czwartek, 3 listopada 2011

W argentyńskim tangu wszelkie chwyty dozwolone

Cóż, jednak potrzeba było dwóch dni, by wena znów pojawiła się w moim umyśle.

Dlatego nic dziwnego, że spor jest pytań, które wymagają odpowiedzi:
"Co to jest?". Blog
"Czy to jest blog poświęcony piłce nożnej?". Nie, o kosmonautyce.
"Czy przeczytam coś, co może mnie zainteresować?". Być może, sam sprawdź.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Stuprocentowy, ewentualnie 40%.
"Mastrangelo. Co to za nazwa?". Dwóch person o tym samym nazwisku. Piłkarz i siatkarz. Wujek Google służy radą 24 h na dobę.
"Jakie to uczucie, kiedy piszesz kolejne zdania w nowym poście". Wstrząsające.
"Czy uwielbiasz architekturę stadionową?". Nie, aczkolwiek obiekt zdobiący mój blog prezentuje się wybornie.
"Czy dowiem się czegoś ciekawego o polskiej piłce?". Nie. Chyba, że znajdzie się tam Latynos.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Gdyby nie miało, to nic bym nie napisał.
"A zatem, będzie piłka latynoamerykańska. Jeden kraj?". Oczywiście, że nie. Ale Argentyna ma pierwszeństwo.
"Co lubisz najbardziej w kuchni?". Otwierać lodówkę co 5 minut, licząc na to, że znajdę tam coś do jedzenia.
"Czy z tego bloga dowiem się czegoś więcej o Messim?". O nim powiedziano już chyba wszystko, ale jego nazwisko się pewnie przewinie.
"Czy lubisz odpowiadać na pytania?". Muszę się zastanowić w ciszy i spokoju.
"Po co to robisz?". Dla treningu zręcznościowego. Póki nie patrzą na mnie dziesiątki par oczu.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Dobra, na więcej już nie odpowiem.

Teraz niech wątek, pozostanie na swoim miejscu. Jeszcze kiedyś przyjdzie moment na jego rozwinięcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz