czwartek, 11 października 2012

Pampa the pampa, wielka wina lampa #3

- Zaczynamy nietypowo, a od tematu, który wkrótce dostanie oddzielną notkę na blogu. Mowa oczywiście o piłkarzach zaginionych, o kolorowej historii, którzy pojawili się w Polsce i nie tylko w tym kraju. Dziś będzie nim Cesar Cortes, pewien nietypowy chilijski snajper, który wiosnę sezonu 09/10 spędził w Polonii Warszawa. Rozgrywając raptem 4 spotkania w Ekstraklasie, bardziej niż jego gra ciekawiła jego biografia i CV. Te, było dość ubogie, choć zawierał mały hiszpański epizod w Albacete (epizod dobre słowo - raptem 4 niepełne mecze). Po tym jak władający Polonią - Józef Wojciechowski wybulił ze swojej sakwy 400 tysięcy dolarów, spodziewano się po zawodniku szumu, huku i korony króla strzelców. Ostatecznie skończyło się jedynie na szumie, ale to z powodu jego egzotycznego pochodzenia. Nie przystosowany do polskich warunków, przy dość długiej aklimatyzacji, zawodnik prędko zwinął żagle, obierając kurs na ojczyznę. Konkretnie do Evertonu Vina del Mar, żeby już po 8 miesiącach dać dyla do Huachipato. Tam w 16 spotkaniach zanotował 7 trafień, co można uznać, za całkiem przyzwoitą statystykę. Potem dość nieoczekiwanie zawodnik... zadebiutował w reprezentacji narodowej 12 sierpnia w meczu towarzyskim z Ekwadorem. Co prawda drużyna dostała porządne baty 3-0, ale najciekawszy dla polskiego kibica wątek to wejście z ławki Cesara Cortesa. W 65 minucie gry zastąpił on Estebana Menę i na tym skończył się jego widoczny udział w tym meczu. Rola statysty się dopełniła, CV uzupełnione, a jak teraz prezentuje się chłopina? Cóż, klub dalej ten sam a w tym sezonie zagrał w 11 spotkaniach notując 5 goli. Żeby nie było tak wspaniale, niech za łyżkę dziegciu posłuży fakt, że ostatnią bramkę zdobył drugiego września. Przyzwoitość w grze chilijskiego napastnika jest znana, w Polsce pozostała nieodkrytą. Piłkarz jest klasycznym wyrobnikiem, który salonów nie podbije, a to za sprawą dynamiki oraz siły. Potrafi co prawda dobrze rozegrać kombinacyjną piłkę, ale za chwile gdzieś potknie się o własne nogi. Z tego już 28-letniego mężczyzny już nic większego pewnie w karierze nie spotka. Choć, skoro był mecz w reprezentacji...

- Reprezentacje narodowe zdominują najbliższe kilka dni. Cały świat ogarnie narodowa duma, poczucie patriotyzmu i inne temu podobne akcenty. O jej pielęgnację zadbają wszyscy ci, których interesuje hasło "Ojczyzny ratowanie". A pomagać jest gdzie, albowiem Argentyna niezwłocznie potrzebuje wolnego miejsca w zakładzie psychiatrycznym. Na podstawie diagnozy, przebadano już selekcjonera kadry Alejandro Sabellę, gdzie wykryto śladowe ilości szarych komórek w jego organizmie. To sprawia, że już teraz należy współczuć Messiemu, że szanse na sukcesy z kadrą narodową ma znikome. Jeśli Sabella dalej będzie forował swoje kółko różańcowe w osobach:
Clemente Rodrigueza
Marcosa Rojo
Enzo Pereza
Pablo Guinazu
Rodrigo Brany
Federico Fernandeza
Leandro Desabato
Hugo Campagnaro
To gwarantuje (z palcami splecionymi z tyłu), że biorę pierwszy lepszy samolot do Buenos Aires i biorę robotę selekcjonera kadry. Zasadnicze pytanie, jakie stawiają już wszyscy brzmi: "Czy Sabella dostrzega, że wyżej wymienieni piłkarze, nie zasługują na zakładanie reprezentacyjnej koszulki?". Odpowiedź brzmi, nie. To smutne, że los wspaniałych talentów muszą ograniczać trenerskie ofiary losu, które w swym myśleniu taktycznym zatrzymali się w latach 80-tych. Wyroby Piechniczkopodobne już tak dają się we znaki, że już sam nie wiem, czy oglądanie kadry narodowej to gorący film erotyczny z dziewczyną, czy film dokumentalny o narodzinach delfinów. Przy czym z całym szacunkiem dla miłośników zwierząt, ale widok małych delfinów kojarzą mi się z Sergio Busquetsem, więc... Po prostu czekam na koniec tych przeklętych eliminacji.

- Brazylia w Polsce? Czy to jest możliwe? Jak widać tak. Piłkarze z tego kraju to istny rarytas, który ze sfery marzeń stał się rzeczywistym faktem. We Wrocławiu, Canarinhos pod wodzą Mano Menezesa szykują się do potyczki z Irakiem (jutro) oraz meczu z Japonią (wtorek). Zabawa czy głupoty na treningach to częsty widok, który pokazuje radość jaka z nich emanuje. A, że widoczna jest gołym okiem, to piłkarze polskim chłodem się nie wzruszają, podobnie jak tym brazylijskim w osobie dziennikarzy. Ucieczka z kraju ma na celu wyciszenie i odzyskanie spokoju, którego wyraźnie DT brakuje. Jako, że już wcześniej wspominałem, z jaką krytyką się Mano mierzy, bardziej chciałem wspomnieć o dość ciekawym dla mnie zachowaniu... fanów piłkarzy a zwłaszcza łowców autografów. "Neymar Plisss", "Neymar!!!", "Kaka, Kaka" - czy naprawdę, tak trudno jest się nauczyć, chociaż jakiegoś prostego zdania ze słowem autograf czy photo? Zawsze to zabrzmi lepiej, ktoś nawet to zauważy i doceni, to zostawi gdzieś swój wpis do zeszytu. Co prawda Kanarkowi nie byli skorzy do podzielenia się z fanami jakimiś wieściami, dziennikarzy z naszego kraju potraktowali dość szorstko, choć z drugiej strony... jak słyszą pytania o to "Jak im się podoba w Polsce", to nie dziwę im się z jakimi ludźmi mają do czynienia. W dodatku z tym Kaką, te wołanie jego imienia przez kibiców, z prośbą o autograf to istna parodia. Z tego co wiem, to jak się mówiło "kaka" to oznaczało, że trzeba zmienić pieluchę, bo zrobiło się kupkę.

- Spoglądam w niebo, niby czyste, ale gdzieś tam pojawiają się chmurki. Nie, to nie efekt palenia czegokolwiek, a widoków na osobę Juana Romana Riquelme, który nie może zaznać spokoju, nawet w trakcie wymuszonych przez siebie wakacji. Dziś kraj obiegła informacja, że już nawet jego syn pragnie, by ojciec wracał do kopania piłki oraz swoich rywali. Puentą było to oto zdanie piłkarza: "Jeśli mój syn pragnie, żebym znów zaczął grać - to się zastanowię". Nie przestaje już mnie to zadziwiać, ale chyba jeszcze bardziej te zdjęcie poniżej, które kilka godzin temu zostało wyćwierkane:

Tak się szlachta bawi...
Dla niewiedzących i wzruszonych "skalą melanżu", przedstawię od lewej: Riquelme (i wszystko jasne), Alfio Basile (słynny degustator każdej możliwej cieczy - pzdr od Staszka L.), Reinaldo Merlo (dostawca musztardy i ogórków) oraz Horacio Pagani (dziennikarz, który wyznaje riquelmizm).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz