wtorek, 2 października 2012

Riquelme? Esta Feliz?

Wczoraj Boca pokazała, że jest "Barceloną posiadania piłki". Jak to możliwe? Otóż w meczu z San Martin wykazano, że Los Xeneizes przez 71% czasu meczu, mieli przy swoich nogach futbolówkę. Niestety nawet to nie przysłoniło obrazu nędzy i rozpaczy, kiedy to podopieczni Falcioniego TYLKO zremisowali z drużyną z prowincji 1-1. Lecz ten wpis (krótki) nie będzie dotyczył Boca jako całości a pewnej jednostki...


Ten gość, który na plecach ma wykaz firm sponsorujących (hojnie!) argentyńską reprezentację to nikt inny jak... Juan Roman Riquelme. Czy ktoś myślał, że od czasu zawieszenia umowy z Boca będzie jedynie robił grilla rodzinnego i oglądał tv z piwem w ręku? Oczywiście, na to może sobie pozwolić, ale aktualnie piłkarz wciąż nie zakończył kariery, a mimo jego zapowiedzi... wciąż chce ganiać za łaciatą. Ćwiczy, biega, wyciska - to i jeszcze więcej robi Roman, kiedy wszyscy jeszcze drzemią lub idą spać. Tak, od 5 czerwca, kiedy obwieścił światu (a zwłaszcza mi) smutną nowinę, naród argentyński musiał dzielnie to przyjąć na klatę. Dzieci nie chciały chodzić do szkół, a ich rodzice zamykali się w piwnicy, byle tylko nie wyjść do pracy. Ale dziś piłkarz wraca (a podobno wrócił już wcześniej, tylko ktoś teraz na to wpadł) do intensywniejszych zajęć, które mają doprowadzić do tego, by już w 2013 roku świat znowu miał ujrzeć maga w akcji.

Oczywiście jest też opcja, że Roman od tak sobie ćwiczy, bo nie mógł znieść widoku Ronaldo (tego z Brazylii) i postanowił zadbać o swoją sylwetkę. I wcale nie planuje powrotu na murawę... Ale dla nie wierzących, jeszcze jedna fota z owego wydarzenia...




PS Po meczu Xeneizes z San Martin, kibice zgodnym chórem przez 10 minut śpiewali: "Riquelme! Riquelme!" nawołując jego magiczną wysokość, do powrotu na ukochaną ziemię Bosteros. Czy wzruszony Romek nie dotrzyma słowa i wróci ratować swój klub? Warto nadmienić, że Riquelme już łamał obietnice, kiedy wrócił do kadry Albicelestes po nieudanym mundialu w 2006 roku za namową Alfio Basile. Zmiana decyzji zajęła mu nieco ponad rok...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz