piątek, 22 lutego 2013

Po dwóch stronach... ekhm?

Piątek to dzień i jednocześnie preludium do weekendu. Jak zwykle piłkarskiego w pełnym wymiarze. Cały świat będzie podziwiał spoconych facetów, ale to nieistotne (z mojego punktu widzenia). Taka naszła mnie refleksja po tym co ostatnio dzieje się w Argentynie, że warto parę słów wtrącić... Niewiele, ale takich rozwiewających część wątpliwości przed dłuższym wstępem i nowym tygodniem.


RIVER, czyli mamy przeciętną kadrę morderców.

Ramon Diaz wrócił i działa jak na razie skutecznie. Pod jego wodzą Milionerzy grają może nie efektownie ale za to efektywnie i rozważnie. Co za tym stoi? Oczywiście to, co w pierwszym zdaniu raczyłem wspomnieć - Diaz. Zbłąkane owieczki, które wcześniej snuły się po boisku bez ładu i składu pod wodzą pasterza, emanują niemal nieograniczoną ilością energii. Dobrym pomysłem okazało się przejście na grę z trójką obrońców. Bottinelli do spółki z Romanem i Mercado nie należą do wirtuozów piłki, ale to nie technika a siła odgrywa tu kluczową rolę. DT nigdy nie przepadał za dryblerami w obronie, więc celowo wolał graczy o zdolnościach typu: umięśniona sylwetka, gra głową czy walnąć kogoś z łokcia. Skoro defensorów tylko trzech, to w pomocy wybrał sobie wariant dwójkowy. Ariel Rojas, który jest raczej wyrobnikiem o niezłym wyprowadzeniu piłki i zapomnianym, specjalnie odkurzonym w tym celu Cristianie Ledesmie. Duet na razie funkcjonuje dobrze, mimo iż Ledesma już po pierwszej połowie niemal umiera na boisku, to dzielny Rojas świetnie go wspomaga. A to wszystko kosztem Leo Ponzio, który co prawda wraca do składu, ale po nie najlepszych wspomnieniach z meczu z pierwszej kolejki (czerwień). Skoro defensywa taka twarda to co z ofensywą powiecie...

Hm,  można rzec niezmienna z pewnymi wyjątkami. Vangioni jest jaki jest, ale trzeba mu przyznać, że ma ciąg na bramkę. Chłop hula po lewym skrzydle, robi sporo szumu i na jego szczęście efektami jego działań są akcje bramkowe. Po drugiej stronie Urus Sanchez gra nieco spokojniej bez szarpnięć, ale nie irytuje kiedy ma futbolówkę na dłużej niż 5 sekund. Dużo większy zawód sprawiają Lanzini oraz Mora, teoretycznie wielcy kreatorzy godni swych przodków a la Aimar czy Gallardo. O ile ten pierwszy ma coś w sobie, ale wstydzi się to pokazać, o tyle ten drugi powinien wrócić na szpicę. Dobry drybling jakoś nie przydaje mu się za plecami Francuza, niepotrzebnie chcąc samemu wszystko skończyć. A skoro mowa o Europejczyku, to Trezegol stopniowo reguluje swój celownik. Bramka w meczu z Estu wlała kibicom nadzieje w powrót snajpera prawdziwej klasy. Choć nie możemy zapominać - to 35-letni osobnik zbliżający się ku emeryturze.

To tylko ogólny zarys, który w całość łączy kult Ramona Diaza... Jego obecność nakręca zawodników, a kibice zaprzestali protestów (niepotrzebnie, no ale raczej to nie jest grupa intelektualistów).

Czyli w dzielnicy Nunez spokój zmieszany z powiewem optymizmu zaś po drugiej stronie portu...

BOCA, czyli mamy doprawdy ch*jową sytuację.

Odkąd faktem stał się powrót Romana do drużyny... wszystko pękło. Spodziewane podziały w klubie widać gołym okiem, a robiący dobrą minę do złej gry Bianchi, rotuje składem częściej niż zmienia skarpetki.

Ale czy należało się spodziewać czegoś innego, skoro w klubie wciąż bez większych zmian kadrowych? W żadnym wypadku. Grupa Romana kontra dzieci Falcioniego kontra nowości klubowe kontra bezstronni obserwatorzy. A w samym środku tego wszystkiego El Virrey na razie nie posiada piłkarza o najbardziej stabilnej formie. No chyba, że powiemy o arquero Orionie, ale tego na treningu "obił niechcący" Nico Blandi, co może skutkować nawet miesięcznym rozbratem z piłką. Cała reszta albo udaje, że gra w piłkę albo improwizuje. Niech za przykład posłuży mecz z Quilmesem, gdzie klub ledwo wyrwał te trzy punkty. Szarpana gra, chaos organizacyjny i blamaż z Tolucą w CL doprawiły do potrawy dużo ostrości. Ale szczególną frustracją był mecz z Tigre, gdzie widać było gołym okiem, że "X piłkarz nie poda piłkarzowi Y piłki, bo go nie lubi". Dlatego Bianchi urządza ostre reprymendy, których największy cios spadł na Paredesa. Młody chłopak Xeneizes, po meczu z Quilmesem miał sporo pretensji do trenera za to, że go szybko posadził na ławce. Dowód swej złości udowodnił w szatni, gdzie Bianchi na oczach reszty drużyny zmieszał go z błotem. Efekt sodówy? Jak najbardziej, chłopak może i ambicji ma wiele, talentu w brud, ale cieniem rzucają się jego wyczyny pozaboiskowe. Czy ktoś słyszał o tym, że jeszcze w grudniu zrobił awanturę w jednym z klubów w Buenos Aires? A czy ktoś przeczytał w sieci o tym, jak odbijał pannę innemu koledze z drużyny? Dalej nie? No... To teraz już wiecie... Może i Roman działa na Paredesa jak płachta na byka, ale im więcej numerów i pyskówek, a przestarzała i wyblakła legenda wróci na boisko. A na to czekają setki tysięcy kibiców Boca, których na razie Bianchi trzyma w szachu.

Kibice rzecz jasna krytykują piłkarzy, ale trenera oszczędzają. Tu działa zasada podobna co u Diaza. On jest legendą, osobą nietykalną, która sama powie kiedy rzuci wszystko w kąt. A skoro po tylu latach dał się nakłonić na powrót, to tak szybko nie opuści ojczystej ziemi.

Zatem gdzie przewidywać atutów? G. Burdisso prezentuje się najrówniej ale brakuje mu solidnego partnera (tu trener liczy na sprowadzonego Pereza). Ribair też wygląda na solidniaka, ale brakuje mu wsparcia od innych kolegów. I... to tyle. Aż zaskakujące, że tak niewiele dobrego można powiedzieć o Xeneizes, co jest w znacznej mierze ich winą. Za całą resztę zapłaci i tak ktoś inny.

I znowu historia zatacza koło... na pomoc klubowi znów musi wyruszyć Riquelme... Co za ironia losu.






PS Zdaję sobie sprawę, że czasu mało, że notek niewiele. Ale doszedłem do wniosku, że do oceny obiecanych transferów wstrzymam się do tej kolejki, gdyż parę moich faworytów zawodzi mnie mocniej niż czujność typów u buka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz