środa, 17 października 2012

Pielgrzymka odprawiona, czas do domu

W tym roku Albicelestes rozegrali swój ostatni w tym roku mecz o punkty. W listopadzie zagrają jeszcze z Arabią Saudyjską i... Brazylią, albowiem Ci drudzy, znaleźli jednak termin do rozegrania odwołanego kilka tygodni temu meczu.

Wczoraj podopieczni Sabelli potwierdzili, że na wyjazdach gra idzie im znacznie gorzej niż u siebie, ale to i tak wystarczyło na kolejnych słabeuszy, którymi stali się Chilijczycy. No właśnie, to obok Urugwaju kolejna drużyna, która ma spore problemy z psychiką. Odkąd nad kadrą Urusów kontrolę stracił już Tabarez, który udaje, że problemu nie ma, tym razem dołączył do niego Claudio Borghi. Szkoleniowiec chilijskiej kadry po tym jak pokłócił się z częścią graczy (m.in. Vidalem, Valdivią, Suazo), nie potrafi przekonać innych do wytężonej pracy. Bezpłciowy directo technico kombinuje począwszy od ustawienia i na wykonawcach kończąc, co skutkuje m.in. takim obrazkami, jak te wczoraj z Santiago. Jako, że pastwienie się nad nimi pozostawię masochistom, ja skupię się na Błękitnych rycerzach z Buenos Aires. Trochę boli mnie oglądanie kalek w obronie, ale na ich szczęście, koledzy od zadań ofensywnych spisali się na tyle przyzwoicie, że bilans jest 2-1 dla Argentyny w bramkach. I to właściwie uratowało Albicelestes od kolejnych straconych głupio punktów na wyjeździe, z czym mają spore problemy. Wydaje mi się, że myślami będąc przy powrocie do swoich klubów, zapominają, że ojczyzna jeszcze ich na "chwilę" potrzebuje.

Sergio Romero (4): Tym razem, rywale znacznie częściej niż cztery dni temu, sprawdzali umiejętności bramkarskie Sergio. Obrona główki Gonzaleza, to jeden z przykładów na to, że na tą chwilę nie ma nikogo lepszego od niego. A przynajmniej się nie objawił w ostatnich miesiącach. Co prawda czasem budzi się w nim grzeczny ministrant, ale wie kiedy trzeba pokrzyczeć na swoich kolegów. Gdyby nie indolencja bloku defensywnego, zachowałby czyste konto.

Hugo Campagnaro (1): Fatalny błąd trenera, który wciąż próbuje ze środkowego zrobić skrzydłowego. Piłkarz zaś powiela wciąż te same błędy co przednio, a na dodatek dokłada pięć kolejnych: czas reakcji, gra na faul, niezdecydowanie, fatalna technika użytkowa oraz brak współpracy z kolegami. W dodatku chaos przy wyprowadzaniu piłki sprawia, że aż nie chce się wierzyć, że zbiera dość dobre recenzje w Napoli (choć tam gra na swojej nominalnej pozycji).

Federico Fernandez (1): Większość prasy uznała go za najlepszego z bloku defensywnego, ale na dobrą sprawę... nie zrobił niczego dobrego, a czynił wiele złego. Szkoda klawiatury na powtarzanie tego, co u niego szwankuje od urodzenia, bo nie ma szans na to, że to poprawi. Bo niby jak, skoro w swoim klubie jest tylko rezerwowym, a jak się na boisku pojawia, to gra dla drużyny przeciwnej. Idź, won i precz.

Ezequiel Garay (1): Sanchez robił z niego taki wiatrak, że po chwili myślałem, że z tego młynu będę miał sporo mąki na chleb. I faktycznie, wyglądał tak, jakby postanowił poudawać swojego kolegę z środka obrony. Był winny, ale miłość trenerska uchroni go od skazania na ławkę. Very bad match Ezequielu.

Pablo Zabaleta (1): I jak na złość, jak z Urugwajem zagrał bardzo przyzwoicie, tak dziś miernie. Owszem, biegał jakby go gonił rój pszczół, ale miodności i klasy w tym występie zabrakło. No, ale tak bywa, taki Zaba już jest i nie zmieni go nawet własna żona. Stan cywilny to trochę za mało...

Fernando Gago (3): Przyzwoicie, sensownie i na swój sposób, dość udanie rozgrywał piłkę na środku boiska. Nie to, żeby robił to w sposób genialny, czy za każdym razem celnie, ale starał się. Sporo musiał pomagać grupie inwalidzkiej z obrony. Pewnie tych interwencji byłoby więcej, gdyby nie jego platoniczna miłość do Leo.

Javier Macherano (4): Kolejny dobry występ. Pracował za niemal cały blok defensywny i za siebie także. Udowodnił tym samym, że wie kiedy komuś dać w zęby, kiedy sędzia nie patrzy, a kiedy czysto odebrać piłkę. Profesor środka pola, o którego potykały się chilijskie siły desantowe. Odznaczyłbym go platynowym żołędziem, za twardość w każdej sytuacji, ale kiedy zwijał się z bólu po oberwaniu w "czuły punkt"...

Angel Di Maria (1): Zupełne przeciwieństwo z meczu z Celestes. Albo trener wystawił sobowtóra, albo nie zrobił sobie pedicure z manicure. Dandys w zbójeckiej ekipie Argentyny, wyglądał jakby przed meczem połknął pigułkę gwałtu. Lepiej żeby nie oglądał powtórek, bo był to jego najgorszy mecz w kadrze podczas tych eliminacji.

Lionel Messi (4+): Messi jest dla tej kadry tym, czym seks z piękną kobietą. Spełnieniem marzeń. Jest jak prezerwatywa, którą trzeba zabrać przed wizytą, w domu swej wybranki życia. To jak odkrycie punktu G. Na boisku był nim... Gol. Norma, oczywistość, czysta formalność. Leo to nie imię, to pozycja na misjonarza.

Gonzalo Higuain (3+): Zreflektował się po tym, co uczynił w Buenos Aires i odpalił. Bramka w kadrze, kilka zdjęć na pamiątkę, no i naprawdę udany mecz. Papcio Mou już klaszcze z radości, że nie musi Diesla wymieniać na francuską Benzynę.

Sergio Aguero (2+): Tak właściwie, to jedynie statystował, nie rzucając się w oczy. Nie sprawiał swoją grą przykrości, ale nie było powodów do dumy. Ot, przeciętny występ, nie okraszony jakiś cudownym zagraniem. Paliło mu się do City. Manchesteru oczywiście.

Pablo Guinazu (1+): Mam dla niego lepsze zajęcie. Zamiast biegać po boisku w argentyńskiej koszulce, niech pompuje piłki za pomocą ust. Oszczędzi się w ten sposób, liczbę wyciętych drzew na boisku. I kibice będą zadowoleni, jak i miłośnicy przyrody.

Jose Sosa (1+): Wszedł, pobiegał, poskakał, pokrzyczał, popiszczał, pouśmiechał się do chłopców podających piłki.

Hernan Barcos (bez oceny): To wyglądało tak jak z Grosickim na EURO. Już się cieszy, już szykuje się do zmiany, a tu jeden wielki hooy, mecz się skończył. Ale trenerze, jakby co, to jest gotowy.

Alejandro Sabella (bez oceny): Wciąż trąci nieporozumieniem, ale dobrze, że ofensywna gra nabiera rumieńców. Dokładnie tych samych, jak kobiety na widok Leo.


Puenta dnia: Leo Messi i pamiątkowe zdjęcie z sędzią liniowym... Może i był tym wyraźnie podirytowany, niektórzy zrobili z arbitra śmiecia i frajera... ale ten człowiek w sędziowskim stroju, ma nad Wami drogie dzieci przewagę. On ma wspólne zdjęcie z Messim, a Wy nie.


Od przyszłego tygodnia spodziewajcie się kilku zmian na blogu. Czy będzie to szata graficzna, liczba notek, czy więcej treści nie tylko piłkarskiej... to zagadka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz