środa, 26 września 2012

Trędowaci funtów warci

Dziś tylko krótko, ale za to apetycznie. To przedsmak następnych dni, którymi będzie się można niedługo po delektować na moim blogu. Wybór padł na Newell's Old Boys, ekipę tyleż co rewolucyjną jak i opisującą czystą prawdę nt. ligi argentyńskiej i drużyn jej podobnych.

Ojcowska ręka w trudnych czasach

Gerardo Martino, bo o nim mowa w powyższym tytule to najważniejsze spoiwo ekipy z Rosario. Oddany przed laty syn i aktualnie nauczyciel Leprosos. W dodatku maniak ofensywnej gry wyniszczającej, bo każda drużyna, jaką miał przyjemność prowadzić, z tego stylu była znana i podziwiana. Nawet defensywnie usposobiona reprezentacja Paragwaju...

Dlatego nie dziwota, że ciepło zrobiło się w sercach wielu kibicom Newell's, kiedy dowiedzieli się o powrocie do korzeni Taty Martino. Kilka przemyślanych ruchów na rynku transferowym, przejście na nowe fałszywe 4-3-3 - to kluczowe zmiany na nowy sezon. Jakie są tego efekty? Rzućmy okiem na skład (w pewnym względzie najczęściej wystawiany):

----------------------Guzman------------------------
----Caceres---Vergini--Heinze---Vangioni------
---------------------------------------------------------
---------Perez------Bernardi------Villalba--------
---------------------------------------------------------
------Tonso (Sperdutti)----Maxi Rodriguez-----
----------------------Scocco-------------------------


Optymalnie wygląda to mniej więcej tak jak na powyższym obrazku. Zaskoczenia, znane nazwiska? Tego nie brakuje, ba jest to niejako znany trend wielu ostatnich mistrzowskich ekip, gdzie mamy samochód w którym kluczowe są: silnik (Maxi), kierownica i hamulec ręczny (Bernardi), pasy (Heinze) oraz gaz wraz z resztą pedałów (Scocco - bez skojarzeń). Znane nam podstawowe elementy składowe także i tu znajdują swoje pełne odzwierciedlenie w rzeczywistości klubu z Rosario. Dość powiedzieć, że to właśnie wymienieni przeze mnie wcześniej gracze nadają rytm, który aktualnie wyniósł Newell's na pierwsze miejsce w tabeli. Zatem pora na małe i skrócone rozłożenie zespołu na czynniki pierwsze:

PLUSY:
Gabriel Heinze - Jego dawny kolega z kadry Gabi Milito dość powiedzieć, skompromitował się powrotem do ojczyzny, gdzie nawet jego doświadczenie z Europy mu po prostu umknęło. Widocznie ten bagaż zostawił w Hiszpanii w domu u Leosia. Nie zmienia to jednak faktu, że przyczyniła się do zakończenia jego piłkarskiej kariery i to w dość "młodym wieku" (miał raptem 31 lat). Starszy o trzy lata Heinze po włoskiej bessie, teraz natrafił na hossę w Argentynie. Wyjątkowo jednak dla siebie, gra na środku obrony, gdyż lewą okupuje z pozytywnym skutkiem Vangioni. Mimo to potrafi odpowiednio się zaopiekować swoimi rywalami a i powietrzu pojedynki główkowe w większości wygrywa. Widać, że cieszy się szacunkiem wśród młodszych kolegów z bloku defensywnego, szybko reagują na jego donośne krzyki. I co najważniejsze, mimo raptem przyzwoitego przygotowania fizycznego, umiejętnie rozkłada siły, stąd nie trzeba mu przetaczać krwi co 15 minut. Chwała mu.

Ignacio Scocco - Ofensywne ustawienie, a w pierwszej drużynie tylko trzech napastników. Wielu (w tym ja) trochę się z tego śmieje, ale natychmiast robi się mniej wesoło, kiedy pojawia się na boisku Nacho. W momencie dołączenia do drużyny, w której zaczynał przygodę z piłką, trafia regularnie (wyjątek to mecz z Belgrano). Co najmniej raz pokona bramkarza rywali, który modli się o to, by nie trafił czysto w piłkę. Potężny kopniak z prawej nogi, efektywny drybling i szybkie zamiany pozycji z kolegami, to w tej chwili najmocniejsze atuty piłkarza. Generalnie Martino ma wiele sposobów na wykorzystanie Scocco w swojej drużynie. Oprócz pozycji atakującego, można umieścić go na lewym skrzydle (gdzie jeszcze nie wykorzystuje w pełni swojej mocy w kopytach), lub od biedy na rozegraniu, choć przy tym ustawieniu, raczej jest to niemożliwe. Aktualnie bryluje i w sumie nie zaskoczył tym, jak 8 lat temu wyjeżdżając do Meksyku rzekł: "Jeszcze tu wrócę". No i wrócił... i od razu wjechał autem w komisariat (Terminator, do którego odwołuję się nazbyt często).

OBOJĘTNY:
Maxi Rodriguez - Ale zaraz, no jak go tak umieścić? Przecież to Maxi, co wszystko ma... Dobra, nie wchodzę w jego metryczkę fizyczną, a w jego styl gry. Póki co jest chwalony, ale na wyrost. Może i te jego rajdy ze skrzydła nabierają już coraz większej skuteczności (i mam na myśli wrzutki w pole karne, umiejętność szybkiej gry z kontry), to jednak czasem ma zbyt duże przestoje w grze lub za bardzo oddaje się popisami technicznymi z rywalami i sędziami. Tak wiem, Maxi potrafi i umie to co ważne wykorzystać, ale raz na dwa-trzy mecze. Do bycia na plus brakuje mu niewiele, tylko stabilizacji.

Lucas Bernardi - Wierny, odważny, twardy i zawsze jako kapitan schodzi z pokładu ostatni (w tym wypadku z boiska). Generalnie nie ma co się do niego przyczepiać, nie schodzi poniżej pewnego poziomu, lecz także nie wspina się, na ponad swoją aktualną formę boiskową. Trochę brakuje mu wsparcia, ze strony Pereza czy Villalby, ale ze swoich zadań stricte defensywnych wywiązuje się przyzwoicie. Momentami brakuje mu pod koniec spotkań powietrza, ale trzymanie butli z tlenem na plecach byłoby zbyt uciążliwe.

MINUSY:
Santiago Vergini - To bardzo niestabilny piłkarz z inklinacją do brutalnej gry. Nie to, że nie lubię gości, którzy potrafią machnąć komuś w twarz ręką podczas gry (jeśli to walka w klatce czy pod monopolowym). Tylko, że on ma tendencję do nadużyć, nawet wtedy kiedy nie potrzeba. Bardzo surowy technicznie, musi popracować nad zwrotnością, bo w tej chwili obrót o 360 stopni szybciej od niego zrobi żółw błotny. Aktualnie przypomina większość graczy o podobnej sylwetce - jeden wielki pal drewna. Widocznie jeszcze nie przeszedł przez tartak lub drwal zapił się ostatniej nocy z sołtysem i nie dokończył pracy.

Miejsce w tabeli - Jako kibic Boca uważam ich miejsce w tabeli za skandalicznie zbyt wysokie i to kosztem Xeneizes... To jawna niesprawiedliwość.


Ciekawostka: Po raz ostatni Los Leprosos byli mistrzami Argentyny w sezonie Apertura 2004. Jedynym graczem z aktualnego składu, który pamięta tamten sukces jest Ignacio Scocco. Wówczas był on młodym, chudziutkim dzieckiem z przedmieść, który chodził w spodenkach, które odziedziczył po Mauro Rosalesie (nie prane... nigdy). Dziś jest już w pełni ukształtowanym graczem, na miarę swojego talentu piłkarskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz