środa, 7 listopada 2012

Pucharowy kąsek do... zgryzienia

Supercopa Argentina. Puchar pocieszenia, puchar do gabloty, puchar wart 20 pesos. O to trofeum będzie toczyła się "Bitwa o Catamarcę". Ten bój stoczą drużyny Boca Juniors (zdobywcy Copa Argentina) i Arsenalu de Sarandi (aktualni mistrzowie ligi).

Nowością jest fakt, że liczba meczów do rozegrania w sezonie stopniowo wzrasta. Kluby w Argentynie już nie tylko mają okazje spotykać w lidze krajowej, czy w rozgrywkach kontynentalnych. Teraz nowe, dodatkowe obowiązki, zwiększają obciążenia fizyczne i umysłowe zawodników z Pampy.

Dla Boca jak i Arsenalu, to tak na dobrą sprawę, jedyna okazja na zgarnięcie jakiegokolwiek trofeum. Nawet, gdyby to był puchar im. Matki Teresy, to oba zespoły podchodzą do spotkania w dość bojowym nastroju. Nie dziwota, wszak w lidze spisują się przeciętnie (no, Arsenal dużo gorzej), ale to i tak nie zmienia faktu, że gdyby było inaczej... to by, było inaczej!

Skąd zatem ta wspaniałe odkrycie na miarę Ameryki? Cóż, wystarczy sobie wyobrazić, że gdyby jedna, bądź druga drużyna walczyła o mistrzostwo lub utrzymanie w lidze, to posłaliby bardzo głębokie rezerwy. Pewnie i wtedy poszliby w ruch oldboje, lecz wystarczy popatrzeć na Boca. Poza Clemente Rodriguezem (oficjalnie kontuzja łydki, nieoficjalnie kontuzja żuchwy po rozmowie z Falcionim), do gry mają zostać wystawione wszystkie najważniejsze klubowe strzelby. Tylko laik mógłby nie pojąć, na co w środku tygodnia męczyć się o trofeum, wartego kilogram piasku i trzy metry mułu. Odpowiedzią jest prezydent Boca, który nie chcąc podpaść Grondonie i świcie z AFA, zasugerował szkoleniowcowi zabranie do Catamarcii pierwszego zespołu.

Podobny los spotkał też i Arsenal de Sarandi, ale już chyba większość przyzwyczaiła się do tego, że Julio Grondona cycka za sznurki w tym klubie, dla którego to tylko zabawka, marionetka, kukiełka obmacywana rączkami emeryta po 70-tce. Historia tego zespołu jest zresztą bardzo oryginalna, ale może na opowiedzenie przyjdzie jeszcze czas. Dlatego też Gustavo Alfaro, zgodnie z życzeniem ojca chrzestnego piłki argentyńskiej, także desygnuje na plac najsilniejszy skład.


Mecz będzie sędziował Pablo Lunati, najbardziej komiczna postać ligowa. Arbiter o ekspresji godnej Jima Carrey'ego czy wzruszający jak Di Caprio w "Titanicu". Słowem aktor pełną gębą, którego z początku widziałem jako lunatyka, ale z czasem dostrzegłem, że potrafi jeszcze całkiem dobrze dmuchać w gwizdek.

Dla niego zaś szczęściem jest to, że nie jest... Żydem. Julio Grondona kiedyś wprost wypalił, że oni nie nadają się na sędziów, bo to zbyt ciężka jak dla nich praca, do której nie są stworzeni... Resztę możecie sobie sami dopowiedzieć.

Czy mecz, będzie rzeźnią lub niewinną zabawą w piaskownicy, przekonamy się dzisiejszej nocy z środy na czwartek o 0:30 czasu polskiego.



Nieskromnie postawię na Boca, w końcu Falcioni chce odejść z klubu z jeszcze jakimś sukcesem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz