poniedziałek, 5 marca 2012

Kuriozum argentinum

Choć jeszcze czwarta kolejka meczów nie dobiegła końca, to już teraz emocji nie brakowało. Lecz muszę co po niektórych zmartwić, bo nie chodzi mi o cudowne gole z przewrotek, z połowy boiska czy piętką z 80 metrów. Raczej o brutalną grę...

Zielono mi, oj zielono...

Wpierw zacznę od meczu, nad którym unosi się zapach korupcji, czyli San Martin SJ - Estudiantes La Plata. Spotkanie obu drużyn, było zaiste dość ciekawym przeżyciem, bo ilość marnowanych akcji przez gospodarzy dosłownie szokowała. A piszę tu o akcjach, typu "nie trafić do pustej bramki z 3 metrów...". Jak jeszcze doliczymy do tego, że San Martin robił to celowo... Za szerszy komentarz do tego meczu, niech posłuży jedyny gol z tego spotkania, samobójczy Diego Sosy. (Akcja zaczyna się od 0:12)


Sam nie wiem, co ten Sosa planował zrobić. Przypatrzcie się uważnie jego reakcji w momencie, w którym piłka zmierzała w jego stronę. Już przy strzale widać, że zawodnik uderzył futbolówkę czysto, więc o przypadku nie może być mowy. Natomiast reakcja po samobójczej bramce... On na bank, brał lekcje w hiszpańskiej szkole aktorskiej! Perfekcja! Oscara mu!

Te i inne atrakcje stanowiły mocne dowody, dla spragnionych fanów teorii spiskowych. Zresztą nawet gazety, dość niewinnie, ale jednak przyznają, że mecz w wykonaniu gospodarzy był dziwny. A już wielkim znakiem zapytania jest fakt, jakim cudem to spotkanie przegrali? Nie trafiali do bramki, bo chcą być honorowi? Czy może sobie myślą, że dostaną dotacje z UNICEFU? Na wszelki wypadek, obejrzę to spotkanie jeszcze raz i sprawdzę kursy u bukmacherów. Bo nie chcę mi się wierzyć, że ten samobój, jak i indolencja w ofensywie San Martin, była tak po prostu przypadkowa.

Mało kulturalny Camoranesi

Samych czerwonych kartek w tej kolejce pokazano aż siedem. W meczu Tigre z Lanus, była tylko jedna, choć nie obyło się też, bez cienia kontrowersji. Pierwszą był Diego Morales, który już w drugiej minucie meczu, wbiegł w pole karne przeciwnika. Nieudolnie interweniujący Carlos Izquierdos, przegrał pojedynek bark w bark z rywalem i na końcu jeszcze pochwycił go za koszulkę, lecz nie za mocno. Chwilę potem zawodnik Lanus wywraca się, a gracz Tigre się zatrzymał. Zaczął głośno wrzeszczeć jak kobieta podczas porodu i wymusił na arbitrze podyktowanie rzutu karnego. Skutecznie zresztą wyegzekwowanego przez samego poszkodowanego.

Ale jeśli myślicie, że był to koniec przygód, to jesteście w błędzie. Wcześniej bowiem zawodnicy Lanus rozdawali łokcie w twarz, w ramach solidarności z biednymi mieszkańcami Indonezji. Ale w 86 minucie w rolę nikczemnego oprawcy, wcielił się włoski macho i argentyński romantyk w jednym - Mauro Camoranesi. Postanowił on z prawej strony boiska, zaatakować rywala ze skrzydła. Minął bez problemów jednego z przeciwników i ruszył dalej, jednocześnie wypuszczając zbyt daleko piłkę od siebie. Ruszający przed nim Gaston Diaz, uprzedził go i wybił piłkę, lecz krewki italiano-argentino nie odpuścił... W futbolówkę co prawda nie trafił, ale w nogę rywala trafił jak najbardziej. Mianowicie wdepnął w nią z całych sił, a sędzia nie okazując skruchy, pokazał kartkę koloru czerwonego. Niewzruszony Mauro opuścił boisko i pewnie nie oduczy się tego, że ma kopać w piłkę, nie zaś w rywali. Podobno jednak żadnej kary, poza pauzą jedno meczową nie otrzyma, ale powoli staje się największym ligowym rzeźnikiem. Mimo to, wciąż uważam go za jednego z najlepszych DM w lidze.

Omawiana akcja z Mauro zaczyna się od 2:16. Na samym początku macie zaś, ten feralny rzut karny. Czy słuszny?


Dominacja po genueńsku

Boca Juniors to zespół koncertowy... I nie mam na myśli formy poszczególnych wykonawców czy ich stylu, ale efektów końcowych. A tym są brawa publiczności. Nie wiadomo do końca, czy ten fenomen bierze się ze słabości ligi czy potęgi Boca, ale przynajmniej jest ktoś lepszy od Barcelony czy Realu w jednym względzie... seryjnie nie przegrywa meczów.

W chwili pisania tego wpisu, niestety nie mogłem odnaleźć odpowiedniego materiału wideo, który pokazałby wszystkie trzy czerwone kartki z tego meczu. Możecie mi uwierzyć (lub nie) na słowo, że wszystkie są efektem głupoty. Konkretnie głupoty rozżalonych zawodników El Ciclon, którzy musieli wyładować swoją frustrację na przeciwnikach. Najpierw był to Gabriel Mendez po chamskim faulu na Sanchezie Mino, a potem bójka Bueno z graczem Xeneizes - Insaurralde. Całe trio opuściło boisko, ale tylko feralny kartkowicz Insaurralde, mógł się po meczu uśmiechnąć. W końcu jego drużyna nie przegrała już 33 meczu w lidze...


Zbierzmy wszystko do kupy. Wszystkie omawiane spotkania, stały na przeciętnym, w porywach do przyzwoitego poziomu. Estudiantes dalej gra w kratkę, z wyjątkowo niestabilną formą. Lanus wyglądał tak, jakby ktoś w samochodzie wymienił silnik na niewłaściwy (swoją drogą, na ten mecz sporo zmian w składzie związku z grą w CL). A Boca? Boca wciąż jest taka sama...


PS A nagrodę św. Eberharda kolejki zgarniają Roberto Nestor Sensini i Frank Kudelka. Za co? Otóż Sensini wraz ze swoimi podopiecznymi z Colonu, spóźnił się na wyznaczoną godzinę meczową (17:00 czasu argentyńskiego). Sędzia Nestor Pitana od razu wysłał go na trybuny, a sprzeciw tej decyzji wyraził trener gospodarzy Unionu - Kudelka. Arbiter postanowił również... i jego wyrzucić z ławki trenerskiej! Tym samym obie drużyny w derbach Santefesino, grały od początku, bez swoich szkoleniowców. A wiecie o ile się trener Colonu spóźnił? O... 8 sekund! Zimny perfekcjonista Pitana, już wkrótce może liczyć na to, że będzie reklamował platynowe Rolexy sygnowane własnym nazwiskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz