czwartek, 15 marca 2012

Naga Prawda #1: Bye, Bye Universidad?

Nowy cykl staje się faktem. Nie będzie co prawda erotycznie, ale powinno być bardzo gorąco. Dziś na tapetę wędruje klub ze stolicy Peru, czyli miasta, gdzie słońce Inków parzy głowy jej mieszkańców, a zagraniczni politycy chodzą w wełnianych czapeczkach. Czy Universidad San Martin de Porres to na teraz, klasyczny przykład skrótu WTF?

Ostatnio w tym klubie działy się dość dziwne rzeczy. Już na początku roku, na jaw wyszły informacje o zadłużeniu klubu względem piłkarzy. Potem jeszcze pożyczki z banku, pobrane już w momencie zakładania klubu (2004 rok - data założenia). Przy takim chaosie, już mało kto w ogóle wiedział, co tak naprawdę się dzieje. Nadszedł dzień 20 luty i jak grom z jasnego nieba spada informacja władz Universidadu:
"Wycofujemy klub z rozgrywek ligowych i wszystkich innych w kraju, z powodu problemów organizacyjnych. Nie dotyczy to spraw finansowych, lecz tylko i wyłącznie spraw organizacyjnych rozgrywek".
No tak, te tabele spadkowe dają w kość, ale o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi?

Prezydent klubu, wspólnie z działaczami i piłkarzami spotkali się na dzień przed ogłoszeniem tej feralnej decyzji. Wcześniej bowiem, piłkarze protestowali i przez tydzień w ogóle nie trenowali. Rozmowa toczyła się dość nerwowej atmosferze, bo jak tłumaczyli to piłkarze, klub ma wobec nich należności sięgające kilku miesięcy. Działacze przyparci do muru, nie bardzo wiedząc jak się z tym problemem rozprawić, postanowił zamknąć klub na cztery spusty, a piłkarzom nakazał poszukać nowych chlebodawców. Nieoczekiwane pojawienie się ulubionego przez wszystkich komornika sprawiło, że chaos stał się faktem. Media szybko podchwyciły temat i cały kraj zalały miliony ekspertów, którzy rzucali swoje autorskie złote środki, na palący problem.

Mijały kolejne dni i 2 marca klub do spółki z FPF (Federacja Piłkarska Peru) postanowiły definitywnie wycofać klub ze wszystkiego. Jak tłumaczył to prezydent klubu - Raul Garcia:
"W tej sytuacji, było to jedyne słuszne rozwiązanie. Nie wchodziliśmy do piłki dla pieniędzy, lecz dla rozwoju piłki w tym kraju. Odejście od zawodowego futbolu, nie był spowodowane jedynie sprawą piłkarzy naszego klubu. To także prawdziwy obraz piłki nożnej w naszym kraju, który jest po prostu zły i potrzebuje zmian. To także wszechobecna korupcja, na którą lekarstwa nie znaleźli ani ADFP (Związek klubów i piłkarzy oraz organizator rozgrywek ligowych) ani FPF. Od tego, co uczyniliśmy NIE MA JUŻ ODWROTU".
Te słowa podziałały jak apokalipsa na kibiców klubu z Limy. A konkretnie studentów, gdyż klub czerpał pełną garścią swoje pomysły od prywatnego Uniwersytetu o tej samej nazwie. Swoją drogą uznawanej za jeden z lepszych w Peru. Ów studenci, którzy oprócz "nauki", imprezowali i chodzili na mecze jako wierni kibice, wiadomość ta załamała. Bo co mieliby robić w wolnej chwili? Poświęcić to na dodatkowe godziny przy książkach? "Hahahaha" - odpowiedź była oczywista. Lecz trzeba przyznać otwarcie, że klub, mimo iż założony niedawno, bo w 2004 roku potrafił zostać trzykrotnym mistrzem kraju, będąc cały czas w czołówce ligowej. Do tego jej kibice (nie tylko studenci), wiernie i z oddaniem kibicowali nowemu tworowi i co ważne, tworzyli naprawdę ciekawe oprawy.

Jeśli się jednak bliżej przyjrzymy temu problemowi, to finanse również miały swój oczywisty powód. Klub od samego początku istnienia, nie miał własnej areny i de facto ciągle grał na wyjazdach. Problem rozwiązano dopiero dwa lata temu, decydując się na wynajmowanie od Sportowego Instytutu Peru - Estadio San Martin de Porres. Jednak i tu "zapomniano" o przelewach i tu dług stał się faktem. Łącznie zadłużenie klubu przekracza kilkanaście milionów dolarów, co jest kwotą w Ameryce Południowej zabójczą, a już zwłaszcza dla takiego klubu jak popularni "Los Santos". Piłkarze rozjechali się, więc po świecie, wciąż procesując się z klubem o zaległy cash.

Tymczasem 7 marca, władze klubu spotykają się z SAFAP (organizacja broniąca praw piłkarzy w Peru) celem rozwiązania problemu. Tam padła propozycja, o powołanie komisji, która nadzorowałaby i kontrolowała klub od strony organizacyjno-finansowej. Zresztą pojawiła się nawet sugestia, by ten krok uczynić wobec wszystkich pozostałych klubów pierwszoligowych.

Wszyscy wiedzieli już, że klub przestał istnieć. Siedziba klubu nieczynna, brak sygnału w telefonach oraz brak prądu i energii. Można rzec opuszczone przez wszystkich miejsce, w którym brakuje już tylko duchów...

I nagle, 14 marca świat obiega sensacyjna wiadomość, którą przedstawi zainscenizowany dialog. Napisał ją pewien znany reżyser, za cholernie duże pieniądze:

(Puk, Puk)
Prezydent Federacji - Wejść!
Prezydent klubu - Dzień dobry, jaśnie panujący Manuelu Burgo, królu wzgórza kondora i jego gniazda.
Prezydent F. - O, gość z Universidadu. Miło mi. Coś się stało, że raczyłeś mnie odwiedzić w porze obiadowej?
Prezydent k. - Tak, bo mam dla pana wiadomość. Postanowiliśmy wrócić do pierwszej ligi.
(Całe biurko zalało się sopa a la criolla, będącej jeszcze chwilę temu w ustach prezydenta federacji)
Prezydent F. - Że co!!! Ale przecież ogłosiliście, że wycofujecie się z piłki?!
Prezydent k. - Ale my tylko żartowaliśmy!
Prezydent F. - Kurw..... mać!!!

I tak oto cudownym sposobem klub został przywrócony do rozgrywek ligowych z dniem 14 marca. Zanim to nastąpiło ADFP, przeprowadził z resztą klubów głosowanie, na którym 10 klubów było za przywróceniem, a tylko dwie (Cienciano i Sport Huancayo) wyraziły sprzeciw powrotowi Universidadu do rozgrywek. Na razie sytuacja przedstawia się tak, że klub, będzie dokładnie monitorowany a dług niwelowany w miarę możliwości. Do tego oczywiście powrót do pierwszej ligi, przy czym, jako, że rozgrywki zostały niedawno zainicjowane, pierwszy mecz oddano walkowerem. Klub, nie będzie jednak miał z tego tytułu odejmowanych punktów, co ma im dać równe szanse z innymi. Na decyzję, czekają jeszcze pozostałe dwa mecze oraz modyfikacja terminarza Campeonato Descentralizado 2012.

Trzeba przyznać, że Ci goście z Limy mają poczucie humoru. Sposób w jaki w ciągu kilku dni, sternicy klubu zmienili zdanie, dziś cytuje się, ale na stronach z dowcipami. Mimo, iż oczywistym na początku były wg. prezydenta Raula Garcii słowa: "Nie wracamy!!!", dziś śpiewa zgoła inną melodię: "Nie chcem, ale muszem".

Hahahahahaha, ale ich zrobiliśmy w jajo!!!
















Oni są chyba zmienni bardziej od kobiet...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz