czwartek, 29 grudnia 2011

Mistrzowie 10 krajów... cz.1

W momencie pisania tego wpisu jestem szantażowany. Ale w końcu trzeba, bo ile tak można... Wpis, będzie dotyczył krótko i zwięźle o wszystkich mistrzach krajowych Ameryki Południowej. Oczywiście, dla ułatwienia sobie pracy i czytelnikom lektury, państwa będę podawał w kolejności alfabetycznej.

Argentyna - Boca Juniors Buenos Aires (12 zwycięstw, 7 remisów, 0 porażek): Tu można powiedzieć wprost. Tytuł zdobyty całkowicie zasłużenie i wywalczony w stylu godnym prawdziwych mistrzów. Mimo iż tak naprawdę można wymienić parę zgrzytów, dotyczących pojedynczych piłkarzy (Riquelme czy Mouche) ale jedno jest pewne - to najrówniej grająca drużyna w Argentynie. Wyrobiony przez nią styl, zaprowadził do całkowitej dominacji w kraju, okraszając to meczami bez zaznania smaku porażki, która do tej pory zdarzyła się tylko raz, i jej sprawcą... Boca w Aperturze 98. Płynność, finezja, polot i atmosfera w samym zespole udzielała się także na boisku. Myślę sobie, że jedną z przyczyn było odejście Martina Palermo na emeryturę. Jego konflikt z Romanem podzielił szatnię i mimo iż zdarzało się, że na boisku zapominano o animozjach, to jednak "wypadek" ten zdarzał się raz na 4 spotkania... czyli zbyt rzadko, by odgrywać jakąkolwiek rolę w lidze. Teraz liderem ostał się tylko Romy, lecz warto dodać, że jego rola w zdobyciu mistrzostwa nie była aż tak wielka. Rozegrał raptem połowę meczów w Aperturze. Ale i bez pomocy nawet tak kreatywnego gracza Xeneizes potrafili grać futbol dojrzały, acz dało się zobaczyć na takim szkle pełno rys. Niewątpliwie do tych cech należą: zbyt długie przestoje w grze, częste granie długich piłek przez obrońców z pominięciem pomocników i moment rozluźnienia przy ledwie jednobramkowym prowadzeniu.

W nowym sezonie Boca chce grać na dwa fronty (Libertadores i liga) odpuszczając Copa Argentina, który będzie testem dla młodzieży i graczy niechcianych. Falcioni jako trener się broni, ale odnoszę nie małe wrażenie, że w 2012 roku jego głowa zostanie ścięta. W jaki sposób? Ano za idiotyczne pomysły ze sprowadzeniem przeciętnych wyrobników pokroju Mauro Obolo (musi mieć jego zdjęcie nad łóżkiem, nie ma bata). Jeśli w Copa Libertadores, Xeneizes chcą odegrać kluczową rolę to należy się wzmacniać graczami albo o lepszych perspektywach (Boghossian) lub na sprawdzone gwiazdy po 28 roku życia jak np. Humberto Suazo (wiem, transfer nierealny, choć piłkarzowi pali się do Argentyny, jakby zostawił tam włączone żelazko). Nie można zapomnieć także o nowym prezydencie - Angelicim. Marionetka w rękach gubernatora Buenos Aires, Mauricio Macriego, chce uczynić z Boca największą twierdzą antyrządową, co może nieco się odbić na sposobie traktowania klubu w kraju i nie tylko.

Jak to mawiał pewien dziennikarz oślepiony ręką Jezusa z Rio - Wiadomo, przyroda...

Boliwia - The Strongest (7 zwycięstw, 4 remisy, 7 porażek): Ten przypadek jest odosobniony. W praktyce jak wiadomo w Ameryce Południowej sposób wyłonienia mistrza/spadkowicza/pucharowicza/męża królewny, wybiera się na zasadach spisywanych przez ludzi, mających bardzo dużo czasu na myślenie. Druga część sezonu w Boliwii rozgrywana jest z podziałem na dwie grupy po 6 ekip. Z każdej z nich do fazy pucharowej awansują 4 ekipy. I w systemie KO najlepszy okazał się The Strongest, który na swoim boisku ładował rywalom średnio po 5 bramek (istnieje podejrzenie, że kilka meczów było ustawionych, patrz wynik meczu z Real Mamore wygrany aż 9-1). Atuty? Trener Mauricio Soria - lokalna gwiazda z tytułem mistrza w dojeniu krowy na czas, potrafił jednak poukładać tę zbieraninę biednych dzieci, ze zgranymi już kartami w postaci stranierich. Chilijczyk Gonzalez, który o sobie może powiedzieć w klubie per gwiazda w sumie nic nie wniósł do zdobycia tytułu. Bo to właśnie monolit a nie indywidualne popisy sprawiły, że mistrzostwo pojechało do klubu z La Paz. Powiem Wam szczerze, że obejrzałem 4 spotkania tejże ligi i za każdym razem mam wrażenie, że byłbym milionerem... Wyniki pojedynczych meczów są tak podejrzane, że nie chce mi się wierzyć w bajki o czystości ligi. Lody same się nie kręcą, ale to tylko dla pieniędzy można sobie zdecydować o oglądaniu tej ligi. W pozostałych przypadkach, ktoś was uzna za niepoczytalnego.

Brazylia - Corinthians Sao Paulo (21 zwycięstw, 8 remisów, 9 porażek): Z ligą Brazylijską jest spory dylemat. Nie ukrywam, że każdy z klubów miał różne priorytety, cele, którym się całkowicie poświęcał, mając gdzieś te ligowe potyczki. W dodatku w odróżnieniu od Boca, żaden klub z Brasileirao od początku do końca nie był dominatorem. Lider się zmieniał dość często a tym, który zgarnął to trofeum był Corinthians. Przeglądając tak sobie, polskie blogi poświęcone brazylijskiej piłce odnoszę wrażenie, że tematów jest sporo do dyskusji nt. poziomu, stylu w jakim tytuł Corinthians zdobył. Ale czasem mam ochotę się autentycznie zaśmiać z określeń typu "słaby mistrz". Puchar w gablocie się znajdzie i tak, a przeciętny kibic po 30 latach nie będzie nawet pamiętał, w jakim stylu to mistrzostwo zostało zdobyte. Choć historia wydaje się lekko podkoloryzowana, ale taka jest prawda. Liedson i spółka grać będą o Puchar Wyzwolicieli, a trenować będą w rozgrywkach stanowych. Szansa na prymat na kontynencie nie zdarza się zbyt często a próba podboju nawet z Ronaldo i Roberto Carlosem w składzie nic nie dała. Wszak od dość dłuższego czasu słyszy się, że Puchar Wyzwolicieli to priorytet dla sterników klubu z Sao Paulo. Będę szczery: Tite jako trener mnie nie przekonuje. Ani charyzmy przywódcy ani oryginalnej i logicznej taktyki w nim nie widzę. Piłkarze rozłażą się czasem jak wszy po grzebieniu, styl gry mają siermiężny, często twardy i zupełnie pozbawiony finezji. Słowem typowa siłowa piłka. Indywidualnie wypada pochwalić Ralfa, piłkarza który już większej kariery nie zrobi oraz Paulinho, który serdecznie pozdrawia Łódź, w której kiedyś był przez dłuższy czas. Jako duet uzupełniał się świetnie i widać, że panowie mają sporo pomysłów na urozmaicenie gry. Nawet tak skostniałej w drużynie Timao.

Na przeciwległym biegunie pojawia się za to Adriano. Ponad 100 kilo mięsa, które żyje sobie jak chce upadł na tyle, że jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości co do jego "powrotu do piłki", to je natychmiast utracił. Jako piłkarza, szkoda. Jako człowieka, ani trochę...

Chile - Universidad de Chile (15 zwycięstw, 7 remisów, 1 porażka): Dominator. Myślę sobie tak nawet, że to była najbardziej efektownie i efektywnie grająca drużyna w Ameryce Południowej w 2011 roku. Jorge Sampaoli odwalił kawał świetnej roboty, bo w sumie trudno się temu dziwić mając na myśli jego podejście do zawodu. Fanatyk ultraofensywnej gry, mającej na celu zadanie cierpienia i bólu. W dodatku miłośnik nowych technologii, sprawny organizator i kochający mąż, który potrafi wyrazić miłość poprzez uderzenie pięścią w twarz swojego rozmówcy. Piłkarze natomiast stanowią bezsprzecznie jedność, twardą skałę w środku której koła zębate kręcą się równomiernie i bez przerwy. Żadnych defektów, widocznych na pierwszy rzut oka rys. Właśnie ten obraz mogli obejrzeć kibice wczoraj, kiedy Universidad rozbił 3-0 bezradną Cobreloę, która tylko w tym widowisku statystowała. Bohater drużyny Eduardo Vargas na swoim białym koniu pożegnał się godnie z kibicami, bo od stycznia będzie strzelał gole ale dla Napoli. Włosi nie oszczędzali tych 15 mln dolarów, bo błysk ten chłopak w oczach ma. Technika, szybkość, zwrotność z jaką urywa się obrońcom. Jest to materiał na klasowego gracza, przecież wcale nie tak słabej reprezentacji Chile, która jednak ma poważny problem. Zawsze jej piłkarze chodzą z procentami...

Mimo straty Vargasa, klub ze stolicy Chile do Copa Libertadores przystępuje w roli czarnego konia. Co prawda nie znane są losy Aranguiza czy Castro, ale wydaje się, że skład zespołu radykalnie się nie zmieni. A w razie co klub sprowadził już Cerecedę i Juniora Fernadesa. Ten ostatni jest dość ciekawy i to nie tylko ze względu na pochodzenie. Oto bowiem Chilijczyk o brazylijskich korzeniach, który jednak w nowej ojczyźnie się już urodził i wychowywał na podwórku wraz z Alexisem Sanchezem. Talentu do gry mu nie brakuje, cechy boiskowe ma przybliżone do Vargasa. To może być ciekawy piłkarz, warto go poobserwować.

Reasumując. To klub z potencjałem, umiejętnie prowadzony ręką trenera a piłkarze po prostu mu ufają. Nawet jak przydarzy się wpadka, to nawet przyjemnie zrobić cztery rundki po Estadio Nacional. Warto też nadmienić, że system rozgrywek jest podobny jak w Argentynie z tą różnicą, że po Aperturze czy Clausurze następują play-offy z 8 najlepszymi zespołami.

Ekwador - Deportivo Quito (26 zwycięstw, 11 remisów,  9 porażek): Kolejny szkoleniowiec z Argentyny triumfuje na obczyźnie. Tym razem padło na Carlosa Ischię, niegdyś trenera Boca z którym zdobył Aperturę w 2008 roku. W składzie zespołu trener postanowił pobawić się w mechanika. Samochód owszem był made in Equador ale silnik pochodził już z Argentyny. Maxi Bevacqua i Matias Alustiza byli głównym motorem napędowym niemal każdej akcji ofensywnej. W defensywie najwięcej do powiedzenia miał Elizaga, były reprezentant kraju urodzony w... Argentynie. Tak, Ischia doskonale wiedział, że jedyną możliwością odegrania jakiejś większej roli w lidze, było właśnie postawienie na graczy z ojczyzny. Nie oznaczało to jednak, że piłkarze z Ekwadoru byli kompletnie w cieniu. Taki Saritama oraz Fidel Martinez dzielnie kolegów wspierali i potrafili dość płynnie, oddawać piłki do nieco bardziej uzdolnionych kolegów. W sumie to taka drużyna bez wyrazu, ale mistrzostwa nikt im nie odbierze. Zwłaszcza wykorzystała słabość lokalnego rywala - LDU Quito, którego dopadła zadyszka i kryzys twórczy trenera Edgarda Bauzy. Być może sensacyjny zdobywca z tym klubem Copy w 2008 roku pożegna się z posadą. Powód? Oczywiście brak awansu do tych prestiżowych rozgrywek.

Oczywiście Ischia triumfuje, ale w Pucharze Wyzwolicieli lekko mieć nie będzie. Mistrz Ekwadoru trafił do grupy z Velezem Sarsfield, Chivas oraz Defensorem Sporting co nie wróży długiej przygody z pucharami. Owszem cuda się zdarzają, wszak stadion położony na wysokości blisko 3 tysięcy metrów n.p.m. może sprawić przyjezdnym kłopot. Ale chyba nie na tyle, żeby polec z kretesem.

Cdn.

2 komentarze:

  1. Ciekawie zapowiada się ten blog. Mnie szczególnie zainteresowały informacje o Boliwii, łatwo przewidzieć wyniki u nich?

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam

    Co do Boliwii jest to liga specyficzna, czyli mówiąc wprost słaba i organizacyjnie beznadziejna, prymitywna. Kluby takie jak Bolivar czy The Strongest znacząco odstają od reszty a ewentualne zniżki formy myślę, że wytłumaczyć można jedynie unoszącym się smrodem korupcji. Wystarczy tylko popatrzeć na kursy meczów z tej ligi by się przekonać, że przy dobrej orientacji można zarobić nie małe pieniądze. Tak samo jest zresztą z Wenezuelą. To są piłkarskie raje dla obstawiających.

    OdpowiedzUsuń