność Basanty, który ma w CV Estudiantes LP, ale minął się z Alejandro, bo ten przechodził trenować Pincharratas pół roku po tym jak Jose Mari wyruszył do Meksyku gdzie gra do dziś.

    Clemente: "Poza asystą przy bramce był jednym z najgorszych piłkarzy argentyńskich na boisku. Bezproduktywny, błąkał się po boisku jak piąte koło u wozu. Zresztą nawet to idealnie wpasowało się w ustawienie całej drużyny złożonej z piątki defensorów. Słaby w Boca, słaby także w Argentynie." - i tak bardziej podoba mi się od Rojo. Poza tym w Boliwii bardziej wypełniał zadania lewego pomocnika aniżeli obrońcy. Na przyszłość czterech obrońców wystarczy.

    Di Maria robił co mógł i grał całkiem, całkiem. Banega też fajne spotkanie. Zrehabilitował się za półsamobója z inauguracji ostatniego Copa America gdzie pomógł Edivaldo zdobyć premierowe trafienie na turnieju. Jeszcze to uderzenie z pierwszej piłki w 54' kiedy Galarza wybił bala z najwyższym trudem.

    Messiego wcale nie zatrzymał Raldes na pchły, tylko właśnie Galarza. Akcja z 85' kiedy boliwijski kapitan stracił piłkę na własnej połowie Leo wybiegł sam na sam i bramkarz wydobył mu piłkę spod nóg.

    A Palacio to po prostu piździoch totalny. Oby więcej już nie zagrał w biało-błękitnej koszulce, bo nie dało się dzisiaj na niego patrzyć.

    Najgorszy wyjazd (no może jeszcze czeka nas jeszcze jeden wyczerpujący do Quito) mamy za sobą i od teraz do czerwca trzeba przemyśleć wszystkie 984 rozwiązania taktyczne na pojedynki z Kolumbią i ten trudny pojedynek z Ekwadorem na Olimpico Atahualpa gdzie Albicelestes gra się równie ciężko jak w La Paz.

    "to jednak przegrywali z Kolumbią oraz Chile" - kochasiu jedyną porażkę w tych eliminacjach Argentyna poniosła w Puerto la Cruz z Wenezuelą 0:1. Chyba cmok, cmok ktoś tu nie zna pełnej historii meczów Argentyny w eliminacjach do Mundialu 2014. Nieładnie.

    "Na szersze wspomnienia poczekajcie do piątku (SŁOWO, że tak będzie. A jak nie wierzycie to sprawdźcie sami!!!)" - no trzymamy za słowo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fragment z komentarzem odnośnie do trenera Sabelli może trochę nie był precyzyjny w moim wykonaniu, ale wymieniałem tam wszystkie mecze jakie rozegrała BOLIWIA na swoim terenie. A tam jak byk jest: zwycięstwo z Urugwajem i Paragwajem, remis z Argentyną oraz Peru a także porażki z Kolumbią i Chile. Dlatego jeśli to jest ta słynna twierdza z La Paz, to dalej jest ona z kartonu.

    Problem z Clemente jest taki sam jak z Rojo. Obaj dla mnie niespecjalnie do tej drużyny pasują, a już nijak do ustawienia 5-3-2 przechodzącego w 5-4-1 lub 5-3-1-1. Clemente nie jest pomocnikiem, kompletnie się do tej roli nie nadaje, a na naukę jest za stary.

    Messi z Raldesem to słowa celowe. Trzeba tylko zwrócić uwagę na grę słów. Atomowa Pchła została załatwiona na amen.

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń