O meczu z Kolumbią rozpisywać się trudno, bo i wspominać nie ma za bardzo co. Obie drużyny grały BEZNADZIEJNIE, a wszelkie próby stworzenia zagrożenia przez jedną lub drugą stronę, przypominały walenie głową w mur. Tak jak w piątek, tak i wczoraj Albicelestes nie odrobili lekcji, a nauczyciel się zwyczajnie obijał z wymierzeniem klasie kary. Tylko jakim cudem padły bramki? Pierwsza, to dzieło przypadku. Dwie następne, efektem precyzyjnych wykończeń. Może i chciałbym coś napisać o ładnej pogodzie, przyjemnym w uszach i we wzroku dopingu gospodarzy. Ale towar jaki chcą mi Kolumbijczycy sprzedać, jest wybrakowany. Przejdźmy zatem do ocen:
Sergio Romero (3): Zrobił tyle, co mógł. Przy bramce nie miał większych szans, a reszta interwencji była bez większych zarzutów. Solidnie, ale bez błysku.
Pablo Zabaleta (0): Nie muszę chyba powtarzać, że ten facet powinien zostać wykopany z kadry raz na zawsze. Widać po nim, że zbija bąki i udaje, że gra w piłkę. Nie umie ani podać, ani też piłki odebrać w sposób bardziej cywilizowany, czyli bez odgwizdywania przez sędziego faulu.
Nicolas Burdisso (0): Może to zabrzmi dziwnie, dla niektórych może kontrowersyjnie ale w tym wypadku jego nieszczęście... przyniosło szczęście. Skopiował wszystko to, co dotychczas robił podczas meczu z Boliwią i choć co prawda jego zastępca (Desabato) nie był może zbyt rewelacyjny, ale jednak lepszy. Jednak jego uraz ma wyraz symboliczny i dziękujmy za ten "dar".
Federico Fernandez (2): Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, choć to co miał zrobić wykonywał raz dobrze a raz gorzej. Był to generalnie bardzo przeciętny występ chłopaka, który wystraszony, bał się tego, że doleci do niego piłka i będzie coś z nią musiał zrobić.
Clemente Rodriguez (1+): Przypomina mi swoim zachowaniem małego ratlerka, któremu zew natury każe zabawić się z suką rottweilera. Skacze, gryzie, szarpie ale jak kopniesz w dupę to zacznie piszczeć i uciekać. Po w miarę przeciętnym występie kilka dni temu, dziś słaby i bezbarwny. Zapędy w ofensywie zostały przytemperowane przez trenera a on sam jak już zaczął biec z piłką, to najczęściej gdzieś po drodze ją gubił. Sporo było też nieprzemyślanych decyzji w jego wykonaniu.
Jose Sosa (1): Wiecie, że ten gość dostawał w argentyńskiej prasie takie noty, jakby był bohaterem narodowym? Cóż, obiektywna ocena to nie była (moim zdaniem), choć i mnie można posądzić o jej brak (wolność słowa). To co wkurza mnie w tym piłkarzu to przeciętność, wybrakowanie i rzemieślnicza fuszerka. I to pokazał wczoraj, tylko, że będąc uczestnikiem akcji bramkowych jego nota od razu poszła w górę. Ale u mnie obniżę mu za nieużywanie mózgu na placu gry. Bo intelekt używa każdy piłkarz a zwłaszcza rozgrywający, który ma ową grę kreować.
Javier Mascherano (2): Samobój, potem spore problemy ze środkowymi Los Cafeteros. Choć w drugiej połowie się zmotywował, to jednak zbyt późno, by mówić o udanym występie. Trochę przyblakł od czasów przejścia do Barcelony. Opary symulowania da się wyczuć.
Rodrigo Brana (1+): Kolejny gracz, którego zjadę, bo nie zasługuje choć trochę na wąchanie murawy w argentyńskiej koszulce. Co prawda nie zabraniam mu tego robić, ale niech się tym zajmuje, kiedy na boisku jest tylko on sam, a na murawie też nikogo nie ma. Co prawda parę razy zdarzało mu się dobrze odegrać piłkę... ale przesadą by było od razu robienie z niego zbawiciela na skrzydle, kiedy był wolny i ociężały w swoich ruchach.
Pablo Guinazu (1): Oto przykład człowieka, który jest wolniejszy od żółwia zmieszanego ze ślimakiem. W życiu bym nie podejrzewał, że ktoś może być aż tak WOLNY i nie mam tu na myśli swobody w wygłaszaniu swoich poglądów. Leniwy, ślamazarny piłkarz, który w obrazie rzeczywistym porusza się w slow motion.
Leo Messi (3): A specjalnie dla niego poszedłem do fryzjera, by mieć fryzurę taką jak on. Jakby lepszy w swojej postawie, ale nie na tyle by sprawił, że ludzie chętniej będą uprawiać seks w miejscu publicznym. To co mnie niepokoi to cały czas błędy trenerskie, połączone z przemęczeniem samego zawodnika. Intensywnie eksploatowany, będzie coraz szybciej obniżał loty, a to martwi bo takich historii graczy było sporo i zawsze miały to samo smutne zakończenie.
Gonzalo Higuain (1): Nic a nic z jego poprawy dobrego nie wynikło. Czasem zagrał piłkę na pamięć, ale zapominał zawsze, że jego kolegą nie jest Cristiano Ronaldo, tylko Rodrigo Brana.
Leandro Desabato (1+): Zrobił tyle co mógł, zastępując Burdisso zagrał od niego lepiej, choć nie na tyle, by mówić od razu o idealnym następcy. Był co prawda archaiczny w swoich rozwiązaniach (czyt. wykopywał piłkę), ale lepsze to niż zabawa we własnym polu karnym (pozdrawiam Demichelisa).
Sergio Aguero (3+): Trzymać go na ławce, to tak jakby wstydzić się podejść do ładnej dziewczyny i zagadać. Kiedy ryzykujesz to co ci nieznane, nie będziesz stratny a może jeszcze na tym zyskasz. Tak więc śmiało i z odwagą do kobiet podchodźcie drodzy panowie, bo w końcu życie macie tylko jedno. Solidny występ, za który Sabella w końcu musi mu podziękować, choćby namiętnym pocałunkiem.
Fernando Gago (bez oceny): Wpadł na boisko w sumie chwilę po drugiej bramce, więc trudno go ocenić. Ale za to plus jeden do występów w kadrze.
Alejandro Sabella (1): Sado maso w należności za swoje pomysły. Jedynka, bo dalej nie da się kupić tych jego sztuczek. Będzie żonglował tą kadrą tak dalej, to może zostanie cyrkowcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz