wtorek, 28 lutego 2012

Mocarna niemoc i 32 mecz bez porażki

Dziwna była ta kolejka oznaczona numerem 3. Naprawdę czasem się tak zastanawiam nad tym, czy ta liga argentyńska to jest wyrównana czy słaba. Bo jak to jest, by klub grający piach odniósł spokojne zwycięstwo nad jeszcze gorszym rywalem? A jeśli tak to co powiecie jeszcze na to, że teoretycznie lepsza drużyna kadrowo i stylowo na boisku, dostaje tak łagodnie mówiąc po pysku od ligowego kelnera? Cóż, widocznie futbol przewidywalny nie jest...

Boca nijaka, ale za to z punktami


Zupełnie trudno pochwalić cokolwiek w drużynie Boca Juniors za mecz z Newell's. No może z wyjątkiem dwóch goli, które zapewniły wygraną, lecz nie rozwiązały odwiecznego problemu w szatni związanego z aferą Romangate. Wbrew wszystkim mediom i kibiców kochających (też za nim wzdycham) nie pochwalę Riquelme za ten mecz, bo zagrał po prostu słabo. Jego nieskazitelny styl stania może już naprawdę irytować, choć czasem rozglądał się i podawał piłki do partnerów obok. Jednak po jednej akcji rozgrzeszono go za wszystko, wystawiono maksymalne noty i wszyscy generalnie czekają aż Sabella weźmie go pod uwagę przy selekcji. Koszmar. Bramka z rzutu wolnego w jego wykonaniu nie jest co prawda kapitalna, ale może zasygnalizować niewielki postęp w grze, w stosunku do jego ostatnich popisów. Natomiast pozostali gracze, także niczym nie zachwycili, choć defensywa czasem umiejętnie a czasem idiotycznie dopuszczała rywali we własne pole karne. O i tu wszystkich zaskoczę (łącznie z samym sobą). Agustin Orion ostatnio prezentuje się nad wyraz dobrze i jego nadpobudliwość, włącznie z elektrycznością już nie razi, tak jak wcześniej. To cieszy, bo przy ofensywnej niemocy, dobrze by było przynajmniej tych bramek nie tracić. Takie nudne to było widowisko, które w sumie wybudzali ze snu kibice. Oprawa dźwiękowa godna Oscara w tej kategorii.

Wartym odnotowania jest fakt, że Xeneizes nie przegrali już 32 meczu ligowego i tylko 8 gier dzieli ich od wyrównania słynnego wyczynu Carlosa Bianchiego z końcówki lat 90-tych z tym samym zespołem. Choć wówczas styl z jakim ten rekord pobił, był znacznie ładniejszy dla oka, niż to co czyni z drużyną aktualnie Julio Falcioni.

Dla Los Leprosos mam złe nowiny. Martino jeśli nie zrobi wstrząsu w szatni, to już wkrótce zwiększy liczbę bezrobotnych w Argentynie. W sumie, tak po ludzku, będzie mi go szkoda. Przychodził z planami odnowienia słynnych "Trędowatych" i przywrócenia im, choć odrobiny blasku. Ale od czasu odejścia Oscara Cardozo czy Joaquina Boghossiana w klubie brakuje, choć jednego ciekawego, zawodnika wartego zainteresowania. Ewidentnie brakuje tu zawodnika, który mógłbym pociągnąć grę zespołu w trudnym momencie i zachęcić do wypluwania płuc na boisku.

Gorzkie żale w Avellanedzie


Fatalna atmosfera panuje za to w dwóch klubach z miasta Avellaneda - Racingu oraz Independiente. Do tej pory ich status kultu obligował automatycznie do walki o tytuł mistrzowski, a już zwłaszcza w poprzednim sezonie dotyczyło to Racing Clubu. W tamtym kluczowym momencie wszystko spieprzył Diego Simeone, który mając zgraną i mocną paczkę, wypadało jedynie ofensywnie usposobić. Jednak nie potrafił tego zrobić, a potencjał w ataku z kolumbijskimi stranieri Teo oraz Gio palnął w defensywny pusty łeb El Cholo. Teraz na dokładkę działacze zatrudnili w jego miejsce, znanego i cenionego degustatora win Alfio Basile, co szukuje nam powtórkę z rozrywki. A skoro o nim mowa, to chyba lepszej pracy w czasie swojej emerytury nie dorwał. Ma szczęście i to duże, bo kontrakt z Racingiem gwarantuje mu lekko ponad 500 tys. dolarów za sezon, co stawia go niemal w czubie sowicie opłacanych DT w lidze.

Niestety jako, że Basile jest już tyranozaurem myśli szkoleniowej, to jego archaiczne pomysły natychmiast destrukcyjnie wpływają na zespół. Preferowany przez DT system 4-3-1-2 z tymi samymi wykonawcami z poprzedniego sezonu, ale z nowymi zadaniami taktycznymi, od razu wyeliminowały wszystkie najlepsze atuty La Academii. Potwierdzenie tego znalazłem w meczu z Banfieldem, a tam dominował chaos i zasada grania długich piłek do Gutierreza. Oczywiście dla Coco Basile miało to wszystko sens, ale dla piłkarzy już niekoniecznie. Mimo, iż szybko objęli prowadzenie po golu wspomnianego wcześniej zawodnika, to szybka odpowiedź Banfieldu znów zachwiała udanym wejściem w mecz. A kiedy już w drugiej połowie spotkania, wyleciał z boiska Teo (agresywna z niego bestia) akt rozpaczy dopełnił Lopez i Racing dalej nie wygrał meczu w tym sezonie. Co mi osobiście w tym zespole nie pasuje? Pomysł i wizja trenera Basile z przestarzałymi już środkami na kreowanie gry. Bo ile razy, można grać wiecznie długie piłki z pominięciem pomocników? Traci na tym zwłaszcza Giovanni Moreno, aktualnie jeden z najlepszych ofensywnych pomocników na boiskach argentyńskich. Kolumbijczyk ciągle musi się tylko przyglądać, jak piłka fruwa sobie w powietrzu, a on nawet nie może o nią powalczyć. Stoi i czasem pobiegnie w siną dal, ale niczego nawet z klepki rozegrać nie może, bo stary dziad każe robić co innego.

Z nieszczęścia odwiecznych rywali, nie mają się co śmiać kibice Los Diablos Rojos. Independiente z Ramonem Diazem to w tej chwili czerwona latarnia ligi, wprost idealnie pasująca, do ich klubowych barw. Być może przyzwyczają się do tej roli dłużej, gdyż z taką grą i z takimi zawodnikami, jest to całkiem realny scenariusz. Jednak w odróżnieniu od Racingu, tutaj mamy do czynienia z samymi indywidualnościami. Ale czy z takimi piłkarzami jak Gabi Milito, Tecla Farias, Osmar Ferreyra czy od biedy Defederico, nie można zlepić całkiem sensownego zespołu na pierwszą dziesiątkę ligi? W teorii zawsze można. Lecz wątpliwości Diaz ma znacznie większe, niż pierwotnie myślał zanim podjął się pracy w Independiente. Tym razem za ten stan rzeczy winę ponoszą głównie gracze, którzy swoją ignorancją wręcz zdumiewają. A jak doliczy się do tego lenistwo, wzajemne umywanie nóg (ale ręce też, nie bójcie się) czy wykłócanie się o źle naciągnięte getry, to mamy komplet negatywnych emocji. Oczywiście, że pewnie jeszcze jakieś mecze w tym sezonie wygrają, ale co najwyżej z ogórkami na ich poziomie.

Już dość długo kibice "Czerwonych Diabłów" podziwiają tę kaszanę i już wkrótce barras dadzą im popalić. A w Argentynie, jak i całej Ameryce Południowej, z nimi się nie zadziera.

Granatowa zgnilizna


Tym razem krótki wątek. Całkiem ciekawa, lecz niezwykle pechowa ostatnio drużyna Lanus, doznała porażki z nie mniej zgraną, ale słabą ekipą San Martin. Piszę krótko, albowiem na ten palący problem jaki w tym klubie jest, potrzeba jednej osoby w linii pomocy. A tym zbawicielem potrzebnym od zaraz, o którym piszę jest oczywiście Mauro Camoranesi. On co prawda, całkiem niedawno kopał po głowach swoich rywali, lecz teraz ma ochotę robić to samo, ale już z piłką. Szczególnie dziś wymagany jest na gwałt, bo nieporządek w środkowej linii trzeba eliminować, właśnie tym oto mistrzem świata z 2006 roku. A jako porządek i twarde rządy tego okrutnego pana, od dłuższego czasu zapewniały Lanus wysoką pozycję w lidze, to niewykluczone, że tak też się stanie i w tym sezonie. Póki co gracz wchodzi na góra 25 minut, na co nie pozwał mu wcześniej drobny uraz oraz oczywiście banicja kilku meczowa, za sprawdzenie twardości czaszki Toranzo z Racingu.

Na jego 100% powrót liczy oczywiście trener Schurrer, który stopniowo wprowadza (wręcz na nowo) włoskiego gracza o korzeniach z Kraju Srebra. A Lanus to swoją drogą ciekawa paczka, zwłaszcza w ofensywie reprezentowana przez takie nazwiska jak: Diego Valeri, Eduardo Ledesma, Guido Pizarro, Matias Fritzler czy niezwykle doświadczony Mario Regueiro. W całym komplecie dochodzi jeszcze całkiem użyteczny, mimo wszystko Mariano "spuściłem River do drugiej ligi" Pavone, którego postawa zaowocowała już trzema trafieniami w tym sezonie.


PS Jutro Argentyna, będzie sprawdzać stan szwajcarskiego konta na boisku. Mam nadzieję, że Sabella nie będzie wywijał numerów, choć niestety ilość wyrobniczej miernoty jaką ze sobą zabrał sprawia, że chce mi się wymiotować. Jak coś zepsuje, nie omieszkam o tym wspomnieć, że próżnia w głowie człowieka naprawdę istnieje. Ten dzień poświęcę jednak na coś zupełnie innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz