wtorek, 23 października 2012

Zezwierzęcenie maksymalne

Tak jest czytelnicy. Już tylko kilka dni dzieli świat, od wydarzenia bez precedensu. Bez względu na podziały, ten mecz jest klasykiem wyjątkowym. Ba, kultowym do tego stopnia, że obejrzą go setki milionów ludzi. To mecz Boca Juniors kontra River Plate, czyli Superclasico. Choć ostatnie pojedynki, nie były już takie super, jak to z nazwy wynika, ale klimat tego widowiska, zasługuje na wspomnienie. No, może nie do końca na wspomnienie, bo przytoczenie całej historii lub drobnych jej okruchów, to niemal 100 stron w Wordzie i to na czcionce numer 5.

Niedawno zakończony weekend, nie był udany zarówno dla jednych, jak i drugich. Gdzieś w tym wszystkim czuć, że obie drużyny myślami są już przy meczu derbowym. Spotkanie na El Monumental, to kolejna potyczka w nieustannej wojnie o panowie nad Buenos Aires. Każda ze stron wierzy, że to ich barwy, będą zdobić miasto przez kolejne miesiące... aż do następnego pojedynku. Zatem czas na bardzo krótki raport z obu obozów.

RIVER, czyli nie wiem o tym, że wiem tyle co nic.

Podopieczni Matiasa Almeydy zawiedli w przegranym meczu z Quilmes. Generalnie większość, która próbuje się mierzyć z tą nazwą, najczęściej kończy na izbie wytrzeźwień. Hojnie wspierana przez jeden z największych koncernów piwowarskich w Argentynie drużyna, gra przeciętnie i bez błysku. Ale jak widać, wystarczyło to, na pokonanie drużyny, która całkiem nieźle ukrywa fakt swojej... przeciętności. To właśnie słowo klucz, które oznajmia nam wszem i wobec, że wybrakowana na niektórych pozycjach (czyt. na większości) drużyna, stara się jedynie z tej ligi nie spaść. Bo nawet próba wspomnienia o tym, że grają o majstra jest wyjątkowo zabawna. Na pocieszenie Los Millonarios przegrali tylko 1-0. To i tak lepiej niż Boca, która z Quilmesem poległa i to aż 3-0. Zatem kac, jakby nie patrzeć widoczny był u rywala zza miedzy.

Cała reszta spekulacji nt. składu, pomysłu na pokonanie "Xeneizes", ogranicza się jedynie do Davida Trezegueta. Francuski napastnik o argentyńskich korzeniach, powoli wraca do formy, której to prognoza przypada właśnie na mecz z odwiecznym rywalem. Piłkarz spokojnie wypowiada się o meczu, wspomina o tym jaki to zaszczyt go kopnie i blablablablabla... Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Być może ratunek w postaci dużej ilości smaczków pojawi się niedługo.

Chodzą słuchy, że Almeyda podobnie jak Falcioni w Boca, będzie walczył jak lew, o swoją posadę. Wyniki, które szkoleniowca River nie bronią, uratować może jedynie uśmiech na buzi (dla niektórych miłośników, po prostu "na ryju") Daniela Passarelli, który nie zwykł oglądać meczów z Boca zakończonych porażką. Biorąc pod uwagę zbliżające się wielkimi krokami wybory w klubie, potrzebuje on głosów na kontynuowanie swoich rządów. A jak przedłużyć sobie mandat, jak nie poprzez oświadczenie swoim socios, że "za mojej kadencji pokonaliśmy Boca"? Cóż, Passarella znany jest dziś jedynie z tego, że dobrze to on grał w piłkę. Bo, gdy zajmował się czymś zupełnie innym, to momentalnie rujnował swoją reputację. Od trenerki, a na wspomnianym stanowisku prezydenta kończąc. Chyba nie muszę wszystkim przypominać, jak potraktował Fernando Cavenaghiego, który wrócił ratować swój ukochany klub (pal licho, że grał za darmo), zostając na nowo jej bohaterem. A potem, w podzięce został kopnięty w dupę przez Passarellę, bo ten... zazdrościł mu tego, że kibice przypisali Cavenaghiemu sukces z powrotu do pierwszej ligi. Socios, choć wyjątkowo naiwni, wciąż licznie chodzą na mecze domowe, ale bardzo pragną by Passarella w końcu z klubu odszedł.

Właśnie wtedy przypominam sobie, jak wtedy po raz pierwszy zareagował na krytyczne głosy. Rzecz miała miejsce, tuż po spadku River do B Nacional (druga liga). Słowa Passarelli skierowane do kibiców, leciały mniej więcej tak: "Skoro chcecie mnie z tego klubu wyrzucić, to czekam. Możecie od razu wywieźć mnie na taczce!". Taczka przyjechała, ale chętnych na powózkę nie było...

BOCA, czyli wiem o tym, że nie wiem tyle co nic.

Mniej wesoło i bardzo mglisto jest w dzielnicy Boca. Piłkarze zabarykadowali się na cztery spusty i do meczu z River, nie zamierzają się nawet zza winkla wychylać. W sumie nie ma co się im dziwić, kiedy spojrzymy sobie na to, jak sobie w ostatnim czasie radzą. A spisują się równie nędznie jak jej najbliższy rywal, czyli przeciętnie i chimerycznie. Zatem mityczna rozmowa w siłowni, na którą zaprosił swoich podopiecznych Falcioni, nie zdaje póki co żadnego egzaminu.

Bunt, na którego czele stoją "przyjaciele Romana" w osobach Clemente Rodrigueza, Viatriego, Chaveza, Rivero czy Somozy chcą zmian. Złość szczególnie tego pierwszego daje się we znaki, albowiem był bardzo niezadowolony z faktu, kiedy funkcję kapitana drużyny po Riquelme przejął Rolando Schiavi. O ile w mediach starał się robić dobrą minę do złej gry, tak w środku widać jak bardzo mu coś leży na sercu. Jeśli tak, to chyba w okolicach dupy, skoro po rozmowie z trenerem, dalej robi swoje. W obronę biednego trenera wziął sam prezydent Angelici, zapowiadając kilka tygodni temu, że Falcioni będzie trenerem Boca do końca 19 kolejki (czyli ostatniego meczu w tym roku). Trener niby spokojnie, popala swoje ulubione Marlboro, ale gdzieś w tych oparach próżno szukać widoków piękna.

A skoro tym mowa, to wiecie, że w trakcie meczu Boca z Estudiantesem (zakończony 0-0) pobiegał sobie...  czarny kiciuś - zmora przesądnych ludzi.


Podobno jakiś zakamuflowany kibic River przemycił go na stadion, by przyniósł Xeneizes za tydzień w derbach pecha. Ta...

A skoro w koło jest wesoło (bo tylko, to jest warte dzisiaj wspomnień), to całkiem ciekawe informacje można znaleźć w kronikach kryminalnych. Raul Viatri, znany do niedawna tylko z tego, że jest bratem Lucasa, napastnika Boca, postanowił zrobić coś nietypowego. A mianowicie również napadać (jak nazwa wskazuje) ale nie bramkę przeciwnika, tylko włamywać się do zwykłego szarego domu, obywatela miasta Rosario. Był wówczas piękny i chłodny 6 września. Wspomnianym zwykłym obywatelem, który został napadnięty przez umięśnionego brutala kazał się... teść Maxiego Rodrigueza!

Raul Viatri po kradzieży dwóch telewizorów LCD oraz 20 tysięcy dolarów, w podzięce za hojne dary dotkliwie pobił teścia znanego piłkarza, a potem przez kilka dni skutecznie uciekał policji. Do czasu, bo osiem dni później został zatrzymany, po obławie jaką urządzono w Cordobie, skąd natychmiast został przetransportowany do więzienia Rosario. Jako, że to nie jest jego pierwsze wykroczenie, recydywista może otrzymać wyrok nawet do 15 lat pozbawienia wolności (ciążą na nim jeszcze inne zarzuty m.in. za rozboje, pobicia czy groźby z użyciem broni palnej). Do zarzutów przeciw niemu dochodzą także liczne kradzieże. Nawet te, które przeprowadzał wspólnie ze swoim bratem Lucasem, z którym kiedyś w Santa Fe... ukradł nożyczki z salonu fryzjerskiego.



PS W tym tygodniu, w bliżej nieokreślonym dniu, dokonają się obiecane zmiany na blogu. Cierpliwość zawsze zostanie wynagrodzona. No prawie...

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie czyta się Twoje teksty, szkoda, tylko że to jedyne takie miejsce w polskim necie... No a skoro o superclasico to tym razem z moim udziałem :)

    pozdrawiam
    Xeneize

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za niespodzianka. Jeśli nie oślepłem rozpoznając znajomy mi nick, to bardzo mi miło, że zaglądasz na bloga :) Zazdroszczę takiej okazji, żeby zobaczyć superclasico na własne oczy. Czadowe przeżycie i jeśli pamiętam, to chyba nie Twoja pierwszyzna.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń