poniedziałek, 17 grudnia 2012

Po raz trzeci moczę nogi w rzece...

Carlos Bianchi po raz kolejny, zamoczy swoje ciało w odpadach zwanych La Bombonerą. Po raz trzeci został trenerem Bosteros. Po raz trzeci, spróbuje odzyskać skradziony blask Xeneizes, którego tak wielu kibicom brakuje. Fanatycy popadli w samozachwyt, a ja... zastanawiam się nad sensownością zatrudnienia.


Nie martwcie się. Przerwa była (z przyczyn niezależnych ode mnie) wymuszona, ale powracam, żeby na święta wszystkim w koło, było wesoło. Jutro wracam na właściwe tory... przynajmniej te, które położono obok stadionu Boca Juniors.

Bitch Please! Wróciłem!


czwartek, 6 grudnia 2012

Pampa the pampa, wielka wina lampa #10

Okazuje się, że starania to nie wszystko. Dlatego też wpis z "Nagą Prawdą  swoją premierę, będzie miał dopiero w ten weekend. Dlaczego? Otóż, temat jaki podjąłem się pisać, nie jest na mananę. A tego, odwalać nie zamierzam. Cierpliwość zawsze zostanie wynagrodzona. A, skoro mamy czwartek, to czas na Pampę...

- Pierwszy mecz finału Copa Sudamericana. A w nim FC Sao Paulo zmierzyło się z argentyńskim Tigre. Tak, nie  jesteście jeszcze ślepi. Ten sam, super przeciętny klub, który zajmuje 19 miejsce w lidze z Kraju Srebra, gra w zaszczytnym finale. Ktoś powie cud, jeszcze jeden łapówka, a drugi dorzuci do tego spisek międzynarodowy. Każda z nich ma pewnie, nie tyle co źdźbła, a cały hektar trawy. No nic, to zostawmy dla ludzi cierpiących na szaleństwa teorii spiskowych.

Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, który nie satysfakcjonuje nikogo. Sao Paulo nawet w podstawowym składzie, nie potrafiło nic sensownego sklecić pod bramką Tigre. Mało tego w 14 minucie, drobna sprzeczka, a w konsekwencji dzika awantura, skończyła się wydaleniem dwóch graczy. Donattiego z Tigre i Luisa Fabiano u gości z Brazylii. Gospodarze w obronie Częstochowy, odnaleźli się wyśmienicie, a kiedy zauważyli, że rywale parodiują grę w piłkę, sami ruszyli nieco śmielej. Efektów nie było żadnych, no za wyjątkiem zdominowania środka pola. Inicjatywę oddali, ale boiska nie oddali. Wyjazd, dla podopiecznych Gorosito, to będzie mimo wszystko piekło. Nie sądzę, by doszło do podobnego cudu, jak w ćwierćfinale czy półfinale. Tam Tigre eliminowało dużo silniejszych od siebie rywali. Litości w Sao Paulo nie będzie.

A jeśli Tigre zdobędzie trofeum? Marność nad marnościami...

- Liga się kończy, wszystko jest już jasne. Zatem rozpoczyna się powoli zabawa z mercado. Kto przyjdzie, kto odejdzie a kto zostanie, to temat na najbliższe kilka tygodni. Póki jeszcze jest ciepło, w mediach obrzucają się nazwiskami graczy, którzy są w orbicie zainteresowań, tych "większych". Nawias został tutaj wzięty celowo, albowiem kluby pokroju Boca, River czy Independiente należy traktować jako twory, które wymagają wielkiej przebudowy. 

Osobiście obejmę nadzór nad tymi plotkami, byście mogli nacieszyć swe oczy bzdurami. Bo "pomysły", które potem idą do druku lub sieci, bywają czasem zabawne, ale powoli zaczynają ociekać kpiną. Bo przyjrzyjmy się takiemu River. Odkąd Ramon Diaz powrócił na ławkę trenerską, już na dzień dobry padły nazwiska Savioli, Aimara, Demichelisa oraz D'Alessandro. Gdzieś w myślach kibiców, tli się nadzieja na choćby jednego z tej czwórki, ale rzeczywistość jest brutalna. River z przydomku "Los Millonarios" ma tylko jedno, góra dwa zera za jedynką. Passarella nie zaoferuje bajecznej kasy dawnym wychowankom, a Ci z kolei mają dobrą passę w swych klubach (no może poza Aimarem, który przyspawał się do ławki, do spółki z Gaitanem). Skoro ich forma jest co najmniej przyzwoita, to czy z pocałowaniem herbu, wrócą na Monumental? Na pewno nie wykluczam tego, że wrócą, bo kiedyś stanie się to faktem. Lecz pytanie, na ile wówczas mając grubo po 30-tce gracze, będą mogli klubowi zaoferować? Tyle co nazwisko i sprzedaż koszulek? Dlatego Crespo nie zdecydował się wrócić do River będąc piłkarzem, bojąc się zawiści kibiców, gdyby jego gra była fatalna.

U odwiecznego wroga River, sytuacja wcale nie lepsza. Boca, ustami prezydenta Angeliciego, ostatecznie zaproponuje Falcioniemu nową umowę na rok. Dodatkowo, prywatna rozmowa obu panów ma wskazać także listę zawodników do ostrzału. A są nimi "przyjaciele Romana", czyli Clemente, Viatri, Rivero czy Ledesma. Klub liczy po cichu na uzyskanie, choć części pieniędzy na sfinansowanie minimum dwóch transferów. Jeśli jednak tak się nie stanie, Falcioni ma postawić na młodzież, która coraz aktywniej wskakuje do pierwszego zespołu. Po kilku miesiącach na debiut liczy zwłaszcza Lisandro Magallan, na którego wydano 1,7 mln dolarów. Do tej pory, albo był na zgrupowaniach kadry do lat 20-stu, miewał drobne urazy, a na końcu... trenerowi się nie spodobał. To samo dotyczy też Thiago Casasoli, którym interesowała się Barcelona, ale wybrał treningi z Xeneizes. To było 700 tysięcy dolarów i zwróćcie uwagę, ile kasy utopiono w graczy, na których właściwie nikt nie stawia. O ile Magallan czeka, aż Clemente z klubu odejdzie (będzie miał wtedy szansę na ławkę), o tyle Thiago podobno w młodzikach Boca wyraźnie odstaje od reszty kolegów. Very very bad.

Newell's ograniczy się do dwóch wzmocnień. W kwestii doświadczenia, obaj panowie nie mają sobie równych. Piłkarsko, tylko jeden z nich budzi spore wątpliwości. A teraz zgadnijcie, który z nich? Walter Samuel czy Pablo Guinazu? Odpowiedź pozostawiam wam, drodzy czytelnicy. Wiedzcie, że to właśnie tą dwójką, wychowankami Los Leprosos, klub interesuje się w szczególności. Chcąc dobrze wypaść w Copa Libertadores, takimi transferami mogą nieco namieszać w rozgrywkach. Oczywiście, to takie marzenia niż fakty, że coś jest na rzeczy, ale obaj panowie całkiem niedawno wyznali, że "im tęskno za Rosario".

W pozostałych klubach cisza... albo przed burzą, albo tylko przed zachmurzeniami.

- W dzielnicy Avellaneda, po tej czerwonej stronie zrobiło się piekło. Niby nic, w końcu Independiente ma przydomek Czerwone Diabły. Ale sytuacja, w tym klubie jest nie do pozazdroszczenia. Osiemnaste miejsce w tabeli, przy zaledwie 3 ligowych wygranych po 19 meczach. Wstyd, sodoma i gomora. Dlatego też na ostatnim treningu, w ramach "dodania otuchy" wpadli na zajęcia kibice. W liczbie 50, dotarli oni do Villa Dominico, gdzie trener Gallego skoszarował swoich podopiecznych. Jeśli myślał, że kibice się o tym nie dowiedzą, był w błędzie. Przerwali zajęcia hukiem petard, żądając rozmowy. Piłkarze oczywiście natychmiast uciekali swoimi autami z miejsca zdarzenia, lecz barras nie byli dłużni. Zablokowali auto trenera, który postarał się zachować zimną krew, przystępując do dialogu. Okazał się on monologiem lamentu, płaczu i prośbą o "wstrząs na drużynie". Nie obyło się też bez typowo martyrologicznych scen typu "Prosimy Cię Tolo, poświęć swoje życie za klub". Obladi, oblada.

Znacznie ostrzejsze sceny, działy się przy Morelu Rodriguezie, gdzie jeden z kibiców po prostu zablokował mu możliwość... wejścia do swojego auta. Guarani, przez chwilę jeszcze zachowywał spokój, ale dopiero interwencja policji pomogła mu odpędzić się od kibica. Tak po prawdzie to on milczał, wysłuchując kazanie zmartwionego kibica.

Podsumowanie jest krótkie, acz treściwe: Następnym razem, przyjedzie większa grupa. Nawet przez myśl im nie przyjdzie pokojowe rozwiązanie problemu.

Morel Rodriguez pokazuje zbłąkanym kibicom drogę...

- Riquelme... Temat, dla którego cała reszta dla mnie nie istnieje. No dobra, żartuję. Trzeba przyznać, że wokół jego osoby dzieje się bardzo dużo. Dwa dni temu poleciał do Brazylii, odebrać "jakąś tam" nagrodę za swoje piłkarskie wyczyny. Konkretnie za bycie legendą Copa Libertadores, odebrał statuetkę o nazwie "Trofeo Mesa Redonda". Na wieść o przylocie Romana do Kraju Kawy, Ronaldinho dostał białej gorączki i natychmiast wpadł na bankiet, by z nim porozmawiać. Obaj nie ukrywali w mediach, że przyjaźnią się, potrafią spędzać wspólnie wakacje (czyt. chodzić na panienki...) i świetnie się przy tym dogadując. Niech za przykład posłuży olimpiada z Pekinu, gdzie Albicelestes sięgnęli z trudem po złoto, a Brazylia po brąz. Po ceremonii wręczenia medali, obaj panowie odeszli na bok od świętujących medalistów, by wspólnie pogadać. A trochę im to czasu zajęło... Jednocześnie rozpoczęły się plotki nt. przyszłości zawodowej Romka, związanej z Brazylią. Santos, Flamengo i ponownie Cruzeiro stają w szranki o autograf Argentyńczyka, co wygląda bardzo ironicznie. I jeszcze te telefony, gdzie Neymar, na dźwięk nazwiska "Riquelme" ma kisiel w majtkach. Fajna komedia na zimę nam się szykuje. 

Ale jest jeszcze coś innego. Dziś, specjalnie ze swojej chaty porozmawiał z dziennikarzami stacji TyC Sports, gdzie udzielił im obszernego wywiadu. Z głównych tematów warto nadmienić, że Roman jeszcze chce pogadać z Angelicim o powrocie do Boca, ale nie sądzi, by przyniosło to jakiś pozytywny skutek. W odniesieniu do trenera Falcioniego, użył skrótów myślowych, aranżując w to wszystko nazwisko Maradony. "Kibice niech wiedzą swoje, ale z Falcionim nie jestem skłócony. Jeśli mają toczyć ze sobą sprzeczki słowne, o to kto jest lepszy, to bardziej im chodzi o pojedynek mój z Maradoną".

W sprawie potencjalnej zmiany na ławce trenerskiej, Roman wyraził się dość dyplomatycznie, udzielając poparcia Barrosowi Schelotto. Wspomniał też o końcu kariery Schaviego w Boca, którą uznał za "wspaniałą i w pełni udaną". Dodał przy tym także, że gra z nim była taką samą przyjemnością, jak z Abbodanzierim, Marcelo Delgado, Battaglią, Carlosem Tevezem czy... Martinem Palermo. To ostatnie nazwisko padło w sumie jako pierwsze, ale pamiętajmy, że obaj są ze sobą mocno skłóceni.

Na sam koniec, opowiedział o tym, jak widzi grę wszystkich klubów argentyńskich w Copa Libertadores. Wypowiadał się oczywiście pozytywnie, ale na sam koniec zostawił mały bonus: "Najmniejsze szanse na zwycięstwo widzę u River Plate. To oczywiste, że ich sytuacja jest skomplikowana, ale nie mnie to oceniać, bo jestem Bostero". 

Paktofonika, kiedyś zmajstrowała utwór pt. "Jestem Bogiem". Tytuł to głęboko ukryty przekaz, w którym autorzy składają hołd jego wysokości Romanowi.

Riquelme odwiedził skromne progi klubu Tigre... na parkiecie tańczą nieletnie, to zły znak

- Messi po wczorajszym meczu z Benficą wyglądał tragicznie. Kiedy opuszczał boisko na noszach, kibice zamarli z przerażenia. Do tego stopnia, że stwierdzono w wyspecjalizowanych sklepach wzrost zakupu pił mechanicznych o 1010%. Cel był prosty - odciąć własne nogi, byle oddać je biednemu i cierpiącemu Argentyńczykowi. Ach, a ja już też szukałem, gdzieś jakiejś małej ręcznej piłki. Stwierdziłem jednak, że Leo jest twardy i nie z takich opresji już wychodził.

I własnie dlatego dzisiejsza konferencja, rozwiała wszelkie wątpliwości. To tylko siniak, Leo żyje i nie musi najbliższych miesięcy spędzać w łóżeczku ze swoim blackberry. Nie będzie całonocnych sesji w FIFIE 13* ani upojnych nocy z dziewczyną. To samo dotyczy dłuższych niż 5 godzin zabaw, ze swoim synkiem Thiago.

Nie martwmy się, Gerd Muller i jego rekord jeszcze może zostać pobity.

- Choć sporo humoru na moim blogu się przewija, to jednak czas na chwilę refleksji. Dokładnie 4 grudnia w szpitalu zmarł Miguel Calero, były kolumbijski bramkarz i reprezentant swojego kraju. Do tej pory był znany jako uczestnik mundialu z 1998 roku, oraz bagatela aż 5 turniejów Copa America (1991, 1995, 1997, 2001 zakończony mistrzostwem oraz 2007). Jest jedną z legend Pachucii, gdzie występował tam od 200 roku, aż do zakończenia kariery 11 lat później. Wszechstronnie uzdolniony, dobry na przedpolu, potrafił zmotywować w szatni i odznaczał się ogromną walecznością - z tego był głównie znany i ceniony. W Meksyku odnoszono się do niego z szacunkiem, nikt nie zarzucał mu, że  rozbija się po barach czy klubach nocnych. Wiódł raczej spokojne życie, choć pewnych kontrowersji nie brakowało. Niech za ten przykład posłuży sprawa MŚ z 98 roku, gdzie nie potrafił pogodzić się z decyzją trenera Hernana Gomeza o tym, że będzie tylko trzecim bramkarzem. Co prawda był zdolny, ale szans w starciu z Oscarem Cordobą czy Farydem Mondragonem nie miał żadnych. To podobno za jego sprawką w kadrze, rozniosły się opary dymu, które sprawiły, że Kolumbia wróciła z Francji po fazie grupowej mistrzostw. A tak, był jednym z lepszych bramkarzy, jacy grali na meksykańskiej ziemi.

Po zakończeniu kariery, klub od razu zatrudnił go jako trenera bramkarzy, lecz tą pracą cieszył się tylko przez niecały rok. 28 listopada br. trafił do szpitala z powodu zakrzepicy mózgu, a w nocy z 3 na 4 grudnia lekarze orzekli śmierć mózgu. Klub Pachuca po śmierci piłkarza od razu zastrzegł jego numer 1.

Adios Miguel...

- Na sam koniec, ciekawostka. Tlalpan to jedna z dzielnic miasta Meksyk. Największa powierzchniowo i bardzo urbanistycznie zorganizowana, ma bardzo przyjemny dla turystów zabytek. Nie chodzi mi tu o wulkan Ajusco, lecz o Estadio Azteca - narodowy obiekt Meksyku. Władze dystryktu wpadły na dość nietypowy pomysł, by zmienić część nazw ulic na inne... dotyczące klubów piłkarskich. Dzięki takiemu zabiegowi, droga do słynnego stadionu, ma być o wiele przyjemniejsza. I tak mamy ulice: Boca Juniors, River Plate, San Lorenzo, Racing Clubu, Flamengo, Botafogo, Vasco da Gama, Santosu, Colo Colo, Cobreloi, Penarolu, Sportingu Cristal, Alianzy Lima, Cerro Porteno, America, Atlasu, Pachuca, Chivasu, Necaxy, Toluca, Irapuato, Leon, Monterrey, Atlante, Saprissy, Cosmosu Nowy York, Betisu, Athletic Bilbao, Ajaxu, Partizana, Realu Madryt oraz Benfica.

Sam pomysł jak i wybór ulic, przypadł mieszkańcom do gustu, choć starsi narzekają, że czasem tracą orientację w nowych nazewnictwach. Jak sami mówią, to będzie kwestia przyzwyczajenia się do nowości, jakie im urzędnicy sprezentowali. Przy okazji, niektórzy zastanawiają się, dlaczego przy wyborze, pominięto kluby z Włoch czy Anglii. Wszak tam też legendarnych drużyn nie brakuje, a to podobno było główne kryterium wyboru, nowych nazw ulic.

W każdym razie, jeśli chcecie sobie pooglądać, jak to wszystko się prezentuje, macie odpowiedni LINK.

Przynajmniej ja już wiem, gdzie potencjalnie mogę zamieszkać w przyszłości...




* - wpis zawiera lokowanie produktu.

wtorek, 4 grudnia 2012

Velez Campeon etc.

Na wstępie będę przeprosiny (i to już chyba któreś z kolei). Moja klawiatura do tej pory, dzielnie znosiła kontakt z moją osobą. Jednak pięknego czwartkowego dnia postanowiła, wylać swoje żale. Nie miałem zamiaru jej słuchać, to w końcu tylko klawiatura, narzędzie mojej pracy. Dbałem przecież o nią notorycznie, czyściłem szmatką, sprężonym powietrzem usuwałem drobinki. I co, jeszcze jej było mało? Czas pokazał, że jednak tak, bo w akcie rozpaczy rzuciła się do cieczy ogórkowej. Reanimacja nie przyniosła skutku, zgon stwierdzony na miejscu.... Ech, byłaś mi bliska przez te trzy lata, wiele upojnych nocy spędzonych nad Tobą uświadomiły mi, że nic nie może przecież wiecznie trwać. Adios...

Wróćmy na ziemię. Nowy mistrz Argentyny nam się objawił. To Velez Sarsfield, łał! Wszyscy szalejemy, dumnie pieszcząc swoje (lub czyjeś w pobliżu) ciała. To z pewnością nagroda za trud, jaki El Fortin poniósł w trakcie zaskakującego dla nich sezonu. Nie mam na myśli ich szans na mistrzostwo, a sposób w jaki go zdobyli. Jak dla mnie klasyk, jest na to jeden: "Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Oto krótka rozpiska, tego co się działo na argentyńskiej pampie:

- Tak, Velez wygrał z Unionem. Żadnych wątpliwości od samego początku. To miała być czysta robota, bez żadnych ofiar. Operacja wykonana została profesjonalnie, choć pewnym zgrzytem, było oczekiwanie na bramki. Te, padły dopiero w drugiej połowie za sprawą Chucky Ferreiry, który został współliderem klasyfikacji strzelców z dorobkiem 11 goli. Ma rozmach chłopina, na koniec sezonu... Warto odnotować dość udany występ Alejandro Cabrala, który niegdyś widziany był w koszulce Legii Warszawa. Oczywiście to był mecz jeden dobry na dziesięć złych, no ale czasem każdy ma dzień konia. Z kolei Union powinien zmienić nazwę na Onion. Ich gra wzrusza i wymaga współczucia. A jest nad czym płakać, bo szykuje się sezon bez wygranego meczu.

- Skoro Velez został mistrzem, to oznacza, że Lanus nim nie zostanie. To wszystko za sprawą.ich meczu z River, przegranego 1-0. Po części na własne życzenie, gdyż jak można było się spodziewać, drużyna nie wytrzymała. Spuchła i po 7 efektownych wygranych z rzędu, złapali kolkę (nie zadyszkę, oj nie). A kto na tym skorzystał? No Velez to jedno, ale tym drugim zespołem okazuje się River Plate. Oczywiście ich zwycięstwo nie oznacza, że już w nowym sezonie są faworytami do tronu. Ale jeśli odpowiednio przebudują zespół poprzez wzmocnienia (ale takie naprawdę poważne, a nie uzupełnienia mięsem armatnim), to Ramon Diaz może coś z tego wyciśnie.... np. krokodyle łzy.

- Boca Juniors... synonim słów "o ja Cię pierd*le". Porażka z Arsenalem 0-1, pewnie nie zostałaby wybaczona, gdyby nie dobre newsy z innych boisk. Jej najgroźniejszy rywal, Lanus zgubił punkty, Velez zgarnął majstra, a to oznacza, że Boca zagra w Copa Libertadores (przewaga 5 punktów w tabeli pucharowej). Piłkarzom, więc było wszystko jedno, co się wydarzy na obiekcie im. Julio Grondony. Jednakowoż (taki archaizm na wtorek), czeka ich zapewne romantyczna gierka w eliminacjach do CL, w których zgarną dodatkową forsę. Rywal zapewne będzie łatwy i przyjemny, ale niektórzy sądzą, że to i tak o dwa mecze za dużo. To kolejny klub, w którym wymagana będzie rewolucja, zapowiadana przeze mnie od wielu dni.

- Pobudka drużyny Los Leprosos w meczu z Rafaelą. Był przyzwoity styl, dokładność i trzy bramki. Rywal odpowiedział faulami i czterema żółtymi kartkami. Dla podopiecznych Gerardo Martino ucieczka z letargu, była jak lek antydepresyjny. W perspektywie walki o Copa Libertadores, chyba lepsza okazja trafić się nie mogła. Co do meczu, błysnął i to już enty raz Ignacio Scocco, który może być kluczową postacią w ofensywie na przyszły rok. Nie ma zmiłuj, tu potrzeba ciekawszych partnerów niż tylko Maxi, Heinze, Bernardi czy Sperdutti. Szkielet jest gotowy, ale może warto pokusić się o jego uzupełnienie, jeśli klub stawia sobie za cel wyjście z grupy podczas Pucharu Wyzwolicieli.

- San Lorenzo odzyskało swój cień. To jeszcze nie blask, ale trzecia wygrana z rzędu, równa się większa stabilizacja. Coś w tym jest, bo niesiona dobrą energią migracji pokonała upadłego trupa legendy - Independiente. Ich upadek może się skończyć za jakiś czas degradacją do niższej ligi, czego chyba jej kibice nie zniosą. Druga taka wpadka zaraz po River. Chyba się nikomu to nie śni po nocach, ale z taką grą i taką drużyną - wszystko jest możliwe. Pytanie tylko, czy zima będzie kluczowa, czy dojdzie do większych przetasowań? Bo kibice już stracili cierpliwość, urządzając burdy z większą częstotliwością niż zwykle. Oni nie odpuszczą, nawet w swoich urojeniach zwanych potocznie "filozoficzną miłością do klubu". Nikt przecież nie wskrzesi Arsenio Erico, a jeśli ktoś miałby służyć za anioła-zbawiciela, to chyba tylko Diego Forlan. BEz względu na formę, kibice wyglądają na lotnisko Ezeiza, kiedy Urus opuści Porto Alegre.

- Ogólnie było szaro, nudno i ponuro. To pewnie wina zimy, ale emocji niewiele było w ligowych zmaganiach. Wszystko już zostało ustalone, wiemy to co chcieliśmy wiedzieć. Stąd też jakby niewiele mam do przekazania. Smutne, co?

- Nie, no żartuje. Najbardziej gorący temat dnia, to bez dwóch zdań wątek zimowego mercado. River, Independiente oraz San Martin, chcą przeforsować wniosek, o zwiększenie liczby transferów do klubu. Aktualnie zgodnie z przepisami, które zmieniają się częściej niż niektórzy skarpetki, można dokonać tylko dwóch transferów DO klubu, przy nieograniczonej ilości transferów Z klubu. Jako, że przepisy pozwalają jeszcze na to, by w przypadku przewlekłej kontuzji (nie krótszej niż pół roku) jednego gracza, zastąpić go drugim, lecz to i tak dla klubów jest za mało. Dlatego widmo spadku z ligi, które grozi Independiente, zawiązało małą koalicję z River, żeby móc jednak dokonać nieco większej niż zazwyczaj rewolucji w szatni. Minimum 5 transferów (a, nie jak początkowo mówiono trzy) - taki wniosek został złożony i za tydzień ma się odbyć związku z tym głosowanie. Już teraz, takie kluby jak Boca czy Newell's mogą dać głos na nie, choć w tym wypadku Xeneizes strzelając sobie w stopę, biorąc pod uwagę burdel jaki mają u siebie. Natomiast dyskusji, nie podlega samo to ograniczenie transferowe. Kolejny idiotyczny i durny pomysł, który miałby rzekomo chronić tyłki pracownikom. Ale z drugiej strony co w tym złego, że ktoś chce zrobić wietrzenie szatni, co pół roku? Przecież po zimie wiosna przyjdzie, porządki też trzeba zrobić... Absurd goni absurd.

- Martin Palermo debiutuje na ławce Godoy Cruz. Na razie bez zwycięstwa i bez strzelonych bramek, ale lepszy taki rydz niż muchomor. Póki co, jeszcze El Titan nie zaraził swoich nowych podopiecznych, optymizmem do strzelania goli. Najbliższa okazja już 8 grudnia w Buenos Aires w meczu z... Boca Juniors. Przypadek? W żadnym wypadku... 

Tabela:

1. Velez Sarsfield 38 pkt
2. Lanus 33 pkt. (korzystna różnica bramek +13)
3. Newell's Old Boys 33 pkt. (jw. +10)
4. Belgrano de Cordoba 33 pkt..(jw. +8)
5. Racing Club 32 pkt.
6. Boca Juniors 30 pkt.
7. Estudiantes La Plata 28 pkt.
...
17. San Martin 17 pkt.
18. Independiente 15 pkt. (jeden mecz mniej)
19. Tigre 11 pkt. (jeden mecz mniej)
20. Union Santa Fe 6 pkt.

Magiczna klasyfikacja strzelców:
1. Ignacio Scocco (Newell's) - 11
1. Facundo Ferreyra (Velez) - 11
3. Emmanuel Gigliotti (Colon Santa Fe) - 8
4. Martin Cauteruccio (Quilmes) - 7
4. Denis Stracqualursi (San Lorenzo) - 7

Oczywiście nie może zabraknąć zdjęcia. Częstujcie się:

Rolando Schavi w niedzielę o 23:01 wyruszy tym pojazdem do Mendozy...



Cykl Naga Prawda pojawi się w okolicach dnia jutrzejszego. Nie wykluczam, że będę sprężał się na tyle, byście już o poranku mieli gotową lekturę do przeczytania.