czwartek, 27 września 2012

Pampa the pampa, wielka wina lampa #1

Szybki skrót wiadomości o zasięgu krajowym (choć wyjątki się zdarzają):

- Barras Boca (czyli tacy ultrasi) od pewnego czasu zabawia się w Duck Huntera, strzelając do siebie z broni palnej. Od momentu, kiedy postrzelony został przywódca najsilniejszej frakcji La Doce - Mauro Martin, cała reszta szefów, zaczęła nerwowo rozglądać się za własnymi plecami i chodzić z 20-osobową obstawą. Skoro w tamtej strzelaninie oprócz wspomnianego bossa, rannych zostało także czterech jego goryli, już nikt nie czuje się teraz bezpiecznie. Nieoficjalnie mówi się, że najbardziej znany i przez niektórych nazywany legendą Rafael Di Zeo, kiedy wyszedł kilka miesięcy temu z ciupy, chce ponownie wrócić za stery barras bravas wśród kibiców Xeneizes. Człowiek, który jednym palcem rozbija cały kibolski ruch w Polsce, nie ma litości i nie zna zasad... no chyba, że zasadą jest on sam. Choć aktualnie nie odgrywa większej roli w hierarchii barras Boca, to usilnie stara się zdetronizować aktualnego przywódcę. Już po meczu z Lanus ranny został kolejny z wyższych (oficjalnie zwykły facet, nieoficjalnie ktoś z grupy popierającej Martina) a wobec takiej strzelaniny, władze Boca wydały zakazy stadionowe na aktualnego herszta bandy La Doce i paru jego kumpli, z czym sam zainteresowany się nie zgadza. W całej tej otoczce, swoje trzy grosze dorzuca Mauricio Macri, niegdyś prezydent Boca, a dziś toczący wojnę polityczną z urzędująca prezydent kraju Cristiną Fernandez de Kirchner. Otóż on sam, w czasach swej prezydentury, miał po cichu wspierać finansowo (z budżetu klubu, o co wielu przeciwników go oskarża) Di Zeo i jego bandę, by ta miała służyć za zwyczajną bojówkę. Oprócz wszelkich innych luksusów, a także zapewnionymi kontaktami bezpośrednio z samymi piłkarzami, Macri miał zagwarantowany spokój (przynajmniej na większość, swojego czasu kadencji). Czasy się zmieniały i dziś topic "basta de violencia" ponownie pojawia się przy klubie z ulicy Brandsena. Z całej tej sytuacji zapewne cieszą się z kolei barra River Plate, która już nie może się doczekać 28 października, kiedy to dojdzie do wyczekiwanego Superclasico... Można się spodziewać do tego czasu jeszcze kolejnych, ocierających się o gangsterkę, zabawy małych chłopców z pistoletami... lecz nie na kapiszony.

- A skoro Superclasico, to desperacko szukający nadziei na lepsze jutro trener River - Matias Almeyda, chwyta się już niemal wszystkich sposobów, na wyprowadzenie drużyny z kryzysu. Po przegranym meczu z Racingiem, DT szykuje kolejne zmiany, lecz nie zamierza ich póki co ujawniać. Ale dziennikarze, jak zwykle wiedzą lepiej i ostatnim pomysłem trenera jest próba postawienia na... Augusto Solariego. Jeśli komuś się jeszcze lampka w głowie nie zapaliła, to podpowiem, że jest on wnukiem Jorge Solariego i kuzynem Santiago Solariego, Estebana i Davida oraz modelki Lizy. Niezła rodzinka, co? Jeśli wierzyć pojawiającymi się informacjom medialnym i opiniami kibiców, którzy widzieli chłopaka na żywo... to podobno Principito Solari, ma nie mniej talentu od uzdolnionych kuzynów i jest gotowy na debiut w barwach River. Grający na pozycji ofensywnego pomocnika piłkarz miałby zastąpić Leo Ponzio w meczu z Arsenalem de Sarandi. Więcej o młodym chłopaku... dowiecie się innym razem, ha!

- David Trezguet natomiast na pewno w najbliższym meczu nie zagra. Snajper wrócił do Francji, by załatwić sprawę zakończonego już małżeństwa z Beatriz Villalbą. Rozwód po blisko 12 latach wspólnego życia dobiegł końca, a Trezegol ewidentnie jest pod formą. Nawet jeśli odrobinę wystaje ponad kiepską formę kolegów, to i tak zbyt często Ci sprowadzają go na ziemię. Zaledwie jedna bramka strzelona przeciwko Newell's chwały Francuzowi nie przynosi, więc przez pewien czas River, będzie miał w swych szeregach skołowanego kolegę. Nie traktujmy tego newsa zbyt pudelkowo, czy plejadowo. Oj nie, nie... Wtajemniczeni w sprawę mówią, że była już żona Davida była... złą kobietą.

- Mała niespodzianka, a raczej przykład na to, że dobrze mieć obrotnego i wpływowego menadżera. Alejandro Cabral, znany nam były piłkarz Legii Warszawa, od momentu powrotu do Velezu jest... podstawowym jej piłkarzem. Od początku sezonu zawodnik gra pełne 90 minut w każdym meczu i wydawać, by się mogło, że nagle cudownie zaczął znowu grać w piłkę, po kiepskiej przygodzie w Polsce. Heh, no właśnie... Aktualnie jest to NAJGORSZY piłkarz El Fortin, jaki biega po murawie. Tak samo inteligentny jak tępy nóż, raz po raz biega nie tam gdzie trzeba, podaje piłki do przeciwnika i pozdrawia swoją mamę w TV. Dlaczego trener Gareca nie widzi, że gra od początku w osłabionym składzie? Tu zaglądamy do tego, kto "opiekuje" się Alejandro. Firma M.S.C. Managment pod wodzą Marcelo Cupparriego to jedna z silniejszych stajni menadżerskich w Argentynie. Z jego usług korzystają tacy klienci jak: Cristian Ansaldi, Clemente Rodriguez, Juan Pablo Carrizo, Gaston Fernandez czy Ismael Sosa. Czyli całkiem niezła śmietanka ligowa w Argentynie (choć to lista oficjalna, nieoficjalna jest nieco dłuższa). Warto też dodać, że Cuppari ma dość mocne wpływy w samej federacji piłkarskiej, która sprawiła, że większość jego klientów ma w CV napisane "występ w reprezentacji Argentyny". W dodatku podobno jest ojcem chrzestnym... jednego z potomków Ricardo Gareci, więc jak widać nasz dobry znajomy z polskich boisk ma się dobrze. Szkoda, że z jego formą piłkarską ani trochę...

- Kochasz Boca ponad wszystko, ale Buenos Aires zawsze Ci nie po drodze? Xeneizes już wkrótce przedstawi... mobilne muzeum na kółkach. Na razie w planach, ale już niedługo wielki TIR, będzie wiózł ze sobą część pamiątek i całą resztę tego, co dotyczy najpopularniejszego klubu w Argentynie (fakt potwierdzony specjalnymi badaniami). Oprócz oglądania gablot z pucharami czy koszulkami, będzie można sobie pograć w piłkę przy rozłożonym boisku. Cały ten cyrk na kółkach, ma dojechać tam, gdzie kibiców nie stać na taki przyjazd do Buenos (w kraju oczywiście), więc to co dotychczas widziano jedynie w mediach, zobaczyć będzie można na własne oczy. Cóż, to lepsze niż kontener z toi-toiami przystrojony w klubowe barwy, dlatego pochwalić można ten marketingowy chwyt, na który widocznie w naszym kraju są ludzie albo za głupi, lub nie mogą wykazać swej kreatywności, bo blokują im to ludzie jeszcze głupsi.

- Z ostatniej chwili: Santos pokonał u siebie 2-0 Universidad de Chile w ramach Copa Sudamericana. Neymar jak zwykle, gra tak, że w Europie tego nie dostrzegają. Wiecie, że szykuje się nowa telenowela z nim na zimowe okienko transferowe? Jeśli tak, to czujcie się zawiedzeni, gdyż saga dobiegnie już końca...








PS Za dużo Boca i River? Cóż, to nie moja wina, że tylko w tych klubach dzieje się coś fajnego poza tym, że "piłkarze trenują w futrze, a trenerzy myślą o jutrze". Nigdzie indziej, nie ma tych szybkich zwrotów akcji, dynamicznych pościgów czy strzelanin na masową skalę...

środa, 26 września 2012

Trędowaci funtów warci

Dziś tylko krótko, ale za to apetycznie. To przedsmak następnych dni, którymi będzie się można niedługo po delektować na moim blogu. Wybór padł na Newell's Old Boys, ekipę tyleż co rewolucyjną jak i opisującą czystą prawdę nt. ligi argentyńskiej i drużyn jej podobnych.

Ojcowska ręka w trudnych czasach

Gerardo Martino, bo o nim mowa w powyższym tytule to najważniejsze spoiwo ekipy z Rosario. Oddany przed laty syn i aktualnie nauczyciel Leprosos. W dodatku maniak ofensywnej gry wyniszczającej, bo każda drużyna, jaką miał przyjemność prowadzić, z tego stylu była znana i podziwiana. Nawet defensywnie usposobiona reprezentacja Paragwaju...

Dlatego nie dziwota, że ciepło zrobiło się w sercach wielu kibicom Newell's, kiedy dowiedzieli się o powrocie do korzeni Taty Martino. Kilka przemyślanych ruchów na rynku transferowym, przejście na nowe fałszywe 4-3-3 - to kluczowe zmiany na nowy sezon. Jakie są tego efekty? Rzućmy okiem na skład (w pewnym względzie najczęściej wystawiany):

----------------------Guzman------------------------
----Caceres---Vergini--Heinze---Vangioni------
---------------------------------------------------------
---------Perez------Bernardi------Villalba--------
---------------------------------------------------------
------Tonso (Sperdutti)----Maxi Rodriguez-----
----------------------Scocco-------------------------


Optymalnie wygląda to mniej więcej tak jak na powyższym obrazku. Zaskoczenia, znane nazwiska? Tego nie brakuje, ba jest to niejako znany trend wielu ostatnich mistrzowskich ekip, gdzie mamy samochód w którym kluczowe są: silnik (Maxi), kierownica i hamulec ręczny (Bernardi), pasy (Heinze) oraz gaz wraz z resztą pedałów (Scocco - bez skojarzeń). Znane nam podstawowe elementy składowe także i tu znajdują swoje pełne odzwierciedlenie w rzeczywistości klubu z Rosario. Dość powiedzieć, że to właśnie wymienieni przeze mnie wcześniej gracze nadają rytm, który aktualnie wyniósł Newell's na pierwsze miejsce w tabeli. Zatem pora na małe i skrócone rozłożenie zespołu na czynniki pierwsze:

PLUSY:
Gabriel Heinze - Jego dawny kolega z kadry Gabi Milito dość powiedzieć, skompromitował się powrotem do ojczyzny, gdzie nawet jego doświadczenie z Europy mu po prostu umknęło. Widocznie ten bagaż zostawił w Hiszpanii w domu u Leosia. Nie zmienia to jednak faktu, że przyczyniła się do zakończenia jego piłkarskiej kariery i to w dość "młodym wieku" (miał raptem 31 lat). Starszy o trzy lata Heinze po włoskiej bessie, teraz natrafił na hossę w Argentynie. Wyjątkowo jednak dla siebie, gra na środku obrony, gdyż lewą okupuje z pozytywnym skutkiem Vangioni. Mimo to potrafi odpowiednio się zaopiekować swoimi rywalami a i powietrzu pojedynki główkowe w większości wygrywa. Widać, że cieszy się szacunkiem wśród młodszych kolegów z bloku defensywnego, szybko reagują na jego donośne krzyki. I co najważniejsze, mimo raptem przyzwoitego przygotowania fizycznego, umiejętnie rozkłada siły, stąd nie trzeba mu przetaczać krwi co 15 minut. Chwała mu.

Ignacio Scocco - Ofensywne ustawienie, a w pierwszej drużynie tylko trzech napastników. Wielu (w tym ja) trochę się z tego śmieje, ale natychmiast robi się mniej wesoło, kiedy pojawia się na boisku Nacho. W momencie dołączenia do drużyny, w której zaczynał przygodę z piłką, trafia regularnie (wyjątek to mecz z Belgrano). Co najmniej raz pokona bramkarza rywali, który modli się o to, by nie trafił czysto w piłkę. Potężny kopniak z prawej nogi, efektywny drybling i szybkie zamiany pozycji z kolegami, to w tej chwili najmocniejsze atuty piłkarza. Generalnie Martino ma wiele sposobów na wykorzystanie Scocco w swojej drużynie. Oprócz pozycji atakującego, można umieścić go na lewym skrzydle (gdzie jeszcze nie wykorzystuje w pełni swojej mocy w kopytach), lub od biedy na rozegraniu, choć przy tym ustawieniu, raczej jest to niemożliwe. Aktualnie bryluje i w sumie nie zaskoczył tym, jak 8 lat temu wyjeżdżając do Meksyku rzekł: "Jeszcze tu wrócę". No i wrócił... i od razu wjechał autem w komisariat (Terminator, do którego odwołuję się nazbyt często).

OBOJĘTNY:
Maxi Rodriguez - Ale zaraz, no jak go tak umieścić? Przecież to Maxi, co wszystko ma... Dobra, nie wchodzę w jego metryczkę fizyczną, a w jego styl gry. Póki co jest chwalony, ale na wyrost. Może i te jego rajdy ze skrzydła nabierają już coraz większej skuteczności (i mam na myśli wrzutki w pole karne, umiejętność szybkiej gry z kontry), to jednak czasem ma zbyt duże przestoje w grze lub za bardzo oddaje się popisami technicznymi z rywalami i sędziami. Tak wiem, Maxi potrafi i umie to co ważne wykorzystać, ale raz na dwa-trzy mecze. Do bycia na plus brakuje mu niewiele, tylko stabilizacji.

Lucas Bernardi - Wierny, odważny, twardy i zawsze jako kapitan schodzi z pokładu ostatni (w tym wypadku z boiska). Generalnie nie ma co się do niego przyczepiać, nie schodzi poniżej pewnego poziomu, lecz także nie wspina się, na ponad swoją aktualną formę boiskową. Trochę brakuje mu wsparcia, ze strony Pereza czy Villalby, ale ze swoich zadań stricte defensywnych wywiązuje się przyzwoicie. Momentami brakuje mu pod koniec spotkań powietrza, ale trzymanie butli z tlenem na plecach byłoby zbyt uciążliwe.

MINUSY:
Santiago Vergini - To bardzo niestabilny piłkarz z inklinacją do brutalnej gry. Nie to, że nie lubię gości, którzy potrafią machnąć komuś w twarz ręką podczas gry (jeśli to walka w klatce czy pod monopolowym). Tylko, że on ma tendencję do nadużyć, nawet wtedy kiedy nie potrzeba. Bardzo surowy technicznie, musi popracować nad zwrotnością, bo w tej chwili obrót o 360 stopni szybciej od niego zrobi żółw błotny. Aktualnie przypomina większość graczy o podobnej sylwetce - jeden wielki pal drewna. Widocznie jeszcze nie przeszedł przez tartak lub drwal zapił się ostatniej nocy z sołtysem i nie dokończył pracy.

Miejsce w tabeli - Jako kibic Boca uważam ich miejsce w tabeli za skandalicznie zbyt wysokie i to kosztem Xeneizes... To jawna niesprawiedliwość.


Ciekawostka: Po raz ostatni Los Leprosos byli mistrzami Argentyny w sezonie Apertura 2004. Jedynym graczem z aktualnego składu, który pamięta tamten sukces jest Ignacio Scocco. Wówczas był on młodym, chudziutkim dzieckiem z przedmieść, który chodził w spodenkach, które odziedziczył po Mauro Rosalesie (nie prane... nigdy). Dziś jest już w pełni ukształtowanym graczem, na miarę swojego talentu piłkarskiego.

wtorek, 18 września 2012

Wzruszenie odbiera mowę...

Dobrze, komentarz do meczu Argentyny z Peru brzmi następująco: "O ja ku*wa w du*ę pier***ona mać". I na tym poprzestańmy.

Czy kogoś jeszcze zastanawia czy Argentyna jest silna na papierze, czy tylko w wyobraźni? Jeśli tak, to radziłbym na moment zmienić program w swoim odbiorniku, bo nie ma o czym dyskutować. Ale... może jednak jest coś co sprawi, że przestanę (nie tylko ja) jeździć po Sabelli i jego kadrze? Nie, to chyba niemożliwe. Najwidoczniej słowa "ojczyzna wzywa" ma słodki smak i przeznaczenie każe mi składać swoje CV do AFA. W obłudzie po cichu liczę, że zostanie rozpatrzone, ktoś zajrzy, pomyśli i głęboko się zaśmieje... Taniec chocholi ciągnie futbol argentyński na dno... Nie ma już ratunku...


Dziś krótko i smętnie, ale czy jest powód? Owszem, ta żałoba jaka na moim blogu się pojawiła, to znak. Przestałem już całkowicie wierzyć w tą imitację szkoleniowca i absolutnie nic mnie w jego koncepcji nie pasuje. Ktoś powie, że narzekam, bo przecież Argentyna lideruje w tabeli el. do MŚ. Sęk w tym, że jak przychodzi co do czego, to jak zwykle ćwierćfinał, ładne manto i do domu. Temat ulegnie jeszcze rozwinięciu, ale to już po kolejnych meczach eliminacyjnych.

Na razie pozostała ligowa rzeczywistość...

niedziela, 9 września 2012

Wszystko "prawie" jasne

Do szerszych podsumowań dojdę po drugim meczu eliminacyjnym z Peru. Zatem nasyćcie się ocenami z wygranego 3-1 spotkania, wciąż pozostawiającego ogromne znaki zapytania. Wyjątkowo nikogo nie odznaczę mianem zawodnika meczu, choć gdybym już musiał to pewnie do spółki podzieliliby się nagrodą "Błękitnego posągu prezydent Argentyny" Messi z Di Marią.

Sergio Romero (2+): Nie zrobił niczego, co mogłoby wprawić wszystkich w osłupienie. Wciąż potwierdza jedynie tezę, że to wyłącznie "solić keeper" i nic poza tym. Nadal Argentyna cierpi na brak bramkarzy wybitnych.

Hugo Campagnaro (1+): Nie wiem, czy Sabella przedawkował leki, czy może ma na pieńku z neapolitańską mafią. W każdym razie zawodnik absolutnie przeciętny, często niepewny w swoich interwencjach. Plus jedynie za drugą połowę, gdzie wyszedł bardziej skoncentrowany na eliminacji zagrożenia ze skrzydła. Choć, on sam już taki odważny do szarpnięć nie był.

Federico Fernandez (0): Zezłomować tego człowieka się nie da, gdyż nic za niego nie otrzymamy. Wiecznie rezerwowy, w kadrze zawodnik podstawowy. Wystarczyły jednak w CV słowa Estudiantes i trener ma mokre gacie. Katastrofalnie wychodzi mu wznowienie gry za pomocą "wykop najdalej tę piłkę". Powolny i zestresowany przed pójściem pod prysznic z Messim, bojąc się, że nie wytrzyma "ciśnienia".

Ezequiel Garay (1+): Szkoda mi go, bo zapowiadał się kiedyś nie najgorzej, ale dziś to inna bajka. Na tle słabych rywali może i nie ustrzegł się rażących wpadek, ale parę razy zapominał co to znaczy "pułapka ofsajdowa".

Marcos Rojo (0): Argentyńska prasa rozdawała mu plusy za dośrodkowania... ale zaraz, jakie ku*wa dośrodkowania? W pole karne? Nie zasłużył na nic, na cokolwiek. Widać, że "wspólne noce" z trenerem zrobiły swoje.

Fernando Gago (3): Za pierwszą połowę dostałby mocniejszą trójkę, ale przygasł toteż ocena poszła w dół. W wielu przypadkach udanie zastąpił Mascherano na boisku. Co prawda trochę brakowało mu agresji, ale powinien się wyrobić. Na tej pozycji Albicelestes mają zawsze najlepszy towar.

Rodrigo Brana (-0): Wyjątkowa ocena dla wyjątkowego gracza. Trzeba w końcu ustanowić zakaz wykonywania zawodu na szczeblu międzynarodowym, gdyż jego gra po prostu kompromituje Albicelestes jako naród piłkarzy wybitnych. Człowiek, którego powinno się zamykać w więzieniu, kiedy przychodzi dzień meczowy. Człowiek... a zresztą, szkoda dalej pisać.

Lionel Messi (3+): Strzelił bramkę? Strzelił. Kibice się cieszą? Ba, radują. I to wystarczy, gdyż cała reszta była na jego tradycyjnym, jak na kadrę poziomie. Nie spodziewajmy się błysku Maradony i diablo skuteczności Batistuty. Nie z takimi partnerami. Warto jednak podkreślić, że w gruncie rzeczy najwięcej winy za jego dyspozycję ponosi trener, zlecający mu idiotyczne zadanie "Jesteś Messi. Wyobraź to sobie". Na dobrą sprawę grał półnapastnika, półpomocnika, półboga, półMessiego.

Angel Di Maria (3+): Sprawa dość ciekawa. Otóż przez cały mecz, nie popisywał się niczym szczególnym do momentu strzelenia bramki i celebrowania ich z kumplami. Oglądało się gość strawnie, ale jak chce coś zrobić samodzielnie... lepiej by sobie grzecznie odpuścił. Macha rękami szybciej niż Phelps na IO w pływaniu.

Ezequiel Lavezzi (2): Paryż mu chyba szkodzi. Nie można mu odmówić woli walki, ale czy to gracz godny pierwszej 11-stki? Mocno wątpliwe, choć nieźle układała mu się współpraca z Di Marią. Dośrodkowania przemilczę, drybling wyśmieję, pozostałości przemilczę.

Gonzalo Higuain (2+): Plus wyłącznie za bramkę. Całą resztę oceny możecie sobie skopiować i wkleić z zawodnika powyżej.

Rezerwowi
Rodrigo Palacio (2): To sobie chłopak pograł. Nic nie wniósł nowego, niczego też nie pogorszył.

Pablo Guinazu (bez oceny): Nie oceniłbym go na żaden sposób. Grał zbyt krótko, żebym mógł go przeczołgać.

Lucas Biglia (bez oceny): Lepszy od większości podstawowych graczy. I nie potrzebował do tego nawet minuty spędzonej na boisku. Ale z szacunku dla innych pozostawię to bez oceny.

Alejandro Sabella (skierowanie do psychiatry): Ładny kaftanik już czeka na nowego pacjenta.

piątek, 7 września 2012

Powrót z przeszłości

Wróciłem. I choć przerwa była rekordowo długa (wiecie - EURO, nie-EURO i cała reszta), to dziś otrzymaliście znak zwiastujący powrót do w miarę regularnego pisania na blogu. Okazja przednia, bo jest nim mecz Argentyny z Paragwajem w ramach el. do MŚ w Brazylii. Moje wątpliwości co do jakości tej kadry opisywałem już kilka miesięcy wstecz, lecz czy ta przerwa dobrze zrobiła chłopcom Sabelli? Czy będę miał okazję do kolejnego ochrzanu czy do pogłaskania po głowie, przekonamy się już o 1:00 w nocy z piątku na sobotę. Moje zdanie zna pewnie większość co do postawy Argentyny - oczekuję zwycięstw i jest to absolutne minimum. Celem maksimum będzie zdobycie co najmniej 10 goli w obu meczach, żeby ktoś nie miał przypadkiem wątpliwości, kto tu rządzi (scenariusz mało realny).

A zatem spełniłem obietnicę słów, wypowiedzianych przez Arnolda z filmu "Terminator" - "I'll be back".