środa, 30 listopada 2011

Jeden punkt od spełnienia marzeń

Na początek przeprosiny, związane z problemami technicznymi, które myślę, że już definitywnie już mam za sobą (ale za to kilka przede mną).

Wczoraj zakończyła się szesnasta już kolejka zmagań o mistrzostwo Argentyny. Wyniki oczywiście da się podzielić na: oczywiste, zaskakujące oraz niespodziewane. Moje oczy były zwrócone głównie ku Mendozie, gdzie Godoy gościł być może nowego mistrza - Boca Juniors. Do tej pory (a raczej od kilku kolejek) mecze Xeneizes oglądało się z bólem, zupełnie jakby się oglądało taśmy z narodzin swojego rodzeństwa. A, tu proszę niespodzianka. Podopieczni Julio "Szczęki" Falcioniego zagrali może nie rewelacyjnie, ale na pewno dobrze i skutecznie. Co prawda dlatego, że Godoy nie zabarykadował się pod własną bramką, ale jednak trzy punkty zostały zgarnięte i tego sukcesu odebrać się nie da. Zwłaszcza, że rywale zagrali jedno z gorszych spotkań i dopóki nie pojawił się Armando Cooper (ciekawy Panamczyk z turbo między pośladkami), wyglądało to mizernie. Pierwszy gol Dario Cvitanicha była od prostym wykończeniem tego co powinien zrobić każdy napastnik. Drugą bramkę z rzutu karnego (ewidentnie faulowany na 8 metrze "Cvita") strzelił Rolando Schiavi, który jednak o mało co, a znowu by się pomylił. Potem skutecznie Xeneizes kontrolowali grę, gdy goście nie wiedząc co począć, trenowali rugby. Czyli kopali piłki na wysokość dziesiątego piętra.

W drugiej połowie za sprawą wcześniej wspomnianego Coopera, gra się wyrównała i Boca już na dużo pozwolić sobie nie mogła. Zresztą w 86 minucie Panamczyk zaliczył asystę przy kapitalnej bramce Rojasa, przy której słowa "stadiony świata" są najodpowiedniejszym sformułowaniem. I w sumie za tą straconą bramkę zawodnikom Boca należy się 5 rund wokół La Bombonery, bo stare piłkarskie powiedzenie mówi, że "kiedy rywal leży, należy go skopać". Dodatkowego ciśnienia kibice nie potrzebują, więc jedyny cel dla których padła ta bramka, to zapewne kasa u buka. Jednak możliwość straty punktów, byłaby niewybaczalna. Indywidualnie chwalić nie ma za bardzo kogo (który to już raz), bo wszyscy gracze Xeneizes zagrali dobry mecz, a kilka pojedynczych potknięć, nie rzutuje na znaczne obniżenie noty końcowej. U zawodników Godoy ocena może być jedna: stara i ulubiona przez wszystkich jedynka (w Niemczech ma wymiar symboliczny).

Zatem, jak wyglądały pozostałe wyniki? Oto odpowiedź:

Tigre 3-0 Atletico Rafaela (Luna 16 min, Castano 67 min, Morales 78 min. [karny])
Olimpo Bahia Blanca 0-3 San Martin SJ (Caprari 16 i 77 min, Bogado 34 min. [karny])
Newell's Old Boys 0-0 San Lorenzo
Racing Club 2-3 Belgrano Cordoba (Moreno 38 min, Viola 68 min. - Pereyra 32 i 45 min, Turus 36 min.)
Velez Sarsfield 1-1 Colon de Santa Fe (Velazquez 22 min. - Chevanton 47 min.)
All Boys 0-0 Lanus
Banfield 2-2 Argentinos (Gomez 57 min, Ferreyra 87 min. - Bordagaray 27 min, Salcedo 94 min.)
Godoy Cruz 1-2 Boca Juniors (Rojas 87 min. - Cvitanich 10 min, Schiavi 37 min. [karny])
Arsenal de Sarandi 1-2 Estudiantes LP (Obolo 22 min. - Fernandez 56 min, Veron 81 min.)
Union Santa Fe 0-0 Independiente

Przy wnioskach zaiste ważnych dla mnie:

- Racing rozczarował, ale w sumie nie powinno to dziwić. Zespół złożony z indywidualności ma to do siebie, że kiedy ich na boisku nie ma, to praktycznie wszystkie jej atuty znikają. Bez Teo Gutierreza z przodu siłą ofensywna wyglądała dość blado, choć jego kolega Moreno dwoił się i troił by Racing wygrał. Tak się nie stało, ale kibice przynajmniej mogli obejrzeć ciekawe, ale przede wszystkim BARDZO DOBRE widowisko. Oprócz kilku bramek, ciekawych akcji ofensywnych, czerwonych kartek (aż trzy) i kiepskiego sędziowania można doliczyć jeszcze jedno: sukces Belgrano. Dla gospodarzy natomiast to ewidentne pożegnanie z mistrzostwem, które mogliby jeszcze odratować, lecz musieliby liczyć na wielki spadek formy Boca, co wydaje się niemożliwe (choć szanse są ok. 0,0000000001%).

- Tigre w panice poszukuje punktów, by uniknąć degradacji do drugiej ligi. Mając nóż pod gardłem podopieczni Rodolfo Arruabarreny wygrywają (chyba lubią grać pod presją ognia smażące ich tyłki) i to dość wysoko z Rafaelą. Być może dla niektórych może to wydać się śmieszne, ale klub ten ma całkiem spore szansę na grę w... Copa Libertadores. Jakim cudem? Oczywiście dzięki sposobowi zliczania punktów, który w przypadku pucharów kontynentalnych dodaje wszystkie punkty zdobyte w tym roku (czyli Clausura 2011 i kończąca się Aperturę). Aktualnie Tigre zajmuje 5 miejsce (premiowane grą w Copa Sudamericana 2012), tracąc zaledwie 2 punkty do Godoy Cruz. Wydaje się absolutnie pewne, że Tigre w przypadku awansu do Pucharu Wyzwolicieli, będzie grał wyłącznie rezerwami, a nie licząc kosztów związanych z potencjalnymi podróżami zagranicznymi... Dla łaknących niespodzianek, w przypadku degradacji Tigre po Clausurze 2012, klub nie będzie mógł wystąpić w Copa Sudamericana. Cóż, absurd goni absurd.

- Pewnie część kibiców kojarzy Javiera Chevantona. Tak, ten urugwajski snajper, który swego czasu nękał bramkarzy we Włoszech, Francji czy Hiszpanii teraz wybrał sobie za zadanie pokazanie klasy w Argentynie. Wypada się na początku trochę pośmiać, bo gdy zadebiutował w barwach Colonu w meczu z All Boys, był najgorszym piłkarzem na boisku. Potem trafił mu się uraz, z którego to powodu zawodnik (notabene przed przyjazdem do Santa Fe był w słabej kondycji fizycznej) pauzował blisko miesiąc. Od tamtej pory Chevanton zaczynał mecz od polerowania ławki rezerwowych oraz swojej łysiny. Wreszcie chłop się jednak przebudził, strzelając bramkę już minutę po wprowadzeniu na boisko w meczu z Velezem. I to nie byle jaką, bo z rzutu wolnego. Tym samym Cheva "zaliczył" swój pierwszy raz na argentyńskiej pampie a kibice Los Sabaleros, liczą na więcej.

- Emocje to słowo, które pada wyjątkowo często w lidze argentyńskiej. Głównie dotyczą one bójki kibiców, skandalicznych decyzji arbitrów lub wszystko inne nie związane z piłką nożną. Wyjątek numer dwa w tej kolejce, zaprezentowały drużyny na stadionie Florencio Soli czyli Banfield oraz Argentinos. Najwięcej emocji, tudzież kontrowersji dostarczyła bramka wyrównująca dla Argetinos dzieła Santiago Salcedo w 94 minucie. German Basualdo w akcie desperacji postanowił wrzucić piłkę w pole karne, gdzie znajdował się wspomniany Paragwajczyk. Po ładnym przyjęciu piłki na klatkę piersiową, uderzył opadającą futbolówkę pokonując bezradnie rzucającego się na niego Lucchettiego. Czy był spalony? Oceńcie sami: (omawiana akcja zaczyna się od 1:07)


Tabela wygląda na prawie taką samą jak tydzień temu:

1. Boca Juniors 36 PKT 19-4
2. Tigre 27 PKT 20-13
3. Racing Club 25 PKT 13-7
4. Velez Sarsfield 25 PKT 18-14
5. Colon de Santa Fe 25 PKT 14-12
...
17. Olimpo Bahia Blanca 14 PKT 15-24
18. Newell's Old Boys 13 PKT 10-15
19. Estudiantes La Plata 13 PKT 17-23
20. Banfield 11 PKT 11-18

W klasyfikacji strzelców zmian nie widać:

1. Ruben Ramirez (Godoy Cruz) 10
2. Mauro Matos (All Boys) 7
3. Dario Gandin (Atletico Rafaela) 6
3. Martin Rolle (Olimpo) 6

PS Słowa dotrzymam i teksty sprzed tygodnia, które z przyczyn technicznych się wówczas nie pojawiły, znajdą się w tym. A oprócz tego jeszcze jeden: Copa Argentina, czyli dla kogo są te rozgrywki.

wtorek, 22 listopada 2011

Status Quo

Kolejka przyniosła ostatecznie utrzymanie tego co było przed jej inauguracją. W kluczowym dla losów mistrzostwa meczu pomiędzy Boca Juniors a Racingiem padł bezbramkowy remis. Oczywiście dla obu klubów ten fakt przedłuża serię meczów bez porażek, ale nie zmienił w praktyce niczego poza tym, że Boca jest coraz bliżej mistrzostwa. Samo spotkanie było bardziej emocjonujące niż satysfakcjonujące z powodu poziomu gry. Jakiekolwiek emocje budziły jednak tylko czerwone kartki dla graczy Racingu: Pellettierego oraz Gutierreza. Zwłaszcza ta druga, najbardziej kontrowersyjna wynikała z niepodyktowania słusznego rzutu karnego (każdy z graczy Boca, jedyne co dotknęli w polu karnym to nogi rywala). Co prawda być może skończyło by się to inaczej, ale krewki Kolumbijczyk postanowił naruszyć cielesność arbitra odpychając go wzrokiem oraz łokciem. To wystarczyło, by Nestor Pittana wręczył mu nakaz zejścia z boiska. Show piłkarz skończył, pokazując w kierunku kibiców Xeneizes przyczynę dla, których został wyrzucony z boiska. Była to interpretacja dzieła pod tytułem "wręczam kasę pod zielonym stolikiem". Wracając do meczu, chyba już kolejny raz będę zmuszony zrezygnować z ocen indywidualnych, bo poziom spotkania był ewidentnie niski. Mało polotu, dynamiki, jakiejś próby większego zaskoczenia rywala ujrzeć nie mogłem. Ot, panowie siedzieli w bunkrach i czasem liczyli na to, że snajper któregokolwiek z nich zdejmie. Jedyny gracz, który tak naprawdę się wyróżnił na tym tle to arquero "La Academii" Sebastian Saja. Można co prawda czepiać się tego, że większość strzałów leciała prosto w niego, lecz sztuką jest też obronić i to. Dzięki remisowi zachowała się równowaga, z korzyścią dla gospodarzy, którzy mimo wszystko zmarnowali szansę na wygranie wyścigu, zanim by się skończył.

Oto komplet wyników:


Newell's Old Boys 0-1 Tigre (Casteglione 36 min.)
San Martin SJ 0-0 All Boys
Argentinos 1-0 Godoy Cruz (Oberman 37 min.)
Independiente 3-0 Olimpo de Bahia Blanca (Tuzzio 34 min, Perez 49 min, Parra 76 min.)
Belgrano 1-3 Velez (Vazquez 69 min. - Bella 24 min, Franco 30 min, Rescaldini 74 min.)
San Lorenzo 0-1 Union de Santa Fe (Rosales 73 min.)
Boca 0-0 Racing
Colon 1-0 Atletico Rafaela (Fuertes 72 min.)
Estudiantes 0-1 Banfield (mecz przerwany w 20 minucie)
Lanus 0-1 Arsenal (Burdisso 19 min.)

I garść przemyśleń:

- Tematem numer jeden przez dłuższy czas była śmierć matki Diego Maradony. Czemu przez dłuższy? Ano wystarczyły tylko rozróby w trakcie meczu w La Placie pomiędzy Estudiantesem a Banfieldem i znowu powrót tematu o "niedobrych kibicach" (skąd my to znamy). W 12 minucie spotkania, przy prowadzeniu drużyny gości, ostrym przedmiotem rzuconym z trybun został trafiony bramkarz gości Lucchetti. W czasie operacji "zszywamy bramkarza" na negocjacje z barras Estu poszedł kapitan gospodarzy Juan Sebastian Veron. Poza werbalnym przekazem do kibiców w stylu "dam wam w mordę i zgwałcę wasze matki" ostatecznie nie przekonał ich do uspokojenia swoich zszarganych nerwów. Toteż w 20 minucie sędzia zdecydował się przerwać to spotkanie. Powodem była też coraz bardziej wzmożona agresja gówna (tak, to pospolite gówno a nie kibice), które co prawda na boisko nie wtargnęło ale skutecznie obrzydziło możliwość obejrzenia spotkania do końca.

- Śmierć matki Diego odbiła się w Argentynie dość dużym echem, czego efektem były m.in. minuty ciszy przed rozpoczęciem każdego ze spotkań ligowych. Sam piłkarz nie zdążył się ze swoją matką pożegnać, dowiadując się o jej odejściu ze świata już w samolocie lecącym do Buenos Aires. A wszystkie te wydarzenia miały jeszcze miejsce tuż po sobotnim meczu jego drużyny Al-Wasl z Al-Ain, gdzie kibice rywali obrzucali "Puszka" (zdziwicie się co poniektórzy, ale to jego pierwszy pseudonim) i jego zawodników kamieniami. Niby tradycyjne zachowanie w krajach arabskich, ale niesprawiedliwe. W całej tej potrawce z Diego, swoją oliwę do ognia dodał Cosmin Olaroiu, który w dość "oryginalny" sposób odniósł się do życia prywatnego mistrza świata z 1986 roku. Poniekąd słusznie wypomniał mu zażywanie narkotyków, seksskandale czy niezapłacone podatki w Italii. Bo co by nie mówić, Diego jest postacią odbieraną jako zadufanego w sobie egoisty, który kiedyś z piłką wyczyniał rzeczy, o jakich my zwykli śmiertelnicy, możemy tylko i wyłącznie pomarzyć.

- Esteban Fuertes świętował wyjątkowo 285 mecz w barwach Colonu. Okrasił go bramką i to w dodatku numer 136, która poprawia jego statystykę najlepszego strzelca klubu w historii. Żeby było ciekawie, ten 38-letni już snajper, ma szansę także rozegrać najwięcej spotkań w barwach "Los Sabaleros". Do końca rozgrywek pozostały jeszcze cztery mecze, a liderem tej klasyfikacji jest Eduardo Araoz z 288 spotkaniami. Jak widać Estebanowi wystarczy, że rozegra komplet meczów do końca sezonu. Jak widać niedużo czasem potrzeba do szczęścia.

- W Velezie szanse na mistrzostwo ocenia się jako zerowe. Nie przeszkadza to jednak podopiecznym Gareci w zdobywaniu cennych punktów w końcowej klasyfikacji (głównie chodzi o Descenso i tą związaną z rozgrywkami pucharowymi). Trochę to śmieszne, ale w meczu z Belgrano najlepszym graczem był... Alejandro Cabral, którego polscy kibice znają wyśmienicie (aż za dobrze). I, który zarazem ma bardzo obrotnego menadżera Marcelo Cuppariego (polecam zobaczyć listę jego klientów). Jegomość swego czasu załatwił mu możliwość zagrania w seniorskiej kadrze Argentyny, a teraz mocno naciska na trenera, by dawał jego podopiecznemu możliwość gry w podstawowym składzie. Poniekąd mu się to udaje, ale chimeryczność samego piłkarza w równym stopniu poraziła tak, jak jego gra w Legii. W każdym razie solidny mecz w jego wykonaniu, ale to taki wystrzał raz na 20 spotkań... Norma.

- Lanus nie skorzystał z okazji do awansu na drugie miejsce w tabeli. Wystarczyło tylko wygrać z Arsenalem. Oczywiście tym z Sarandi, który mając poparcie Don Julio Grondony (notabene... założyciela klubu), nigdy z ligi nie spadnie, nawet jeśli miałby ostatnie miejsce w tabeli spadkowej. W końcu w razie co jest amnestia, jakby były problemy. Natomiast co do meczu. Jak cały sezon ligowy, także i ten mecz był słabym widowiskiem nastawionym na walkę na łokcie, niż na ilość strzelonych goli. W sumie wychodzi na to, że oglądam więcej sportów walki niż piłki nożnej.

- San Lorenzo odstrzelił już Omara Asada. Trenera, który po porażce z Unionem podał się do dymisji, zostanie jednak w klubie, ale pełnić będzie już rolę trenera od przygotowania fizycznego. Zresztą to dziwne, że będąc niby specjalistą w tej dziedzinie zrobił z graczy San Lorenzo zmęczonych emerytów, którzy ledwo co wytrzymują do końca pierwszej połowy. Lista kandydatów na jego miejsce, jest długa jak kolejka w czasach PRL-u, bo obfituje w kilka nazwisk. Są m.in.: Madelon, Caruso Lombardi, Cousillas a nawet Basile i to właśnie oni, mają podobno w ciągu kilku dni zjawić się w siedzibie klubu na rozmowę o pracę. Smutek jednak wśród kibiców El Ciclonu jest związany z czym innym. Bo aktualnie klub zajmuje 17 miejsce w tabeli spadkowej, co grozi meczami barażowymi. Ciekawostką jest fakt, że ta ów tabela Descenso narodziła się dzięki... temu klubowi. Cofnijmy się zatem do 1981 roku, kiedy to San Lorenzo zostało zdegradowane do drugiej ligi. Julio Grondona wówczas postanowił stworzyć specjalną tabelę spadkową, która liczbę zdobytych punktów przez 3 ostatnie sezony dzieliła przez ilość rozegranych meczów. Cel był prosty, ochronić wielkie kluby od gry w niższej klasie rozgrywkowej. Ten wielce korzystny dla nich zapis, nie uchronił jednak kilka miesięcy temu River Plate przed grą w drugiej lidze. A już niedługo, jeśli drużyna z dzielnicy Boedo utrzyma taką formę do wakacji 2012, to również się tam znajdzie. Ironia losu...


Rzut oka na tabelę:

1. Boca Juniors 33 PKT 17-3
2. Racing Club 25 PKT 11-4
3. Velez Sarsfield 24 PKT 17-13
4. Tigre 24 PKT 17-13
5. Colon 24 PKT 13-11
...
17. Olimpo 14 PKT 15-21
18. Newell's 12 PKT 10-15
19. Estudiantes 10 PKT 15-22
20. Banfield 10 PKT 9-16


I na klasyfikację strzelców:

1. Ruben Ramirez (Godoy Cruz) 10
2. Mauro Matos (All Boys) 7
3. Dario Gandin (Atltico Rafaela) 6
3. Martin Rolle (Olimpo) 6


PS A już w tym tygodniu: Brazylijski sen Argentyńczyków na obcej ziemi, narodziny nowej kategorii na moim blogu oraz nietypowy ranking.

sobota, 19 listopada 2011

Końcowe metry

Wczoraj zainaugurowano 15 kolejkę zmagań Torneo Apertura 2011 w Argentynie. Piątek jest jednak dniem, gdzie głównie rozgrywane są najnudniejsze mecze i tradycję tę bardzo skutecznie podtrzymano.

Newell's 0-1 Tigre (Casteglione 36 min.)
San Martin SJ 0-0 All Boys

Jako człowiek wyjątkowo cierpliwy (do pewnego stopnia) postanowiłem skupić się jedynie na meczu w Rosario, gdzie chciałem sprawdzić poczynania zespołu Tigre. A klub ten z jednej strony zadziwia (dwa razy był na podium) a z drugiej denerwuje (nie zaskakuje niczym oryginalnym). Aktualnie zespół prowadzony przez Rodolfo Arruabarrenę (notabene bardzo solidnego piłkarza takich klubów jak Boca czy Villarreal) zajmuje trzecie miejsce w tabeli, lecz niepokój ekipy związany jest z inną tabelą, zwaną Descenso (tabelę spadkową). No i tu możemy znaleźć Tigre na odległym 19 miejscu, który powoduje, że do sezonu Apertury w 2012 roku przystąpiła by od gry w drugiej lidze.

Właściwie już kolejny raz natrafiam na mecz, który owszem podnosi ciśnienie, ale niekoniecznie w taki sposób o jakim z początku myślę. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że archaizm jest dzisiaj w lidze esencją, która dotyczy każdego zespołu (wyjątkiem są tylko pojedyncze mecze). Nie inaczej spotkało mnie w meczu Newell's z Tigre, gdzie obie ekipy głównie sobie kopią piłkę bez jakiegoś większego entuzjazmu (chyba, że tym słowem określimy kopanie po nogach). Wygraną Tigre zapewnił uderzeniem głową Casteglione, nominalny obrońca. I właściwie na tym można o tym meczu przestać pisać. Choć, tą drobną różnica niech pozostanie fakt, że moja ciekawość okazała się dość próżna i niczego odkrywczego nie odnalazłem. Może z wyjątkiem starej, ale sprawdzonej metody w postaci "długa piłka do przodu a resztą niech martwi się napastnik". Tylko, że to co w Argentynie wyjść może, niekoniecznie sprawdzi się w rozgrywkach kontynentalnych, ale na ich opis wstrzymam się na koniec sezonu.

A oto rozkład jazdy pozostałych meczów 15 kolejki (godziny rozgrywania spotkań podaję w naszej strefie czasowej):

Sobota
Argentinos - Godoy Cruz (godz. 21:00)
Independiente - Olimpo (godz. 23:10)
Belgrano - Velez (godz. 1:15)
Niedziela
San Lorenzo - Union Santa Fe (godz. 21:00)
Boca Juniors - Racing Club (godz. 23:10) HIT 
Colon Santa Fe - Atletico Rafaela (godz. 23:10)
Poniedziałek
Estudiantes - Banfield (godz. 23:10)
Lanus - Arsenal (godz.1:15)

Nietrudno wskazać hit tej kolejki. Mecz Boca z Racingiem jest pojedynkiem o mistrzostwo kraju. Obie jako jedyne są w lidze niepokonane i po tym spotkaniu na pewno jeszcze jedna z nich podtrzyma tę serię (lub obie w przypadku remisu). Karty rozdaje drużyna gospodarzy, mająca aż 8 oczek przewagi nad rywalem i dość umiejętnie kontroluje sytuację w górnej części tabeli. Mankamentem na niedzielę, okazują się braki kluczowego dla klubu Riquelme oraz wyłączonego w tym oraz w następnym sezonie Viatriego. Niepewny jest los Rivero, ale nigdy nie uważałem go za ważny element układanki Xeneizes. Z kolei zawodnicy La Academii, do meczu przystąpią w najsilniejszym składzie z wyłączeniem Teo Gutierreza, którego szanse na występ są oceniane pół na pół. Czy szykują się emocje na miarę telefonu komórkowego między piersiami Larissy Riquelme? Nie śmiem nawet typować, boisko i dyspozycja dnia rozjaśni nam wątpliwości.

środa, 16 listopada 2011

Fałsz na kolumbijskiej trawie

Czasem jak w to w życiu bywa, ciężko pewne sprawy zrozumieć. Za każdym razem, kiedy ogląda się mecz piłkarski nie sposób zrozumieć okoliczności, jakie w niej występują. Nie inaczej było wczoraj, kiedy Argentyna na wyjeździe rozegrała swój mecz z Kolumbią. Być może nie byłoby w tym żadnych obaw, wszelkich wątpliwości co do wyniku, bo w końcu to Argentyna. A nazwa do czegoś zobowiązuje. Niestety od dość dłuższego czasu (rzec można od połowy lat 90-tych) o Albicelestes i o liczbie sukcesów seniorskiej kadry nie mówi się dużo, bo ich albo nie ma albo nic nie znaczą (olimpijskie złota z Aten i Pekinu). Kryzys zapoczątkowany od ery Alfio Basile kontynuuje dziś Alejandro Sabella. Człowiek ten o wątpliwej zdolności motywatorskiej oraz braku wyobraźni/normalności w ustalaniu taktyki jest kolejnym ciągnącym się problemem argentyńskiego futbolu. Lecz próżno szukać lekarstwa, gdy lekarz prowadzący (Julio Grondona) zamiast chemioterapii, woli przepisywać psychotropy. Choć co prawda wygrana 2-1 cieszy, bo są trzy punkty, ale mi uśmiech na twarzy się nie pojawia. Dlaczego? Dlatego, że widząc teraźniejszość, przypomina mi się zastygły już kadr z czasów, gdy selekcjonerem był zadufany w sobie egocentryk Maradona. To jest to samo danie, lecz kucharz inny...

O meczu z Kolumbią rozpisywać się trudno, bo i wspominać nie ma za bardzo co. Obie drużyny grały BEZNADZIEJNIE, a wszelkie próby stworzenia zagrożenia przez jedną lub drugą stronę, przypominały walenie głową w mur. Tak jak w piątek, tak i wczoraj Albicelestes nie odrobili lekcji, a nauczyciel się zwyczajnie obijał z wymierzeniem klasie kary. Tylko jakim cudem padły bramki? Pierwsza, to dzieło przypadku. Dwie następne, efektem precyzyjnych wykończeń. Może i chciałbym coś napisać o ładnej pogodzie, przyjemnym w uszach i we wzroku dopingu gospodarzy. Ale towar jaki chcą mi Kolumbijczycy sprzedać, jest wybrakowany. Przejdźmy zatem do ocen:

Sergio Romero (3): Zrobił tyle, co mógł. Przy bramce nie miał większych szans, a reszta interwencji była bez większych zarzutów. Solidnie, ale bez błysku.

Pablo Zabaleta (0): Nie muszę chyba powtarzać, że ten facet powinien zostać wykopany z kadry raz na zawsze. Widać po nim, że zbija bąki i udaje, że gra w piłkę. Nie umie ani podać, ani też piłki odebrać w sposób bardziej cywilizowany, czyli bez odgwizdywania przez sędziego faulu.

Nicolas Burdisso (0): Może to zabrzmi dziwnie, dla niektórych może kontrowersyjnie ale w tym wypadku jego nieszczęście... przyniosło szczęście. Skopiował wszystko to, co dotychczas robił podczas meczu z Boliwią i choć co prawda jego zastępca (Desabato) nie był może zbyt rewelacyjny, ale jednak lepszy. Jednak jego uraz ma wyraz symboliczny i dziękujmy za ten "dar".

Federico Fernandez (2): Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, choć to co miał zrobić wykonywał raz dobrze a raz gorzej. Był to generalnie bardzo przeciętny występ chłopaka, który wystraszony, bał się tego, że doleci do niego piłka i będzie coś z nią musiał zrobić.

Clemente Rodriguez (1+): Przypomina mi swoim zachowaniem małego ratlerka, któremu zew natury każe zabawić się z suką rottweilera. Skacze, gryzie, szarpie ale jak kopniesz w dupę to zacznie piszczeć i uciekać. Po w miarę przeciętnym występie kilka dni temu, dziś słaby i bezbarwny. Zapędy w ofensywie zostały przytemperowane przez trenera a on sam jak już zaczął biec z piłką, to najczęściej gdzieś po drodze ją gubił. Sporo było też nieprzemyślanych decyzji w jego wykonaniu.

Jose Sosa (1): Wiecie, że ten gość dostawał w argentyńskiej prasie takie noty, jakby był bohaterem narodowym? Cóż, obiektywna ocena to nie była (moim zdaniem), choć i mnie można posądzić o jej brak (wolność słowa). To co wkurza mnie w tym piłkarzu to przeciętność, wybrakowanie i rzemieślnicza fuszerka. I to pokazał wczoraj, tylko, że będąc uczestnikiem akcji bramkowych jego nota od razu poszła w górę. Ale u mnie obniżę mu za nieużywanie mózgu na placu gry. Bo intelekt używa każdy piłkarz a zwłaszcza rozgrywający, który ma ową grę kreować.

Javier Mascherano (2): Samobój, potem spore problemy ze środkowymi Los Cafeteros. Choć w drugiej połowie się zmotywował, to jednak zbyt późno, by mówić o udanym występie. Trochę przyblakł od czasów przejścia do Barcelony. Opary symulowania da się wyczuć.

Rodrigo Brana (1+): Kolejny gracz, którego zjadę, bo nie zasługuje choć trochę na wąchanie murawy w argentyńskiej koszulce. Co prawda nie zabraniam mu tego robić, ale niech się tym zajmuje, kiedy na boisku jest tylko on sam, a na murawie też nikogo nie ma. Co prawda parę razy zdarzało mu się dobrze odegrać piłkę... ale przesadą by było od razu robienie z niego zbawiciela na skrzydle, kiedy był wolny i ociężały w swoich ruchach.

Pablo Guinazu (1): Oto przykład człowieka, który jest wolniejszy od żółwia zmieszanego ze ślimakiem. W życiu bym nie podejrzewał, że ktoś może być aż tak WOLNY i nie mam tu na myśli swobody w wygłaszaniu swoich poglądów. Leniwy, ślamazarny piłkarz, który w obrazie rzeczywistym porusza się w slow motion.

Leo Messi (3): A specjalnie dla niego poszedłem do fryzjera, by mieć fryzurę taką jak on. Jakby lepszy w swojej postawie, ale nie na tyle by sprawił, że ludzie chętniej będą uprawiać seks w miejscu publicznym. To co mnie niepokoi to cały czas błędy trenerskie, połączone z przemęczeniem samego zawodnika. Intensywnie eksploatowany, będzie coraz szybciej obniżał loty, a to martwi bo takich historii graczy było sporo i zawsze miały to samo smutne zakończenie.

Gonzalo Higuain (1): Nic a nic z jego poprawy dobrego nie wynikło. Czasem zagrał piłkę na pamięć, ale zapominał zawsze, że jego kolegą nie jest Cristiano Ronaldo, tylko Rodrigo Brana.

Leandro Desabato (1+): Zrobił tyle co mógł, zastępując Burdisso zagrał od niego lepiej, choć nie na tyle, by mówić od razu o idealnym następcy. Był co prawda archaiczny w swoich rozwiązaniach (czyt. wykopywał piłkę), ale lepsze to niż zabawa we własnym polu karnym (pozdrawiam Demichelisa).

Sergio Aguero (3+): Trzymać go na ławce, to tak jakby wstydzić się podejść do ładnej dziewczyny i zagadać. Kiedy ryzykujesz to co ci nieznane, nie będziesz stratny a może jeszcze na tym zyskasz. Tak więc śmiało i z odwagą do kobiet podchodźcie drodzy panowie, bo w końcu życie macie tylko jedno. Solidny występ, za który Sabella w końcu musi mu podziękować, choćby namiętnym pocałunkiem.

Fernando Gago (bez oceny): Wpadł na boisko w sumie chwilę po drugiej bramce, więc trudno go ocenić. Ale za to plus jeden do występów w kadrze.

Alejandro Sabella (1): Sado maso w należności za swoje pomysły. Jedynka, bo dalej nie da się kupić tych jego sztuczek. Będzie żonglował tą kadrą tak dalej, to może zostanie cyrkowcem.

poniedziałek, 14 listopada 2011

To ja, Sabella się nazywam

Może na sam początek przedstawię jedenastkę na mecz z Kolumbią we wtorek:

Sergio Romero - Pablo Zabaleta, Nicolas Burdisso, Federico Fernandez, Clemente Rodriguez - Jose Sosa, Pablo Guinazu, Fernando Gago, Rodrigo Brana - Leo Messi, Gonzalo Higuain


To, co jeszcze przed meczem w piątek było głupotą, tak teraz już nie mieści się w żadnej skali "mądrości". Trener Alejandro Sabella (zapamiętajcie to nazwisko), jest bliski pobicia wszelkich rekordów głupoty, którą zapewne chce okrasić zdobyciem nagrody Darwina. Oto bowiem prężna, wielka i wspaniała na pozór Argentyna staje się kolosem na glinianych nogach, którym główną podwaliną był kilka dni temu Demichelis. To, że od kadry musi odpocząć raz na zawsze, stanowi oczywistość, wpisaną gołymi rękami już nie zdenerwowanych, nie wściekłych, ale już wkur...nych kibiców. Od początku eliminacji, na każdy wyjazdowy mecz Sabella szykuje rozwiązania bardziej defensywne...

Ale, że co!!!??? DEFENSYWNE!!!??? Tak to pytanie nie pada tutaj przypadkowo, bo Argentyna pod wodzą tego jegomościa już kolejny raz, na potyczkę poza krajem, szykuje typowy wariant autobusowy. Można się zastanawiać, jak Argentyna może aż tak asekuracyjnie przystępować do meczu, z gorszym od siebie rywalem (z całym szacunkiem dla Kolumbii, ale Argentyna to Argentyna). Przecież, tutaj ofiara powinna zostać złożona z 23 kolumbijskich piłkarzy ku czci Messiego. Albicelestes w założeniu rzeczywistym lecą do Barranquilli po zwycięstwo, a Kolumbia ma się przed tą klęską bronić z całych sił... Tymczasem, szalony trener zupełnie zagubiony, w ten oto sposób skazuje Argentynę na ścięcie głowy. Piękne samobójstwo, naprawdę piękne i bezsensowne w dodatku.

Analizując pokrótce to ustawienie 4-4-2 (zupełnie niepasujące do Messiego i spółki), od razu przypomnę: kadra na treningach niczego nie ukrywa (bo niczym nie zaskoczy) i wariant ten Sabella ćwiczył już w Buenos Aires. Do bramkarza trudno mieć zastrzeżeń, bo lista potencjalnych kandydatów na jego miejsce jest pusta, ale on sam aż tak tragiczną postacią nie jest. To po prostu niezły golkiper z możliwością bycia dobrym, ale nic ponad to. Obrona natomiast, przypomina ser szwajcarski z mnóstwem dziur. Demichelisowi za mecz z Boliwią się słusznie oberwało, lecz to nie oznacza od razu, że taki Burdisso czy Zabaleta byli od niego lepsi. Tu akurat trener na nich stawia, nie ze względu na brak alternatyw, a z powodu własnego widzimisię. Obaj piłkarze poza tym, że są technicznie inwalidami, to jeszcze używanie intelektu przed wejściem na boisko, mają zabronione. Za ofiarę losu jaką jest Demichelis, trener na mecz z Los Cafeteros, desygnuje ławkowicza z Napoli - Fernandeza. Cóż, zbawienie to nie jest. Bo zawodnik raz, że za bardzo szybki nie jest, dwa siły fizycznej mu brakuje i trzy brakuje mu konsekwencji. Co prawda grać głową to potrafi (vide "wyskok" z Bayernem w LM, okraszony dwiema bramkami), ale grać z głową to nie do końca.

Pomoc natomiast, wymaga jak sama nazwa wskazuje pomocy. Guinazu, Sosa, Brana? Co to za mierne wynalazki wyciąga trener do zakładania koszulek reprezentacyjnych? Odpowiedź jest banalna. Brana, Sosa jak i wspomniany Fernandez w swoim CV mają występy w Estudiantesie, klubie w którym tak naprawdę o Sabelli zaczęło się głośno mówić (wygranie Copa Libertadores w 2009 roku). Jako, że miłość jest zawsze ślepa, z taką samą jej namiastką DT raczy rozsyłaniem powołań do swoich pupilów. Do tej plejady graczy, którzy pracowali z Sabellą w klubie z La Platy, w kadrze znajdziemy Oriona, Andujara, Rojo i Desabato. Już samo to świadczy o tym, jak bardzo trener myli rzeczywistości. Jednak wracając do zestawienia pomocy, to wygląda to na spektakularne utknięcie statku na mieliźnie. Bo, czy ktoś o trzeźwym spojrzeniu na piłkę wystawiałby TAKIE KALEKI na mecz z trudnym rywalem?

Jeśli weźmiemy pod uwagę ich klubowe popisy, to można załamać ręce. Rodrigo Brana aktualnie cieniuje w słabym Estudiantesie, a do tego fatalnie zagrał mecz z Chile. Nie lepszy jest też Sosa, którego trener ceni bardziej niż Pastore. I w sumie nie do końca wiadomo za co, kiedy na Ukrainie Sosa jest tylko przeciętnym szarakiem. A, żeby w tej chwili mającego najlepszego rozgrywającego w kadrze sadzać na ławce to trzeba albo Javiera nie lubić, stwierdzić, że się na treningach obija albo być idiotą.Obstawiam trzeci wariant w ciemno. Na koniec został Guinazu (do Gago trudno mieć większe zastrzeżenia), wyjątkowo przereklamowany, bez błysku i stary. Bo sensu powołania dla 33-letniego dziadka (choć co wtedy można powiedzieć o Zanettim?), który jest gorszy na tej pozycji od wielu młodszych kolegów, naprawdę zadziwia. Czyżby trener liczył, że jak starszy, to lepszy i bardziej doświadczony? Być może, ale liczba alternatyw w jego miejsce jest długa (po meczu przyjdzie czas na ich przedstawienie). Na dodatek sam piłkarz, jeśli chodzi o dyspozycję piłkarską nie jest w stanie się obronić. Ostatnie jego występy, jakie miałem okazję obejrzeć przekonały mnie o tym, że powolnych, mało zwrotnych DM-ów w kadrze nie potrzeba.

Na deser trener zostawił dwójkę napastników. Oczywiście dla nich gra w takim ustawieniu sprawi ból, bo Messi to typowy skrzydłowy a Higuain woli mieć więcej przestrzeni w środku pola. Efektem, będzie więc wzajemne przeszkadzanie sobie. A, że trenerzy w reprezentacji lubią jeszcze Leo obdzielić miliardem pozbawionych logiki zadań boiskowych, to masz babo placek.

Bo podsumowując całość, trener jest babą. Bez jaj, jednej chociaż ikry, a za to z próżnią w głowie. Coś czuję, że liczba pacjentów w klinice dla obłąkanych wzrośnie o plus jeden.

sobota, 12 listopada 2011

Śmiechu warte wymiociny na El Monumental

No i tak oto padł kwiat futbolu argentyńskiego. Złożony z graczy o potencjale wyższym niż PKB wszystkich krajów świata, po wielce ambitnej i wspaniałej walce zremisowali z Boliwią 1-1. Mecz te zapamiętają na pewno obecni kibice a także statystycy, którzy bądź co bądź muszą jednak ten spis występujących piłkarzy zrobić.

Żarty na bok. Tak beznadziejna gra Albicelestes jest widokiem ostatnio dość często spotykanym. Właściwie taki poziom gry odpowiada w pełni mizernej Boliwii, która skoro sama nie umiała strzelić gola, to trzeba było jej w tym pomóc. Nie mniej jednak zachowanie gospodarzy, potrafi odebrać człowiekowi radość z życia, bo ilość najemników w tej drużynie przeraża. Widać gołym okiem, że większości zawodnikom przypisane role na boisku nie pasują, część nawet sobie wzajemnie przeszkadza (np. Messi z Pastore) a pozostałym jest to wszystko jedno. Właśnie to ta obojętność mnie martwi, bo skoro dla nich gra w kadrze to przykry obowiązek, to czemu się z niej nie wypiszą? Pewnie dlatego, że mają ją w czterech literach.

To w takim razie jak ta Argentyna wygląda w całym swoim zakresie? Formalnie to tak, że trener mówi co innego, piłkarze co innego robią na treningu i na końcu co innego na boisku pokazują. System 4-3-3 był już wielokrotnie sprawdzany i za każdym razem przynosił fatalne efekty (vide Copa America). W czasie meczu z Boliwią, można było zaobserwować przejście drużyny na ulubiony przez trenera 4-4-2, ale i tu również nijak pasuje do tego co w tej chwili Argentyna posiada. Pewnie Aguero boki zrywa, jak musi siedzieć na ławce (nie dajcie się zwieść plotkom o kontuzji, on jest zdrowy). Całość to właśnie taki obraz nędzy i rozpaczy, nad którym wiszą czarne chmury. Dlatego, by już oszczędzić sobie nerwów przejdę do ocen (skala od 0 do 6):

Sergio Romero (2+): Przy bramce nie miał nic do powiedzenia, poza słowem "puto". To co miał wyciągnąć to mu się udało, ale generalnie przez większą część spotkania był bezrobotny.

Pablo Zabaleta (1): Beznadziejny odkąd w tej kadrze był. Jego gra na prawej stronie obrony, całkowicie odbiera chęci do dalszego oglądania tego inwalidy. Choć nawet zwykły inwalida zagrałby lepiej od niego. Bezproduktywny, bezmyślny i wiecznie spóźniony w interwencjach.

Martin Demichelis (0): Pokojowa Nagroda Nobla już czeka. Sprezentowany gol i jeszcze jedno perfekcyjne podanie do przeciwnika w okolicach własnego pola karnego. To oznacza, że jest w wyśmienitej formie (jak na niego). Najsłabsze ogniwo w teorii ludzkości i reprezentacji Argentyny.

Nicolas Burdisso (1): Kolejny gracz, któremu powinno się zakazać gry w piłkę nożną. Przewidywalny, wolny, wszystko przepuszczający, słowem katastrofalny.

Clemente Rodriguez (2): Największy szok jest związany z faktem, że to piłkarz, który wypadł w defensywie najlepiej. Był co prawda bardziej zaangażowany w ofensywie, co zresztą w Boca jest stałym widokiem, ale często zapominał o powrocie na swoją pozycję. Mimo to jego występ był bardzo, ale to bardzo przeciętny.

Fernando Gago (3): Sporo pracy w środku pola i wyjątkowo często widoczny w polu karnym przeciwnika. Mimo to jak na jego potencjał, zdecydowanie poniżej swoich możliwości.

Javier Mascherano (2): Bardzo przeciętny mecz. Mimo iż generalnie jest on od zadań stricte ograniczających mobilność rywala, to nie zawsze się z tego wywiązywał jak należy. Czasem był chaotyczny i niedokładny.

Ricardo Alvarez (1): Niepotrzebnie wystąpił w tym spotkaniu. W dodatku mimo iż to gracz o charakterystyce ofensywnej, to najwięcej zadań trener powierzył mu w obronie. Efekt był opłakany, bo zawodnik raz, że był wolny, a dwa, że zbytnio nie myślał na boisku.

Leo Messi (1+): Jeśli nie odpocznie od futbolu (od wszystkiego, czyli od Barcelony też), to zostanie zajechany na śmierć. Bezproduktywny, słaby a co gorsza obciążony miliardem zadań od trenera, co jak widać, nie służy mu to dobrze. Jako element drużyny jest wspaniały, ale jako lider od którego wszystko zależy, nieprzekonywujący.

Gonzalo Higuain (1): Nie stworzył żadnego większego zagrożenia. Mimo, iż w sytuacjach spornych jak nieuznane bramki, trudno go o to winić, tak w pozostałych elementach gry zawiódł.

Javier Pastore (2): Klasyczny enganche, który musi grać na skrzydle. Tylko człowiek głupi naprawdę robi coś takiego. Efekt był widoczny od razu, bo Javier non stop schodził do środka (a, nie mówiłem!!!), gdzie starał się jakoś rozgrywać piłkę. Mimo iż parę razy potrafił błysnąć ciekawym zagraniem, to mecz zdecydowanie in minus.

Ezequiel Lavezzi (2): Może i wszedł na boisko i strzelił gola, ale tak naprawdę za dużo ożywczego do gry Albicelestes nie wniósł. To tylko niewiele lepiej od kolegów z ataku.

Jose Sosa (bez oceny): Podobno grał, ale wtedy to ja piwo piłem.

Alejandro Sabella (0): Sposób prowadzenia drużyny jest godny pochwały. Jak tak dalej pójdzie, to Argentyna nie pojedzie na mundial, a to jest już sztuka godna "prawdziwych mistrzów".


W pozostałych meczach wyniki w miarę przewidywalne:
Urugwaj 4-0 Chile (Luis Suarez 42 min, 45 min, 68 min, 75 min.)
Kolumbia 1-1 Wenezuela (Fredy Guarin 11 min. - Frank Feltscher 79 min.)
Paragwaj 2-1 Ekwador (Cristian Riveros 47 min, Dario Veron 58 min. - Joao Rojas 92 min.)


Spis ciekawych spostrzeżeń:

- Mecz na El Monumental obejrzało "zaledwie" 30 tysięcy widzów, czyli nie zapełnili stadionu nawet w połowie. Co prawdą winą za taki stan rzeczy można uznać porę rozgrywania meczu (17.00 czasu lokalnego), ale nie zmienia to faktu, że kibice już powoli mają dosyć kolejnych niepowodzeń drużyny narodowej. Zwłaszcza, że po meczu oprócz gwizdów dla Messiego i spółki, śpiewano pochwalne peany ku czci Riquelme. Kibice widać, że tęsknią za Romanem tak jak ja, ale chyba come back do kadry, nie byłby dobrym pomysłem.

- Sędzia Carlos Vera z Ekwadoru też wyjątkowo dał do pieca swoimi decyzjami w meczu Argentyny z Boliwią. Nieuznany prawidłowy gol, kilka niesłusznie odgwizdanych spalonych (co prawda większość na niekorzyść Argentyny), słowem dostosował się do poziomu gry obu ekip.

- Urugwaj zdemolował Chile 4-0. Oprócz dobrej skuteczności Luisa Suareza, który zaaplikował rywalom cztery gole, widać było, że Charruas to pełną gębą drużyna. Brakiem Forlana, trener Tabarez przejmować się nie musiał, bo w pełni jego zadania, mogą wykonywać nawet bardziej utalentowani koledzy jak choćby wspomniany Suarez, ale też i Edison Cavani. Natomiast La Roja ma problemy wychowawcze, co jest niemal chlebem powszednim. O ile wcześniej piłkarze byli trzymani "za mordę" przez Bielsę, tak teraz widać, że Borghi sobie z tym nie radzi. Przed meczem na alkoholową libację wyruszyli w miasto następujący panowie: Gonzalo Jara, Jean Beausejour, Jorge Valdivia, Carlos Carmona, Arturo Vidal i Mauricio Pinilla. Cała wymieniona szóstka została wyrzucona ze zgrupowania, a los banitów na tą chwilę nie jest znany. Scenariusz z dłuższym rozbratem z kadrą wydaje się jednak pewny, choć szkoda, że dotyczy to niemal wszystkich piłkarzy nadających rytm gry reprezentacji Chile. Warto podkreślić, że mamy tu do czynienia z recydywistami i kolejne wyskoki w ich przypadku są pewne.

- Wenezuela wywozi bardzo cenny punkt z Barranquilli. Kolumbia może tak naprawdę tylko sobie zawdzięczać tę wpadkę, bo mimo przewagi dali sobie wyrwać trzy punkty, w niemal frajerski sposób. Mecz to stał na poziomie podobnym co w Buenos Aires, więc zmartwień dla kibiców obu drużyn nie mam. Bardzo ciekawym obrazkiem, był wychwycony przez kamerzystów ptak (prawdopodobnie płomykówka), który w trakcie przerwy postanowiła sobie zapolować. Jak widać skutecznie.



PS Więcej wieści jutro, wraz z zapowiedzią tego, czego można się spodziewać w ostatnim w tym roku meczu Argentyny.

piątek, 11 listopada 2011

Znak zapytania na przodzie

Będzie krótko, ale za to treściwie. Dziś o 21.00 czasu polskiego, reprezentacja Argentyny rozegra swój trzeci mecz eliminacyjny do MŚ w 2014 roku. Jej rywalem będzie Boliwia, teoretyczny outsider, który może sobie wybić z głowy szanse na awans do mundialu w Brazylii. Na wpis całościowy odnośnie do Argentyny i jej całej otoczki zostawię na jutro, lecz dziś warto zapoznać się z jedenastką, która wyjdzie na boisko El Monumental:

Sergio Romero - Pablo Zabaleta, Martin Demichelis, Nicolas Burdisso, Clemente Rodriguez - Fernando Gago, Javier Mascherano, Ricky Alvarez - Leo Messi, Gonzalo Higuain, Javier Pastore.

Na pierwszy rzut oka i kilka zdań komentarza... To co widzicie nie jest bałaganem a burdelem. Sposób w jaki trener Sabella ustawia swój zespół, to pomieszanie rzeczywistości z urojeniami. Tak, to nie pomyłka, defensywa wygląda okropnie, zestawienie pomocy jeszcze dałoby się uratować, gdyby nie ten pechowy Alvarez (bardziej go strawię mimo to niż Sosę). A co do ataku, ustawienie Pastore jest idiotycznym błędem i nie zdziwię się, jak zawodnik będzie non stop schodził na środek boiska, robiąc dziurę na skrzydle. W założeniu jaki powyżej widać, że Messi ma być rozgrywającym/strzelającym/dryblującym/wszystko robiącym napastnikiem co jak wiadomo, kończy się tragicznie dla niego jak i całej drużyny.

Cóż, oby to nie zakończyło się blamażem. Choć bez względu na wynik wieści dla kibiców Albicelestes, będę miał smutne...

poniedziałek, 7 listopada 2011

Nudny remis w h(k)icie kolejki

Byłem śpiący, to trzeba przyznać. Ale już dawno nie oglądałem, aż tak słabego widowiska, które stworzyły ekipy walczące o najwyższe cele. Tak, Boca i Velez niczym Polak z Niemcem, solidarnie, ręką w rękę dążyli do bezbramkowego remisu, nie robiąc przy tym żadnej krzywdy. Tak prawdę mówiąc miałem wystawić oceny, indywidualnie prześwietlić każdego zawodnika, ale nie uczynię tego. Chociaż może nie, bo ocena będzie, a konkretnie 1+ dla zawodników, trenerów i 5+ dla kibiców.

Naprawdę mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie odnaleźć kogoś, kto w jakiś minimalnym stopniu wyróżnił się na tym beznadziejnym tle. Z jednej strony mógł to być Clemente Rodriguez, który biega jak króliczek Duracel, ale nic z tego nie wynika. A z drugiej wojowniczy Cubero, który parę razy rywali z łokcia uderzył, ale podnosił zbyt często ciśnienie bramkarzowi Montoyi pod polem karnym. Czuję, że w tym meczu obie ekipy celowały w remis i to im się niewątpliwie udało. Boca nie chciała przegrać a Velez wciąż liczy, że ugra coś w Copa Sudamericana. Obie ekipy zbytnio się nie zmęczyły, nikt również na urazy się nie skarżył, więc wszyscy są zadowoleni i mogli wrócić do domów. Z wyjątkiem Rolando Schiaviego, któremu nakładam bana na wykonywanie rzutów karnych. I zapomnijmy o tym nudnym meczu.

Jakby trochę z obowiązku przed samym sobą, przedstawię resztę wyników 14. kolejki (nawet jak nie wiecie co to za drużyny i strzelcy to nie ma co panikować. Na koniec sezonu, będę rozkładał wszystkich na czynniki pierwsze, drugie oraz trzecie, jeśli potrzeba):

All Boys 2-2 Independiente (Matos 19 i 61 min. - Defederico 10 min, Perez 54 min.)
Olimpo 1-1 San Lorenzo (Furch 73 min. - Kalinski 4 min.)
Racing Club 1-0 Argentinos (Moreno 55 min.)
Godoy Cruz 3-1 Estudiantes (Rojas 5 min, Ramirez 16 min, Cooper 78 min. - Curbelo 45 min [samobój])
Union Santa Fe 2-1 Newell's Old Boys (Barrales 49 min, Bologna 89 min [karny] - Tonso 77 min.)
Banfield 1-2 Lanus (Goltz 7 min [samobój] - Pavone 25 min, Izquierdoz 36 min.)
Tigre 2-1 Colon Santa Fe (Luna 36 min, Carrasco 74 min. - Moreno y Fabianesi 75 min.)
Atletico Rafaela 0-0 Belgrano de Cordoba

Mecz Arsenalu de Sarandi z San Martin odbędzie się dziś o 3:10 czasu polskiego.

Kluczowe wnioski:

- Estudiantes cieniuje i nic w tym sezonie nie powinno się w tej kwestii zmienić. Mecz z Godoy potwierdził, że trener Russo musi zostać zwolniony i tak też władze klubu uczyniły. Na jutro planowana jest konferencja prasowa mająca przedstawić nowego DT. Faworyt? Najczęściej pada tylko jedno nazwisko, byłego selekcjonera reprezentacji Paragwaju - Gerardo Martino. Opcja jak najbardziej ciekawa i wielce prawdopodobna dla miłośników Science Fiction.

- Racing nie rezygnuje z walki o mistrzostwo. Co prawda do efektownej gry sporo brakuje, ale efektywność w postaci trzech punktów są jak najbardziej trafne. Bohaterem został Giovanni Moreno, jeden z tych zawodników z zagranicy, którzy robią wyjątkową różnicę w lidze. Co prawda po zerwaniu więzadeł dość długo powracał do optymalnej dyspozycji, ale w sobotnim meczu pokazał to z czego najbardziej słynie. Czyli sporej kreatywności w grze, wybornej technice oraz oczywiście ciągu na bramkę rywala (to chyba mu zostało od dzieciństwa). Media jednak tak bardzo "podnieciły" się jego występem, że skrytykowali decyzję selekcjonera Kolumbijskiej kadry Leonela Alvareza o braku powołania dla niego. Trener jednak już wcześniej uznał, że Gio nie będzie mu potrzebny w najbliższych meczach eliminacyjnych do mundialu w Brazylii. Wziął za to jego kolegę z zespołu Teo Gutierreza, by liczba zawodników się zgadzała.

- Lanus pod wodzą Schurrera mimo braku Camoranesiego radzi sobie dość dobrze. Od razu przypomnę, że Mauro odbywa karę za swoje debilne zachowanie z meczu z Racingiem, gdzie kopnął w twarz leżącego Toranzo. Być może tylko po to, by sprawdzić czy rywal nie symuluje. Nie zmienia to jednak faktu, że brak agresywnego (także na ulicy), byłego reprezentanta Italii, nie przeszkodziło drużynie Lanus w pokonaniu aktualnie najgorszej ekipy w lidze - Banfieldu. Regueiro i Valeri są duetem nieocenionym, lecz czasem mam wrażenie, że uzależnianie gry wyłącznie od ich postawy, nie jest dobrym rozwiązaniem.

- Nadchodzi przerwa na mecze reprezentacyjne (które szczególnie uwielbia Arsene Wenger). Argentyna pod wodzą Sabelli doczeka się oddzielnego wpisu, choć już teraz gołym okiem widać, że czeka mnie deja vu sprzed roku. Mecz u siebie z Boliwią, będzie spacerkiem (choć na CA było coś zupełnie innego), ale wyjazd do Kolumbii już nie jest aż tak optymistyczny.  Ale póki co nic więcej nie zdradzę.

Rzut oka na tabelę Torneo Apertura 2011:

1. Boca Juniors 32 PKT 17-3
2. Racing Club 24 PKT 11-4
3. Lanus 23 PKT 17-11
4. Atletico Rafaela 23 PKT 20-19
5. Tigre 21 PKT 16-13
...
17. Newell's 12 PKT 10-14
18. Argentinos 12 PKT 12-15
19. Estudiantes 10 PKT 15-22
20. Banfield 10 PKT 9-16


Ostatni akt dopełni lista najlepszych strzelców:

1. Ruben Ramirez (Godoy Cruz) - 10
2. Mauro Matos (All Boys) - 7
3. Martin Rolle (Olimpo) - 6
3. Dario Gandin (Atl. Rafaela) - 6
5. Teofilo Gutierrez (Racing) - 5
5. Nicolas Castro (Atl. Rafaela) - 5


niedziela, 6 listopada 2011

Cavenaghi Superstar

Wpis zacznę wyjątkowo od człowieka, który zarobił na tyle dużo kasy, że może sobie pozwolić na przyjemności. A tą jest dla niego występowanie w barwach River Plate. Klubu, odkąd się urodził został wiernym i oddanym dzieckiem - Fernando Cavenaghi.




Wczoraj przypomniał się w Argentynie, że jego atutem jest strzelanie bramek. Lecz zanim przejdę do samego wczorajszego meczu, kilka słów o El Torito i jego powrocie na stare śmieci.

Gdy pojawiła się oficjalna informacja o jego powrocie do River, wielu kibiców z jednej strony nie dowierzało a z drugiej zastanawiali się czy to nie jest jakiś dowcip. Była jeszcze grupa tych co oczekiwali, że skoro Cavenaghi ma do nich naprawdę przyjść to może w akcie zbiorowej pomocy pojawią się Javier Saviola, Pablo Aimar, Andres D'Alessandro, Juan Pablo Angel, Lucho Gonzalez czy Martin Demichelis. Cóż, fantazja nie zna granic. Ale owszem, klub spadł do drugiej ligi (zresztą zasłużenie), wyszły na jaw problemy finansowe w wyniku złego zarządzania (a raczej prania brudnych pieniędzy) i co. Nagle jeszcze chcą ściągać do siebie graczy dobrych i dużo kosztujących? No nie do końca. Bo Cavenaghi ostatnimi laty nie radził sobie zbytnio na boisku. Jego przygoda z Internacionalem, była krótko mówiąc nieudana (tzn. głównie statystował, a w aklimatyzacji nie pomogła dość liczna argentyńska kolonia), a we Francji trenerzy całkowicie się od niego odwrócili plecami. Poczynając wpierw od Blanca (ufał mu a potem uznał go za nieprzydatnego... dziwak) a kończąc na Gillocie (jeszcze bardziej nierozgarnięty trener). Wybór związany z powrotem do Argentyny wydawał się przesądzony, choć nikt tak o zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że nastąpi to tak prędko. Wielu typowało jeszcze modny kierunek za petrodolarami do ZEA czy Kataru. W końcu mało wymagają, sowicie płacą. Słowem raj dla ubogich. Jednak wyjątkowo dziwne uczucie następuje, gdy cofniemy się o te 10 lat wstecz i zobaczy się wizerunek chłopca, będącego wówczas maszynką do strzelania goli. Miała ona stanowić przyszłość ataku reprezentacji Argentyny...

Czasy medialnego szumu i kilku magicznych zagrań już dawno minęły, więc czas było spakować walizki i kupić bilet do Buenos Aires. Nie da się jednak ukryć, że sam piłkarz otwarcie tuż przed odejściem do Spartaka w 2003 roku (jego największy życiowy błąd) zapowiadał, że karierę piłkarską chce skończyć tylko i wyłącznie w River, któremu zawdzięcza wszystko. No to wraz z przybyciem musiał rozpocząć spłacanie tego "długu". Tym pierwszym krokiem było podpisanie 4-letniej umowy, która w pierwszym roku jej obowiązywania mówi, że El Torito nie będzie pobierał nawet złamanego peso za swoją grę. Potem co prawda pojawi się tam kwota z pięcioma zerami, ale honor piłkarza momentami wzrusza bardziej niż "Titanic". Żeby jeszcze było ciekawie, Fernando został nowym kapitanem zespołu, pod którym w ankiecie na nowego przywódcę zespołu (na ponad 700 tys. oddanych głosów, choć wiadomo jak z tymi internetowymi ankietami jest) podpisało się... 94% ankietowanych.

Cóż, drugoligowe boiska dla takiego asa jak El Torito nie powinna być problemem a on sam powinien skończyć sezon z co najmniej 25 trafieniami. Początki sezonu nie były aż tak optymistyczne, gdyż został on przyćmiony przez "nowego Gallardo" Lucasa Ocamposa (o nim napiszę oddzielną notkę). W dodatku ze skutecznością snajper miał olbrzymie kłopoty, które ustały dopiero w meczu z Quilmes w ramach czwartej kolejki ligowej. Ulga temu towarzysząca podziałała na niego bardzo pozytywnie. Wcześniej bowiem na boisku snuł się bez ładu i składu, oraz instruował kolegów bez jakiegokolwiek sensu i zrozumienia. Teraz, częściej za to pokazuje się swoim kolegom z drużyny oraz sam bierze ciężar odpowiedzialności za grę. Największym jego pokazem umiejętności była 9 kolejka ligowa z mierną Atlantą. Mierną, bo w końcu cała druga liga jest beznadziejna w swojej okazałości i tylko głupota połączona z frajerstwem może River przeszkodzić w powrocie do Primera Division. Hattrick połączył z asystą no i do tego niezapomniani rywale, którzy klękali przed obliczem napastnika zmawiając w tym czasie modlitwę "Padre Nuestro". Widok zaiste pamiętliwy. Po tym meczu Cavegol delikatnie rzec mówiąc, znowu miał problemy ze skutecznością, wynikającą z nowego sposobu gry rywali. Oczywiście była to taktyka "skopać rywala", która polegała na zrobieniu z Los Millonarios szpitalu Dzieciątka Jezus. W ten oto sposób m.in. z gry na kilka tygodni wypadł Alejandro Dominguez (jeden z kolejnych synów marnotrawnych), a samotny Cavenaghi bez wsparcia klasycznej 11-stki, zaczął tracić na wartości. W dodatku zastępujący kontuzjowanego gracza Andy Rios (kibice w Polsce dobrze go znają, aż za bardzo) okazał się mówiąc wprost dość chimeryczny i chaotyczny.

Nieoczekiwana porażka z Aldosivi była dość zaskakująca (bo pierwsza w sezonie), ale to wystarczyło, by kibice River wyrazili swoje negatywne zdanie. Mniej więcej takie "$^@^!! #*% %@( $*#^%%#$ (ocenzurowane, niestety). Cave jako kapitan przyznał się do słabej postawy zespołu, jednak wziął swoich kolegów w obronę, gdyż jak podkreślił "nie ma sposobu na wieczne wygrywanie". Kibice byli nerwowi, ale tylko do wczoraj...

Sam wczorajszy mecz był powrotem do zespołu po kontuzji Domingueza i od razu gra "Los Millonarios" wygląda znacznie lepiej. Co prawda podopieczni Matiasa Almeydy (ledwie skończył karierę i został trenerem) mieli sporo problemów z grająca wyjątkowo agresywnie drużyną Gimansii de Jujuy (wiem, mnie też czasem bierze śmiech jak czytam tę nazwę) ale od czego był powracający "Chori" Dominguez. Co prawda na filmiku poniżej jak zobaczycie, przyznanie karnego było dość kontrowersyjne (Crivelli pierwszy dotknął piłkę, zanim wpadł na niego rozpędzony "Chori"). Ostatecznie skutecznie karnego na bramkę zamienił Cavenaghi. Drugi gol to był już cud, miód i orzeszki snajpera z 9-tką na plecach, gdzie mijając Villana przymierzył z prawej nogi niezwykle precyzyjnie a lot piłki... cóż, kibice River mieli wówczas mokre gacie z wrażenia. Trzecie trafienie autorstwa Cavegola co prawda było na raty, ale wykończone efektowną piętką. Co prawda rywale jeszcze strzelili honorową bramkę, to jednak dzieło zniszczenia dopełnił niezawodny "Byczek". Tym samym mając w sumie 10 trafień na swym koncie objął przewodnictwo w klasyfikacji najlepszych strzelców drugiej ligi.


PS Dziś swój ważny mecz rozegra Boca Juniors, podejmując na wyjeździe Velez Sarsfield. Opis tego meczu, wraz z podsumowaniem kolejki nastąpi jutro, o ile autor będzie trzeźwy.

czwartek, 3 listopada 2011

W argentyńskim tangu wszelkie chwyty dozwolone

Cóż, jednak potrzeba było dwóch dni, by wena znów pojawiła się w moim umyśle.

Dlatego nic dziwnego, że spor jest pytań, które wymagają odpowiedzi:
"Co to jest?". Blog
"Czy to jest blog poświęcony piłce nożnej?". Nie, o kosmonautyce.
"Czy przeczytam coś, co może mnie zainteresować?". Być może, sam sprawdź.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Stuprocentowy, ewentualnie 40%.
"Mastrangelo. Co to za nazwa?". Dwóch person o tym samym nazwisku. Piłkarz i siatkarz. Wujek Google służy radą 24 h na dobę.
"Jakie to uczucie, kiedy piszesz kolejne zdania w nowym poście". Wstrząsające.
"Czy uwielbiasz architekturę stadionową?". Nie, aczkolwiek obiekt zdobiący mój blog prezentuje się wybornie.
"Czy dowiem się czegoś ciekawego o polskiej piłce?". Nie. Chyba, że znajdzie się tam Latynos.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Gdyby nie miało, to nic bym nie napisał.
"A zatem, będzie piłka latynoamerykańska. Jeden kraj?". Oczywiście, że nie. Ale Argentyna ma pierwszeństwo.
"Co lubisz najbardziej w kuchni?". Otwierać lodówkę co 5 minut, licząc na to, że znajdę tam coś do jedzenia.
"Czy z tego bloga dowiem się czegoś więcej o Messim?". O nim powiedziano już chyba wszystko, ale jego nazwisko się pewnie przewinie.
"Czy lubisz odpowiadać na pytania?". Muszę się zastanowić w ciszy i spokoju.
"Po co to robisz?". Dla treningu zręcznościowego. Póki nie patrzą na mnie dziesiątki par oczu.
"Jesteś pewien, że ma to sens?". Dobra, na więcej już nie odpowiem.

Teraz niech wątek, pozostanie na swoim miejscu. Jeszcze kiedyś przyjdzie moment na jego rozwinięcie.

wtorek, 1 listopada 2011

Chwilowo nazwy tematu zabrakło

Witam

I to słowo niech wystarczy na dobry początek.

Jest to pierwszy etap założenia bloga po raz trzeci w życiu, pozostałe zaś można znaleźć w odmętach sieci. Każdy z nich, opisuje moje różne okresy pracy dziennikarza radiowego w sieci. I tylko tyle mam do przekazania w tym momencie, albowiem cała reszta wpisów, będzie dotyczyć piłki nożnej (choć kto wie, czego jeszcze). I to piłki latynoamerykańskiej, którą śledzę już od ponad 10 lat, będącej moją pasją. Mógłbym to oczywiście rozwinąć, choćby o parę zdań: dlaczego akurat ten kontynent a nie piłka azjatycka. Cóż, długa to historia. Może jeszcze przyjdzie taki moment, że ten wątek zostanie rozwinięty.

Mógłbym jeszcze zachęcić do śledzenia niniejszego bloga. Lecz póki co, widać aktualnie jeden wielki plac budowy, który stopniowo (niczym polskie autostrady) będzie rozbudowywany. I to na razie tyle. Jeśli wena się odnajdzie to może i dziś (tak dla treningu, póki nikt nie patrzy) skrobnę dłuższy tekst, nie będący wypracowaniem.

Ale czego będzie dotyczyć, to pozostanie moją słodką tajemnicą...