środa, 30 listopada 2011

Jeden punkt od spełnienia marzeń

Na początek przeprosiny, związane z problemami technicznymi, które myślę, że już definitywnie już mam za sobą (ale za to kilka przede mną).

Wczoraj zakończyła się szesnasta już kolejka zmagań o mistrzostwo Argentyny. Wyniki oczywiście da się podzielić na: oczywiste, zaskakujące oraz niespodziewane. Moje oczy były zwrócone głównie ku Mendozie, gdzie Godoy gościł być może nowego mistrza - Boca Juniors. Do tej pory (a raczej od kilku kolejek) mecze Xeneizes oglądało się z bólem, zupełnie jakby się oglądało taśmy z narodzin swojego rodzeństwa. A, tu proszę niespodzianka. Podopieczni Julio "Szczęki" Falcioniego zagrali może nie rewelacyjnie, ale na pewno dobrze i skutecznie. Co prawda dlatego, że Godoy nie zabarykadował się pod własną bramką, ale jednak trzy punkty zostały zgarnięte i tego sukcesu odebrać się nie da. Zwłaszcza, że rywale zagrali jedno z gorszych spotkań i dopóki nie pojawił się Armando Cooper (ciekawy Panamczyk z turbo między pośladkami), wyglądało to mizernie. Pierwszy gol Dario Cvitanicha była od prostym wykończeniem tego co powinien zrobić każdy napastnik. Drugą bramkę z rzutu karnego (ewidentnie faulowany na 8 metrze "Cvita") strzelił Rolando Schiavi, który jednak o mało co, a znowu by się pomylił. Potem skutecznie Xeneizes kontrolowali grę, gdy goście nie wiedząc co począć, trenowali rugby. Czyli kopali piłki na wysokość dziesiątego piętra.

W drugiej połowie za sprawą wcześniej wspomnianego Coopera, gra się wyrównała i Boca już na dużo pozwolić sobie nie mogła. Zresztą w 86 minucie Panamczyk zaliczył asystę przy kapitalnej bramce Rojasa, przy której słowa "stadiony świata" są najodpowiedniejszym sformułowaniem. I w sumie za tą straconą bramkę zawodnikom Boca należy się 5 rund wokół La Bombonery, bo stare piłkarskie powiedzenie mówi, że "kiedy rywal leży, należy go skopać". Dodatkowego ciśnienia kibice nie potrzebują, więc jedyny cel dla których padła ta bramka, to zapewne kasa u buka. Jednak możliwość straty punktów, byłaby niewybaczalna. Indywidualnie chwalić nie ma za bardzo kogo (który to już raz), bo wszyscy gracze Xeneizes zagrali dobry mecz, a kilka pojedynczych potknięć, nie rzutuje na znaczne obniżenie noty końcowej. U zawodników Godoy ocena może być jedna: stara i ulubiona przez wszystkich jedynka (w Niemczech ma wymiar symboliczny).

Zatem, jak wyglądały pozostałe wyniki? Oto odpowiedź:

Tigre 3-0 Atletico Rafaela (Luna 16 min, Castano 67 min, Morales 78 min. [karny])
Olimpo Bahia Blanca 0-3 San Martin SJ (Caprari 16 i 77 min, Bogado 34 min. [karny])
Newell's Old Boys 0-0 San Lorenzo
Racing Club 2-3 Belgrano Cordoba (Moreno 38 min, Viola 68 min. - Pereyra 32 i 45 min, Turus 36 min.)
Velez Sarsfield 1-1 Colon de Santa Fe (Velazquez 22 min. - Chevanton 47 min.)
All Boys 0-0 Lanus
Banfield 2-2 Argentinos (Gomez 57 min, Ferreyra 87 min. - Bordagaray 27 min, Salcedo 94 min.)
Godoy Cruz 1-2 Boca Juniors (Rojas 87 min. - Cvitanich 10 min, Schiavi 37 min. [karny])
Arsenal de Sarandi 1-2 Estudiantes LP (Obolo 22 min. - Fernandez 56 min, Veron 81 min.)
Union Santa Fe 0-0 Independiente

Przy wnioskach zaiste ważnych dla mnie:

- Racing rozczarował, ale w sumie nie powinno to dziwić. Zespół złożony z indywidualności ma to do siebie, że kiedy ich na boisku nie ma, to praktycznie wszystkie jej atuty znikają. Bez Teo Gutierreza z przodu siłą ofensywna wyglądała dość blado, choć jego kolega Moreno dwoił się i troił by Racing wygrał. Tak się nie stało, ale kibice przynajmniej mogli obejrzeć ciekawe, ale przede wszystkim BARDZO DOBRE widowisko. Oprócz kilku bramek, ciekawych akcji ofensywnych, czerwonych kartek (aż trzy) i kiepskiego sędziowania można doliczyć jeszcze jedno: sukces Belgrano. Dla gospodarzy natomiast to ewidentne pożegnanie z mistrzostwem, które mogliby jeszcze odratować, lecz musieliby liczyć na wielki spadek formy Boca, co wydaje się niemożliwe (choć szanse są ok. 0,0000000001%).

- Tigre w panice poszukuje punktów, by uniknąć degradacji do drugiej ligi. Mając nóż pod gardłem podopieczni Rodolfo Arruabarreny wygrywają (chyba lubią grać pod presją ognia smażące ich tyłki) i to dość wysoko z Rafaelą. Być może dla niektórych może to wydać się śmieszne, ale klub ten ma całkiem spore szansę na grę w... Copa Libertadores. Jakim cudem? Oczywiście dzięki sposobowi zliczania punktów, który w przypadku pucharów kontynentalnych dodaje wszystkie punkty zdobyte w tym roku (czyli Clausura 2011 i kończąca się Aperturę). Aktualnie Tigre zajmuje 5 miejsce (premiowane grą w Copa Sudamericana 2012), tracąc zaledwie 2 punkty do Godoy Cruz. Wydaje się absolutnie pewne, że Tigre w przypadku awansu do Pucharu Wyzwolicieli, będzie grał wyłącznie rezerwami, a nie licząc kosztów związanych z potencjalnymi podróżami zagranicznymi... Dla łaknących niespodzianek, w przypadku degradacji Tigre po Clausurze 2012, klub nie będzie mógł wystąpić w Copa Sudamericana. Cóż, absurd goni absurd.

- Pewnie część kibiców kojarzy Javiera Chevantona. Tak, ten urugwajski snajper, który swego czasu nękał bramkarzy we Włoszech, Francji czy Hiszpanii teraz wybrał sobie za zadanie pokazanie klasy w Argentynie. Wypada się na początku trochę pośmiać, bo gdy zadebiutował w barwach Colonu w meczu z All Boys, był najgorszym piłkarzem na boisku. Potem trafił mu się uraz, z którego to powodu zawodnik (notabene przed przyjazdem do Santa Fe był w słabej kondycji fizycznej) pauzował blisko miesiąc. Od tamtej pory Chevanton zaczynał mecz od polerowania ławki rezerwowych oraz swojej łysiny. Wreszcie chłop się jednak przebudził, strzelając bramkę już minutę po wprowadzeniu na boisko w meczu z Velezem. I to nie byle jaką, bo z rzutu wolnego. Tym samym Cheva "zaliczył" swój pierwszy raz na argentyńskiej pampie a kibice Los Sabaleros, liczą na więcej.

- Emocje to słowo, które pada wyjątkowo często w lidze argentyńskiej. Głównie dotyczą one bójki kibiców, skandalicznych decyzji arbitrów lub wszystko inne nie związane z piłką nożną. Wyjątek numer dwa w tej kolejce, zaprezentowały drużyny na stadionie Florencio Soli czyli Banfield oraz Argentinos. Najwięcej emocji, tudzież kontrowersji dostarczyła bramka wyrównująca dla Argetinos dzieła Santiago Salcedo w 94 minucie. German Basualdo w akcie desperacji postanowił wrzucić piłkę w pole karne, gdzie znajdował się wspomniany Paragwajczyk. Po ładnym przyjęciu piłki na klatkę piersiową, uderzył opadającą futbolówkę pokonując bezradnie rzucającego się na niego Lucchettiego. Czy był spalony? Oceńcie sami: (omawiana akcja zaczyna się od 1:07)


Tabela wygląda na prawie taką samą jak tydzień temu:

1. Boca Juniors 36 PKT 19-4
2. Tigre 27 PKT 20-13
3. Racing Club 25 PKT 13-7
4. Velez Sarsfield 25 PKT 18-14
5. Colon de Santa Fe 25 PKT 14-12
...
17. Olimpo Bahia Blanca 14 PKT 15-24
18. Newell's Old Boys 13 PKT 10-15
19. Estudiantes La Plata 13 PKT 17-23
20. Banfield 11 PKT 11-18

W klasyfikacji strzelców zmian nie widać:

1. Ruben Ramirez (Godoy Cruz) 10
2. Mauro Matos (All Boys) 7
3. Dario Gandin (Atletico Rafaela) 6
3. Martin Rolle (Olimpo) 6

PS Słowa dotrzymam i teksty sprzed tygodnia, które z przyczyn technicznych się wówczas nie pojawiły, znajdą się w tym. A oprócz tego jeszcze jeden: Copa Argentina, czyli dla kogo są te rozgrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz