piątek, 26 kwietnia 2013

Still Nothing...

Jutro oczy świata bokserskiego zostaną zwrócone ku Buenos Aires. W Argentynie dojdzie do pojedynku uznawanego za część "pojedynku o Falklandy", sporne wyspy na Oceania Atlantyckim.

A co ma z tym wspólnego futbol? No cóż, arenę główną jaką będzie stadion Velezu Sarsfield. A to wszystko w przebraniu boksera w koszulkę narodową Albicelestes, wyznaniem przyjaźni z Leo Messi i innemu tego typu pierdoły.

Trzeba przyznać, że spirala tego widowiska kręci się doskonale. Reżyseria pierwszej klasy a to wszystko by pokazać, że argentyński boks nie zaginął i ma swojego mocarza. Oczywiście Maravillę Martineza!!!


Dwanaście rund, niczym powtórka z 1982. Kto lepiej będzie grzmocił? Tego nie odpuszczę, radzę też i Wam rzucić okiem. W końcu taki rarytas na stadionie piłkarskim. Będzie lało i to nie tylko pot i krew...



A tak na poważnie... Podpatrzone w Polsce, skopiowane w Argentynie. Chyba świat mnie nie przestaje zadziwiać tak samo jak fakt, że... to najkrótsza Pampa, jaką kiedykolwiek mogliście na własne oczy ujrzeć.

Rozwinięcie się zwinęło, wybaczcie ale w Ameryce póki co nudy, nudy i raz jeszcze... nudy. Gdyby chociaż ktoś do kogoś strzelał, komuś dał w pysk. Ale nie, nawet tego. Bo ile mam czasu poświęcać na Boca, River i ich wewnętrzne problemy. Ile czasu potrzeba, żeby coś się zakręciło jak należy... Chociaż, jakby tak popatrzeć szerzej, to... oj nie, teraz to odpuszczam!!!





PS Wpis niech da do zrozumienia, że żyję i mam się dobrze... ale ten irytujący sprzęt już najmniej. Czeka go wymiana na lepszy.

Ogłoszenie parafialne vol. 2 (chyba)

Drodzy parafianie.

Ze smutkiem informuję, że wtorkowa jak i czwartkowa "Pampa..." nie pojawiła się na blogu z przyczyny awarii kompa. Na szczęście niebieskie BSoD-y już zniknęły z mojego życia (na jakiś czas), więc dziś w piątek dostaniecie bardziej rozbudowaną wersję "Pampy" wraz z powrotem jednego z cykli, który miał co najmniej jeden artykuł (ha, kombinujcie który!).

Pozdrawia wasz bloger latino, Don Mastrangelo.

piątek, 19 kwietnia 2013

Pampa the pampa, wielka wina lampa #11

Zmiany z nadawaniem Pampy. Od dziś w każdym tygodniu otrzymacie dwa, a nie jak dotychczas jeden skrót ciekawszych wieści z Ameryki. Wtorek oraz piątek będą stały pod znakiem wiadomości z Ameryki Południowej, tej piłkarskiej rzecz jasna.

- Faza grupowa Copa Libertadores dobiegła już szczęśliwie do końca i w swoim stylu przyniosła niesamowite emocje. Tak, emocje nie tylko piłkarskie, ale też te z gatunku barmańskich awantur. Lecz ograniczę się tylko do dwóch meczów.

Najpierw ten, który sprawił, że Liga Mistrzów ma w sobie godnego konkurenta od strony sportowej (włącznie z komentatorem). Tigre - Libertad i końcowy awans Argentyńczyków.


Oraz to co się działo równolegle, czyli Gremio - Huachipato.


I właśnie na tym ostatnim meczu się zatrzymam. To już gigantyczny skandal, że po raz kolejny widz otrzymuje obrazki pomeczowej bijatyki. Przy tym słodkie macanki z Gran Derbów to pikuś. O ile w Europie co najwyżej przeciwnicy się pomasują po barkach, w Ameryce Południowej z wielką ochotą będą się kopać po genitaliach i wzajemnie robić lewatywę. Dziś z rana w mediach grzmią właśnie o tym spotkaniu, bo to już kolejny przejaw braku kontroli nad tym co się dzieje. O dziwo kolejny raz awantura wybucha z udziałem Brazylijczyków, którzy "dzielnie się bronią przed agresorami". Jak wcześniej byli to piłkarze Tigre oraz Arsenalu de Sarandi, tak teraz czas na inną nację i klub - Huachipato. Największą ofiarą starć został trener Gremio - Vanderlei Luxemburgo, który uciekając do szatni postanowił trochę powyzywać krewkich Chilijczyków. A kiedy jak na powyższym filmie się wywrócił, przeciwnicy ruszyli go z zamiarem skopania. I trzeba przyznać udało im się uczynić to parę razy, dopóki policja nie zaczęła rozdzielać awanturników. O co poszło? Jak zwykle o awans i niesprawiedliwe sędziowanie pod Gremio. Szukając sprawiedliwości krewcy zawodnicy Huachipato wyruszyli wyrównać rachunki z przeciwnikami. Ogólnie jedna wielka dzicz, którą co trzeba przyznać sprowokowali gracze Gremio, którzy od drugiej połowy zaostrzyli środki, by zatrzymać Chilijczyków. A sędzia oszczędził sobie wypisywania w protokołach przyczyn, dla których miał pokazać czerwone kartki. Przy czymś takim, nietrudno o awanturę, którą w powietrzu się radośnie unosiła.

I teraz pytanie zasadnicze: Jak się pozbyć takich obrazków? Oczywiście w żaden sposób, bo dziś CONMEBOL ma na to zwyczajnie wyje**ne, tłumacząc to "zjawiskiem futbolowego folkloru". Tak samo zresztą wyjaśnili kilkanaście tygodni temu śmierć 14-letniego chłopca z Boliwii, który dostał racą wystrzeloną przez innego dzieciaka z Corinthians. Taką samą odpowiedź mieli na wieśniackie zachowanie piłkarzy Arsenalu i Atletico Mineiro... Poprzednie "wypadki" toczyły się na brazylijskiej ziemi, gdzie miejscowa policja nie zwlekała z pałowaniem piłkarzy (jednakże nie swoich). Tutaj chilijscy koledzy po fachu w większym stopniu zachowali się biernie, ograniczając się do oddzielania zwaśnionych stron. Oczywiście jak się pewnie domyślacie jestem za równouprawnieniem. Choć to słowo można odczytać na wiele sposobów (jak to okrasił Karol Marks), to jedno nie pozostaje wątpliwości: trzeba pałować. Bo na ile razy sobie pozwolimy na takie sceny, tym większa ilość zawodników zacznie korzystać z tego sposobu na odreagowanie niepomyślnych wyroków. Takie sceny jak powyżej jeszcze się pojawią, nie musicie się o to martwić. CONMEBOL dalej zajmuje się zliczaniem kasy, więc ich decyzje, jakiekolwiek nie zapadną nie będą miały żadnego wpływu na winnych zamieszania. Jeśli miałbym szukać w tym pozytywów, to chyba jedynie w tym, że "coś się dzieje".

Ale jeśli miałbym być wredny (w swej sprawiedliwości), to spacyfikowałbym także Kanarkowych. Tak profilaktycznie, bo już zwymiotować można od ich "czystości oraz niewinności" jaką się przed światem obnoszą. Choć wyraziłem zrozumienie dla ich niewinności z meczu Tigre - Sao Paulo z finału Copa Sudamericany. Ledwo usprawiedliwiałem wydarzenia Atletico - Arsenal... Ale dziś, w świetle ich postawy niech się bujają na hamaku i nawet.


- A oto wspomniane pary 1/8 finałów jednych z najbardziej niedocenianych rozgrywek klubowych świata, czyli Copa Libertadores:

Atletico Mineiro - Sao Paulo
Palmeiras - Club Tijuana
Boca Juniors - Corinthians
Velez Sarsfield - Newell's Old Boys
Independiente Santa Fe - Gremio
Nacional Montevideo - Real Garcilaso
Olimpia - Tigre
Fluminense - Emelec

Jeśli myślicie, że nie ma tutaj nic ciekawego, to proszę żebyście pomyśleli dwa razy... Jak to nie pomoże wstańcie od klawiatury, zróbcie pięć kroków do tyłu i w biegu z całej siły walnjcie prosto w ścianę. 
Na dzień dobry dostajemy double revange za fazę grupową, gdzie Atl. Mineiro znów spotka się z Sao Paulo. Jako, że Ronaldinho jest łasy na wyzwania, ich ostatni mecz nazwał "treningowym". Dzięki temu zamiast ułatwić sobie drogę do ćwierćfinału, to znowu się pomęczą. Co z tego, że grali najefektywniej skoro sami sobie wrzucają kłody pod nogi. Czyżby aż tak czuli się mocni? Jakoś dwa lata temu Cruzeiro, w fazie grupowej zdobyło 20 goli, wygrywając 5 spotkań remisując ledwo jedno. Niby faworyt a już na dzień dobry zebrali spore manto od słabiutkiego Once Caldas w fazie pucharowej. A biorąc pod uwagę to co oferuje Tricolores, nie ma co podchodzić do tego lekceważąco. Pachnie futbolem na wysokim poziomie.

Palmeiras w starciu z meksykańskim rodzynkiem musi uważać tylko na wyjazdową potyczkę z Tijuaną. Jeśli chcą wyjść żywo z miasta kokainy/dziwek/śmierci, to niech lepiej zainwestują w komandosów i Jumbo-jeta.  Jedni jak i drudzy na swoim obiekcie nie przegrali żadnego meczu w grupie, ale jednocześnie wszystkie mecze wyjazdowe przegrywali. Kluczem będzie to, kto strzeli więcej goli u siebie. Ten uczyniwszy ich ilościowo więcej, zamelduje się w ćwierćfinałowym szlaku marihuanowy...


Xeneizes to burdel na kółkach. Ilość awantur na treningach czy po meczach wskazuje już dobitnie na brak kontroli Carlosa Bianchiego, któremu brakuje pomysłów na odmienienie Boca Juniors. Nędzny poziom w grupie, fatalna gra w lidze i to pasmo niekończących się problemów wewnątrz klubu sprawiają, że Timao wygląda przy nich jak klub poukładany z klocków Lego. Opary porządnych bęcków owszem czuć, lecz Corinthians specjalizuje się w lekceważeniu przeciwnika. Zatem jeśli nie będą odstawiać manany (a raczej amanhany) to powinni wyjść zwycięsko ze starcia. I w tym wszystkim szkoda mi Riquelme, który męczy taką bułę, że suchar jest miękki jak gąbka.


Starcie argentyńsko-argentyńsko to śmietanka. Jedni jak i drudzy postawili sobie dość trudne zadanie - wygrać Wyzwolenie*. Velez oparty na trenerze kontra Newell's podpierający się trenerem. Z jednej strony fundament słowa drużyna, z drugiej indywidualne kozaki. Jeśli gdzieś poszukujemy walki do niemal ostatniej kropli krwi, to tu ją odnajdziemy. Koniecznie ją przetoczcie!


Tak to wygląda na górze, zaś dolna drabinka to starcia raczej sensacji z pewnymi znakami zapytania. Już samo przejście fazy grupowej dla takich drużyn jak Tigre czy Real Garcilaso stanowi samo w sobie zwycięstwo. Jeśli ktokolwiek z nich przejdzie do ćwierćfinałów to należy uznać niniejszy czyn za pokaz piękna gry/zasobności portfela na sędziów (niepotrzebne skreślić).


Reasumując. Oglądajcie nie pier***cie, że to nie jest FUTBOL.





- Pablo Lunati, aktualnie sędzia piłkarski ligi argentyńskiej jak i kontynentu odchodzi powoli w niebyt. Jeden z najbardziej ekspresyjnych arbitrów świata, który sprawiał wrażenie osoby z ADHD nie otrzyma nowego kontraktu od AFA. Za przyczynę władze piłkarskie podały "stan fizyczny jak i psychiczny, który uniemożliwia mu pracę na szczeblu krajowym". Jednak to tylko jedna poszlaka, bo druga o wiele gorsza dla niego jest związana z  grubszą aferą. Otóż arbiter ten jest oskarżony o zdefraudowanie 3 mln pesos, niezapłacone podatki i nie do końca legalne prowadzenie firmy budowlanej, która jednocześnie jest zadłużona. Jakim cudem argentyński sędzia piłkarski, zarabiający 3 tysiąca pesos za mecz może obracać aż takimi finansami? (Dodatkowo każdy zawodowy arbiter zatrudniony przez AFA dostaje 16 tysięcy pesos miesięcznie). Cóż, tym zajmuje się już AFIP (taki polski Urząd Skarbowy), które przeprowadza wnikliwe śledztwo z którego wynika, że Lunati już wkrótce będzie sędziował mecze więźniów. A grozi mu 5 lat, bo i dowody dość mocno kompromitują arbitra.

Sam Pablo ulotnił się z błysku fleszy, którymi tak bardzo lubił się obtaczać. Ekspresyjny, impulsywny, nieznośny, zmanierowany, fanatyk River - takimi cechami określano jego osobę. Dowody? Proszę bardzo, oto jeden z nich. W normalnych warunkach arbiter milczy, stoi jak słup kiedy protestujących odpychają służby porządkowe. Jeśli któryś z nich decyduje się na rozmowę, to z reguły zachowuje spokój. Ale nie Lunati, tylko popatrzcie na jego gestykulację (choćby ta z Simeone od 55 sekundy):


Przykładów bym pomnożyć razy pięć, więc dam tylko linki:

Lunati komentuje (a raczej szuka rozmówcy) mecz Union - San Lorenzo

Po meczu Velezu z Atletico Tucuman, gdzie największym herosem okazuje się trener Hector Rivoira (w mistrzowski sposób odpycha swoich zawodników by samemu wy"puto"wać co myśli o arbitrze)

Cóż, mimo to nie umywa on się do Jorge José Emiliano dos Santosa o przydomku Margarida:





- Independiente powoli wita się z widmem degradacji. Agonię problemów podtrzymuje konflikt kibiców z drużyną, a tej presji nie wytrzymał Americo Gallego, który rzucił wszystko w diabły. Zastępujący go Miguel Angel Brindisi, co ciekawe prowadził już ten klub 19 lat temu. Wówczas zdobył z Inde nawet mistrzostwo kraju oraz Recopę Sudamericanę w 1994 roku. Dziś oczywiście nie ma co liczyć na powtórkę z historii, bo najpierw trzeba obronić się przed spadkiem z ligii, której to ten klub jeszcze nigdy nie zaznał. Lecz skoro takie River Plate potrafiło, to i upadek Diablos Rojos przyjmę z pocałowaniem ręki. Może wtedy, niektórzy z nich zmienią swoje podejście do zawodu piłkarza, który ograniczył się u nich tylko i wyłącznie do kobiet i alkoholu. Skoro w głowie im tylko rozgrzewka treningowa przed maratonem seksualnym... 

- Pozostając w Argentynie, znów o sobie przypomniała wszechobecna brutalność barras. Dziś w godzinach porannych grupa ludzi powiązanych z "klubem kibica" Colonu Santa Fe starła się z policją. Panowie mundurowi nie zdążyli nawet powiedzieć "proszę opuścić teren", kiedy to barras otworzyli ogień z broni palnej. W wyniki strzelaniny rannych zostało 7 funkcjonariuszy policji, których po przewiezieniu do szpitala nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. A co było zatem przyczyną zajścia? Ano paru młodych gniewnych postanowiło "pozwiedzać" stadion Racing Clubu przed meczem i zaznaczyć swoją obecność paroma malunkami na klubowych murach. Przechodzący obok patrol policji zauważył tajemniczych gości na obiekcie, lecz ich obecność tylko rozzłościła barras, którzy wyciągnęli broń, oddając kilkanaście strzałów. Po całym zamieszaniu aresztowano czterech rzezimieszków, ale wciąż trwają poszukiwania pięciu innych, którzy uciekając skradzionym autem... staranowali kilka radiowozów.

"Wasz cyrk, wasze małpy".


- Na sam koniec muzyka, która zostanie moim stałym repertuarem Pampy. Cel? Urozmaicenie muzyczne, w którym może znajdziecie coś dla siebie...

Dlatego na przywitanie przedstawiam legendę rock argentina, dandysa o bujnym owłosieniu, przed którym każda latynoska rozchylała uda. Gustavo Cerati bo o nim mowa, to jeden z najbardziej wpływowych postaci latino rocka, gdzie wraz z grupą Soda Stereo kształtował i wyzwalał dusze uciśnionych Argentyńczyków w latach 80-tych. Jego głos zawładnął serca nie tylko w kraju ale też na kontynencie. Kiedy w 1997 roku postanowił rozpocząć karierę solową szło mu dalej wybitnie, choć wielu posądzało go o odcinanie kuponów od dawnej sławy. Niestety 15 maja 2010 tuż po koncercie w Caracas doznał udaru mózgu. Mimo natychmiastowej pomocy lekarzy zapadł w śpiączkę, w której trwa do dnia dzisiejszego. Niestety od 16 listopada 2012 roku nie ma żadnych informacji na temat stanu zdrowia piosenkarza, czym zmartwił wielu jego fanów. Los rockmana pozostaje zagadką skrywaną przez jego rodzinę, ale wydaje się to całkiem zrozumiałe. Dziś tylko śni...

A w wyniku losowania wybrałem "Me Quedo Aqi" (pl. zostaję tutaj) z jego solowej płyty Ahi Vamos:






wtorek, 16 kwietnia 2013

Lata 90-te, lata współczesne

To tak na szybko, wstępniak przed kolejnymi dniami i nieco szerszymi wpisami (Boże, czy zdajecie sobie sprawę, że mam coś z polityka? Tylko obiecuję!!!).

Wiadomość ta, to raczej zbiór wszelkiej maści plotek, do których dotarli barras Boca oraz River. A ich śladem zawędrowali dziennikarze. Jakie to zatem te wieści?

River pod sterami Ramona Diaza gra przyzwoicie. Nie to, żeby mówić o mistrzostwie czy innych pucharowych pierdołach, ale podwaliny pod zespół są, więc czas zalać to mocnymi fundamentami. I w tym oto momencie DT wpadł na pomysł zwiezienia części dość przestarzałych, ale kiedyś robiących furorę. Na samym czele trójkąt równoboczny: D'Alessandro, Aimar oraz Saviola. Wychowankowie Millonarios, którym powoli kończą się pomysły na grę w obczyźnie, czeka na ich padre z otwartymi Ram(i)on(ami). O ile kontrakt Aimara z Benfica wygasa w czerwcu b.r. O tyle reszcie wypada to odpowiednio na czerwiec (Saviola) i grudzień 2014 (D'Alessandro). Nadzieja matką głupich, choć River jest w tej uprzywilejowanej pozycji, że trochę w kabzie na zakupy i pensje zostało (vide sprzedaż Ocamposa do Monaco, reszki z Lameli, zaległe procenty za Belluschiego). Dlatego szanse są realne, choć przynajmniej na jeden z tych transferów. Można rzec, nie ma o czym pisać, ale... Aimar przynajmniej nieoficjalnie prowadzi już indywidualne rozmowy z River Plate, albowiem jego agent Fernando Felicevich był widziany już dwa razy w siedzibie klubu. Może to zwykła yerba z Passarellą, lecz ów menadżer działa na rynku tak, że wszystkie sprawy załatwia w środku sezonu. Taki chilijski mętlikowiec....


Boca zaś o ile przetrwa sezon (na co się zanosi... w roku przyszłym) to może liczyć na minimum dwa potężne i parę średnich transferów. Wszystko będzie uzależnione od wyników, czyli wygrania Libertadores i (mimo wszystko) wyższa pozycja w tabeli ligowej, bo 17 miejsce to obciach. Można liczyć na dość mocny huragan w szatni, z którego wyleci tuzin piłkarzy. A zmiany są konieczne, bo dochodzą już głosy, że panowie na treningach częstokroć złośliwie traktują swoich kolegów. Jedną szamotaninę, o której media się nie rozpisywały udało się zataić, ale "kontuzja" Clemente po starciu z Silvą należy traktować dwojako - za honor klubu i za kures***.
Plany? Walter Samuel, Nico Burdisso, dwóch Lisandro Lopezów (jeden z Sarandi, drugi z Lyonu), Lucas Biglia oraz na końcu Humberto Suazo. Lista niezmienna, szansa tradycyjnie ograniczone do niemal zera. No z wyjątkiem Samuela, który nie kwapi się na nową umowę z Interem i po sezonie chciałby wrócić do ojczyzny. Lecz tu uwaga, d ogry włączy się pewnie pierwszy klub Il Muro - Newell's Old Boys. Jeśli nie kasą to skusić go może obecnością dwóch starych znajomych z kadry, czyli Heinze oraz Maxi Rodriguez. Te nazwiska to jakiś kosmos i horror w jednym... Jedyne tropy mogą wieść przez menadżerów zawodników, którzy faktycznie spamują mailami do Angeliciego, a ten nierozważnie drukuje i wrzuca do niszczarki na oczach pracowników. Like a boss.


Wniosek płynie zaś z tego taki... Oba kluby już się nudzą, w River myśli nakierowane są na walce o tytuł wraz z szybkim wzmocnieniem składu następcą Trezegueta. Boca? Oni tylko symulują jak w Football Managerze, zapominając przy tym przed meczem zrobić save'a i a potem wczytać grę.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Torneo Final? Jeszcze nie tak prędko

Niemal połowa dystansu została klubom argentyńskim do wyłonienia nowego (lub starego w przyp. Velezu) mistrza kraju. Oczywiście to nie zwalnia z tego, by już teraz ocenić na spokojnie postawę poszczególnych drużyn. Bo raz, że sam materiał jest "obszerny" a dwa, że nie brakuje mi słów do jego opisania. Zaczynamy!

Postanowiłem kluby podzielić na trzy koszyki (po świętach już puste). Kluby z wynikami UDANYMI, PRZECIĘTNYMI oraz KIEPSKIMI. A dlaczego właśnie tak? Hm, może żeby każdemu żyło się lepiej.

LANUS
NEWELL'S
GODOY CRUZ
RIVER PLATE
QUILMES

Od samego początku nie było wątpliwości, że to kluby z czołówki tego sezonu zasługują na pochwały. Z całej piątki słowa uznania dla Los Leprosos z Rosario, którym nie przeszkadza jeszcze udział w Copa Libertadores (aktualnie są bliscy awansu z drugiego miejsca). Mimo iż generalnie nie mają szerokiej ławki rezerwowych, to tak naprawdę momentami wzruszające są występy dawnych internacjonałów Heinzego, Maxi Rodrigueza, Bernardiego czy Scocco. To plus wsparcie niezłej młodzieży gwarantuje w miarę spokojny sezon w górze tabeli. O ile rzecz jasna nie zaczną popełniać błędy jak te z meczu z Colonem. Martino póki co ładnie związuje te najmocniejsze karty, ograniczając najsłabsze jej punkty (vide pomoc oraz atak bez Scocco).

Lanus to ekipa przemyślana i rozsądnie rozstawiona na pozycjach. Barros Schelotto jak na debiutanta w fachu trenerskim z dobrym wyczuciem wykorzystuje ogólne... braki w umiejętnościach piłkarzy. Za taki przykład niech posłuży obrona: mamy Goltza, solidnego i dobrze grającego głową stopera i Izquierdoza - niby podobnego, ale już słabszego fizycznie. W ataku hasa znany z Legii Ismael Blanco (z miernym skutkiem) mając obok świetnego dryblera Regueiro. Całość dopełnia odzyskujący wigor i blask Cristian Chavez, bohater Copa America 2011 - Vizcarrondo i tak w sumie na siłę wpychanym Guido Pizarro. Prawda, że fajnie? No powiedzmy, że jest jak jest.

Godoy Cruz to nagroda specjalna dla Martina Palermo. Taki z niego El Loco, że nawet trenerki się nie boi a piłkarze... cóż, chyba założyli się z nim o kupę pesos, że będą wysoko w tabeli. Jeśli tak, to chwała powinna rozprzestrzenić się na całą Mendozę, bo niby szara mysz tej ligi a tu jak na złość znowu wysoko w tabeli. Tak po prawdzie, to gdyby nie Palermo pewnie nie miałbym co o nich napisać, bo atutów (poza grą zespołową) to oni nie mają.

River Plate odnawia się z przyblakłym DT Ramonem Diazem. Pewnie gdyby miał skład choćby z 1999 roku to w lidze nie zaznaliby goryczy porażki. A tak pozostaje mu dotrwać z tym co ma, a materiał aż tak przeciętnością nie razi. Choć nie da się ukryć, że są dość spore dysproporcje jakościowe jak zestawienie Vangioniego z Mercado (buehehehe) Ponzio z Ledesmą (nice emeryt squad) oraz Trezegueta z Luną (hehe... ale zaraz, oni przecież wspólnie grają piach!). Brutalna piłkarska rzeczywistość uwidacznia fakty, że teoretycznie najbardziej utytułowani kopacze jak Trezegol nie mogą sobie poradzić z trudami ligi. Owszem, kontuzja przykra rzecz, ale Francuzowi po prostu nie wypada trafiać do siatki raz na święta makreli. Ale jest Ramon jest impreza... Gdyby nie on, to Los Millonarios pewnie dalej męczyliby bułę jak za czasów Almeydy, gdzie symbolem ich chwały była "twarda dupa, miękki kutas" jak zwykł mawiać emerytowany Ariel Ortega.

I pewnie pomyślicie sobie co robi w tym zestawieniu Quilmes? Szczerze mówiąc to marka piwa okropna w smaku, ale skoro są dość wysoko w tabeli...

ATLETICO RAFAELA
ARSENAL DE SARANDI
RACING CLUB
SAN LORENZO
TIGRE
BELGRANO
ALL BOYS
SAN MARTIN DE SAN JUAN
UNION SANTA FE
COLON SANTA FE
ARGENTINOS

Niektórym klubom jak San Lorenzo to nawet i łaska papieża niespecjalnie pomaga w starciu z przeciwnikami. Przed nimi szczera modlitwa o to, żeby nie spaść z ligi a na lato zabrać się za modernizację składu. Samym Coloccinim bez ofensywnego kombajnu nie należy się spodziewać powrotu do ligowej czołówki (która i tak się zmienia co rok)

Racing, Tigre oraz Arsenal prezentują dość zbliżony poziom. Akademicy z Avellaneda dopiero teraz złapali kontakt z rzeczywistością zaś dwaj pozostali mają jeszcze do odbębnienia Puchar Wyzwolicieli. Na dobrą sprawę fakt, że są gdzieś w środku tabeli, a nie na jej końcu powinno ich gloryfikować na zielony kolor... lecz nie uczynię im tej satysfakcji. To słabość piłki krajowej pokazuje, że skoro takie beczki ogórków kiszonych może grać w prestiżowym turnieju rangi kontynentalnej... To ja już nie mam więcej pytań.

Zaś reszta bezwzględnie wpisała się w ten folklor nie przeszkadzając ani nie zatruwając innym powietrza. Los Unionu i San Martin wskazuje na powrót do drugiej ligi i nie ma co nad tymi klubami się znęcać. Sam fakt gry na samym szczycie jest sukcesem. A ja z kolei nie mam w zwyczaju kopać leżących.

BOCA JUNIORS
VELEZ SARSFIELD
INDEPENDIENTE
ESTUDIANTES LA PLATA

Topowe rozczarowania i zawody sponsorują kluby z powyższej listy. A jak widać mówimy tu o rzekomych przodownikach w produkcji talentów, zgarniających puchary za sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej.

Barwa czerwona dla Estudiantesu i Inde jest wpisana w ich historię, ale nie w ich grę. Ci pierwsi zostali odległą krwistą latarnią o którą zawadzili podopieczni Cagny. Zastępujący go Mauricio Pellegrino ma pełne ręce roboty, bo niby skład średni, ale nie do takich dantejskich scen. Podobno nocuje w siedzibie klubu, żeby odnaleźć zaginionego ducha "Łowców szczurów". Przypadek klubu numer dwa z dzielnicy Avellaneda to już starcie pijaka z delirką. Łapska czerwonego diabła drżą na myśl o zapiciu tego winem, ale z kacem wygrać nie może. Czego Gallego nie zrobi, kogo nie sprowadzi (Rolfi Montenegro) w tym zespole brakuje atmosfery, wiary, nadziei oraz wina, żeby poddać się i rzucić ręcznikiem. I powoli zaczynam zdawać sobie sprawę, że temu klubowi pomoże jedynie upadek podobny do River. Degradacja do drugiej ligi może niektórym uświadomi w jak głębokiej są dupie oraz w jakim gównem się obmywają... choć mentalnie niektórzy z nich, pod wpływem przelewów na ich konta tego nie dostrzeże. Wolą śmierdzieć, a to ostatnia rzecz jaką chce usłyszeć rozfanatyzowany kibic Diablos Rojos...

Boca i Velez skupieni na Libertadores odrzucają myśl grania na dwa fronty. O ile Velez tłumaczy to wprost walką o bycie światowcem, to Boca już niekoniecznie. Wiecie, że od początku tego sezonu Carlos Bianchi desygnował do gry aż 28 różnych piłkarzy. Nie ograniczona rotacja w składzie, ciągłe zmiany w ustawieniu a na końcu podział w szatni. A całość uzupełnia mój idol Sir Dupczyciel, na którego patrzę z przykrością. Brzusek karaluszek, ruchy slow motion i ten wdzięk ugniatania winogron. Pop nocach płaczę, tracę włosy, gubię kilogramy, zaczynam zdrowo się odżywiać... no tak nie może być!!! To boli, bo oznak popraw nie dostrzegam, a co najwyżej obojętność piłkarzy na ten widok (z moim włącznie). To kolejny klub, który musi oczyścić szatnię i zapewne Bianchi czeka na koniec sezonu. Własnie... zbudować drużynę, którą jak się spyta o FC Barcelonę to odpowie: "Barcelona? Czy to jakiś rodzaj ciasta do pizzy?". Tak, bo Xeneizes mają już tyle trofeów, że nieładnie stwarzać sobie trend strachu przed samym sobą. Przecież to rywale mają się modlić o jak najniższy rozmiar kary, a nie Bosteros. Po co żyć historią, jak możną ją pisać zwycięstwami i pochodami przez miasto w gestach triumfu. Władcy doków w stolicy muszą o tym pomyśleć... Bianchi wie co robi, ale piłkarze tego jeszcze nie zrozumieli.

Velez wyraźnie odcina się od ligowej kopaniny. Byt ligowy zapewniony już dawno, a trzeba przypomnieć co poniektórym dzieciakom co się robiło w 1994 roku jak się AC Milanowi spuszczało bęcki, po których Berlusconi zszedł z Alpów, żeby bungować na nizinach Italii. Choć Gago jest kontuzjowany, to jednak pokazał, że jest warty zachodu i wschodu słońca nad stadionem Jose Amalfitaniego. Gareca wie co robi, więc piłkarze zrozumieli jego intencje.